Ku pokrzepieniu serc klasy pracującej. „Uśmiech losu” – recenzja k-dramy

-

Czasem jeden uśmiech może sprawić, że dzień staje się lepszy. Wychodząc z tego założenia, młoda Koreanka, Sa-rang, z codziennego promiennego uśmiechu, posłanego innym, robi swoją życiową misję. A najlepiej ma jej w tym pomóc praca w renomowanym hotelu King, gdzie uśmiech jest niemal składową uniformu załogi pracowników. 

Jednak codzienność zatrudnionych przez the King Group to nie bajka usłana różami. Czy Sa-rang uda się utrzymać czarujący uśmiech nawet w chwilach najtrudniejszych prób? Zwłaszcza, gdy na przeszkodzie stanie jej przełożony, przystojny, jednak ponury syn prezesa The King Group, dla którego pod tym grymasem kryje się jedynie fałsz?

Pracujący obywatel to szczęśliwy obywatel

Historia zawarta w serialu Uśmiech Losu to, mam wrażenie, nieco propagandowe przekazanie idei, że najważniejszym elementem naszego życia w społeczeństwie jest praca. Bowiem to właśnie dzięki niej stanowimy element wspólnoty tworzącej dobrze prosperujące, zdrowe państwo. Przesłanie to towarzyszy nam od samego początku produkcji, gdy widzimy wspomnienia Sa-rang jako małej dziewczynki, w której, podczas wakacji z mamą, rodzi się marzenie – zostać pracownicą lobby hotelu King i służyć innym ludziom z uśmiechem, zarażając ich radością i pozytywną energią. 

uśmiech losu king the land
Kadr z serialu Uśmiech losu / Netflix

I tak oto staje przed nami dorosła już Sa-rang, podczas przesłuchania na stażystkę w tymże hotelu. Dziewczyna, choć nie spełnia wymagań względem wykształcenia, otrzymuje szansę dzięki sile jej pięknego, promiennego uśmiechu. Mało tego, to on też gwarantuje jej szybki awans na pełnoprawną pracowniczkę i przeniesienie tam, gdzie ujrzała swe miejsce jako mała dziewczynka – do lobby. Niezbyt to realistyczne, ale cóż. Uśmiech Losu to komedia romantyczna, nie obyczaj, gdzie moglibyśmy oczekiwać większej akuratności, prawda? W produkcji jak ta na pewne sprawy możemy przymknąć oko, w końcu sytuacja, w której bohaterka spełnia marzenia dzięki swojemu nastawieniu i chęciom, to jeden z bardziej pokrzepiających obrazów, jakie publika lubi oglądać. 

Co ciekawe, pracownikami the King Group jest nie tylko Sa-rang, ale też jej oddane przyjaciółki i również ich nierówną i pełną przeszkód ścieżkę kariery śledzimy. Muszę przyznać, że losy Pyung-hwa i Da-eul były równie ciekawe, a momentami może nawet ciekawsze, i z chęcią obejrzałabym rozwinięcie ich wątków, nawet na rzecz uszczknięcia z historii sielanki Sa-rang i Wona. Dlaczego? Już tłumaczę. Przedstawione przeżycia przyjaciółek głównej bohaterki były bardziej emocjonujące i poruszały istotne tematy, zwracając uwagę widza na rosnący problem mobbingu. Mam jednak wrażenie, że twórcy poruszyli ten temat z nieśmiałością. Z jednej strony bowiem: dając do zrozumienia, jak silny, negatywny wpływ na człowieka może on mieć, z drugiej – pokazując jako jedyne remedium spotkanie ze znajomymi na tak zwane piwo po pracy, by trochę ponarzekać, trochę się wyżalić, jednak po chwili cieszyć się z tego, że ma się pracę i planować kolejne kroki w celu zdobycia upragnionego awansu. 

uśmiech losu king the land
Kadr z serialu Uśmiech losu / Netflix
Potęga miłości i szczerego uśmiechu

Wracając jednak do drugiego, po życiu zawodowym, najważniejszego aspektu historii ukazanej w produkcji – miłości. Mamy tutaj oczywiste wykorzystanie motywu Kopciuszka połączonego z typem relacji grumpy/sunshine, gdzie Sa-rang to podręcznikowy przykład promiennej, pozytywnej, dziewczęcej postaci, wywodzącej się z biedniejszej rodziny, natomiast Won to wcielenie pochmurnego i zrzędliwego marudy, typowego bogacza patrzącego na innych z góry, którego radość z życia nieustannie przygniatana jest przez widmo mrocznej przeszłości i zmarnowanego dzieciństwa. Jednak zbawienny wpływ Sa-rang na mężczyznę szybko powoduje jego przemianę, ukazując uroczą i chłopięcą energię, skrywaną przez Wona latami. W moim odczuciu, przemiana ta następuje nieco zbyt szybko i gwałtownie, odbierając realizm relacji łączącej tę dwójkę. 

Zresztą z przykrością muszę przyznać, że wszelkie romantyczne powiązania między postaciami w Uśmiechu Losu są mocno niedopracowane. 

Przykładem będą wspomniane wcześniej dwie przyjaciółki Sa-rang, które również pracują w the King Group, jednak nie w samym hotelu. Na pierwszy ogień niech pójdzie Pyung-hwa, najlepsza współlokatorka Sa-rang i stewardesa w King Air, mająca problem z awansem z powodu swojej wstydliwej przeszłości, ale również z uwagi na niekryte zainteresowanie młodszego kolegi z pracy. Kolegi, który momentami zachowuje się trochę jak stalker, a największym, wedle scenarzystów, dowodem jego oddania jest wyśledzenie kobiety na social mediach podczas jej urlopu z przyjaciółkami i niespodziewane odwiedziny, gdy ta była na wyjeździe w innym kraju. Romantyczne? Być może, ale też nieco creepy. 

uśmiech losu king the land
Kadr z serialu Uśmiech losu / Netflix

Druga z przyjaciółek głównej bohaterki, utalentowana sprzedawczyni Da-eul, to przykład idealnej kobiety w społeczeństwie Korei Południowej. Skromna i urocza, ale również ambitna w pracy, kochająca żona i matka, która po ciężkim dniu walki o wyrobienie targetu sprzedażowego wraca do domu, gdzie ocierając pot z czoła, z uśmiechem sprząta, gotuje i usługuje swojemu mężowi oraz jego rodzinie, zajmując się przy tym rezolutną córeczką. Problem w tym, że mąż nijak jej w tym nie pomaga. Mało tego, od początku widzimy, że coś w ich relacji jest nie tak, a drogi małżonek ewidentnie mija się z prawdą w rozmowach z żoną. I tu muszę sobie pozwolić na mały spoiler. 

W serialu, całkiem słusznie, zwrócono uwagę na fakt, iż rozwód nie jest powodem do wstydu, nie powinien wpływać na to, jak odbieramy daną osobę, jak ją traktujemy, a już z całą pewnością nie mieć żadnego wpływu na stopie zawodowej. Jednocześnie mamy obraz wykorzystywanej, oszukiwanej i poniżanej kobiety, która po odkryciu kłamstw męża jedynie przewraca oczyma, niby wymyśla jakąś karę partnerowi, pod tytułem: teraz ty dbaj o dom, jednak nawet o terapii małżeńskiej nie wspomni. I tak, po raz kolejny, serial daje niezbyt zdrowy obraz życia sugerując, iż tak właśnie być powinno. 

Coś niecoś wyszło dobrze

Chociaż znajduję dużo niedociągnięć i rzeczy, z którymi się nie zgadzam, muszę przyznać, że Uśmiech losu ma też swoje zalety. Zdecydowanie za plus uważam ukazanie jak wielką moc stanowi nasze nastawienie i podążanie za marzeniami, oraz jak ważne jest traktowanie innych z życzliwością i uśmiechem. Nie raz widzimy, jak Sa-rang, swoją postawą, zmienia atmosferę wokół siebie, pomagając napotkanym osobom, przeganiając smutek i żal. Ogromną zaletę stanowi również gra aktorska i chemia między postaciami, co biorąc pod uwagę, jak płytko zarysowane są w scenariuszu wszelkie relacje międzyludzkie jest godne podziwu. 

Nie można też odmówić twórcom jakości, z jaką produkcja została zrealizowana. Zdjęcia ukazujące piękne krajobrazy, zarówno miejskie Seulu, jak i jego prowincji, podtrzymywały sielankowy klimat całości. Sama historia miłosna, choć naiwna i prościutka, jest również urocza i pokrzepiająca jak kubek ciepłego kakao w jesienny wieczór. 

Ku pokrzepieniu serc klasy pracującej. „Uśmiech losu” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu Uśmiech losu / Netflix
Nijakość to wada czy tylko brak zalet?

Trudno mi ocenić tę produkcję. Ponieważ pomimo kilku zalet, nie jest ona na tyle dobra, by ją polecać, ale też nie na tyle zła, by tego nie robić. Największą wadą serialu stanowi bowiem jego nijakość. To k-drama bez… dramy. W napięciu tak naprawdę utrzymuje widza samo oczekiwanie na nią. Bo och, może to teraz będzie jakiś zwrot akcji! Nie? To może teraz? Albo teraz… I tak do samego końca trwamy w oczekiwaniu na tragedię, której nie otrzymujemy. A przecież właśnie za te zwroty akcji i czasami może tendencyjne dramaty tak kochamy k-dramy.

Rzeczą nieco irytującą było też lokowanie produktów, a raczej jawna ich reklama, sprawnie wpisana między kolejne sceny, jednak nieco zbyt często. 

Dodatkowo nie jestem przekonana do wszystkich wartości, jakie są w Uśmiechu losu ukazane. Mobbing to poważna sprawa, niezależnie od szerokości geograficznej, i należy na jego temat mówić głośno i otwarcie, ukazując jak destrukcyjny potrafi być oraz to, jak sobie z nim radzić – przede wszystkim, zgłaszając go! A nie idąc na piwo po pracy, by trochę ponarzekać, ale koniec końców uśmiechnąć się przez łzy, bo w końcu mogło być gorzej, można byłoby nie mieć pracy w ogóle. Rzecz to przecież wiadoma, że ten, kto jest bezrobotny, jest przegrywem. Nie wiem czy w dobie inflacji i załamującego się rynku pracy tego typu narracja, choćby i w komedii romantycznej, stanowi odpowiedni przekaz.

Inne recenzje azjatyckich produkcji:

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

„Uśmiech losu” to prosta i płytka opowieść miłosna, niemniej przedstawiona w sposób uroczy. Współczesna historia o Kopciuszku, osadzona w Korei Południowej, w której główni bohaterowie to spełniająca swoje marzenia, promiennie uśmiechnięta dziewczyna i przystojny, jednak gburowaty dziedzic fortuny, będący jej przełożonym.
Paulina Komorowska-Przybysz
Paulina Komorowska-Przybysz
Mól książkowy, marzący o wydaniu własnej książki, zapalony gracz konsolowy i planszówkowy o zapędach artystycznych i zamiłowaniu do rękodzieła. Wychowana na Gwiezdnych Wojnach, Obcym i książkach Stephena Kinga. Trochę roztrzepana, często zbyt szczera i nieustannie ciekawa świata.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Uśmiech losu” to prosta i płytka opowieść miłosna, niemniej przedstawiona w sposób uroczy. Współczesna historia o Kopciuszku, osadzona w Korei Południowej, w której główni bohaterowie to spełniająca swoje marzenia, promiennie uśmiechnięta dziewczyna i przystojny, jednak gburowaty dziedzic fortuny, będący jej przełożonym.Ku pokrzepieniu serc klasy pracującej. „Uśmiech losu” – recenzja k-dramy