W każdej dramie są dwa wilki. Który zwycięży? „Bloodhounds” – recenzja k-dramy

-

Gdyby ktoś obiecał, że wszystko pójdzie gładko, jeśli kogoś zamordujesz… Zgodziłabyś się? Okaleczył mnie szef Smile Capital. Gdybym nie zareagował, gdy na moich oczach ginął człowiek, postąpiłbym dużo gorzej od niego. Postąpiłbym źle.

Kim Geon-woo, odcinek 3

Za każdy razem, gdy przypomnę sobie tę scenę, przechodzą mnie ciarki. Łamiący się głos, puste spojrzenie podczas odsłaniania opatrunku na policzku. A wiecie, co jest najlepsze? Powyższy cytat nie należy wcale do ambitnego stróża prawa czy też podstarzałego, wojennego weterana. Te słowa wypowiada dwudziestokilkuletni chłopak, którego pierwsze spotkanie z przestępczością skończyło się zdemolowaniem rodzinnego sklepu, pobiciem i blizną na twarzy, wymagającą ponad trzydziestu szwów. Tylko kilka zdań, a tak dużo mówi o charakterze bohatera.

bloodhounds
Kadr z serialu Bloodhounds / Netflix
To samo, ale inaczej

Początkowo wszystko wyglądało klasycznie, by nie napisać „bezpiecznie”: czułem, że jestem na znanym sobie, k-dramowym gruncie. Miłą ciekawostką okazało się umiejscowienie czasu akcji w trakcie pandemii oraz autentyczne tego wykorzystanie. Nie tylko w głównym wątku (o tym zaraz), ale także poprzez konflikty dotyczące noszenia masek czy zakaz publiczności podczas wydarzeń sportowych i transmitowanie ich online. Cieszę się, że ten okres dwudziestego pierwszego wieku, pomimo swoich oczywistych okropieństw, zaczyna mieć poważne odzwierciedlenie w dziełach popkultury. Ale koniec dygresji; samotna matka, której nieobecny już mąż narobił długów, prowadzi małą kawiarenkę. Czasy są ciężkie, ale jej dorosły syn, Kim Geon-woo, pomaga jak może – jest dobrze zapowiadającym się, profesjonalnym bokserem. Niestety trwa pandemia, klientów więc brak, zawody odwołane, a starsza już mama głównego bohatera zostaje oszukana przez lichwiarzy podszywających się pod rządową fundację pomagającą przedsiębiorcom.

Wtedy jeszcze myślałem, że nic mnie tu nie zaskoczy. A potem minęło kilka odcinków i już wiem, jak wygląda podcinanie komuś ścięgien, by nie uciekł. Znowu zaczynam od spoilerów, wróćmy na początek.

W każdej dramie są dwa wilki. Który zwycięży? „Bloodhounds” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu Bloodhounds / Netflix
Pełne skupienie

Pisząc o głównych bohaterach Bloodhounds, na myśl przechodzi oczywiście duet, który możecie zobaczyć na plakacie promującym serial – wspomniany już Kim Geon-woo, oraz jego przyjaciel, Hong Woo-jin. Poznali się podczas finału lokalnych zawodów bokserskich i szybko polubili. Być może nawet trochę zbyt szybko… Jest jednak między nimi pewnego rodzaju chemia, oparta na (jak sami ją nazywają) „braterskiej więzi”. Na pierwszy rzut oka wydają się kompletnymi przeciwieństwami – skromny introwertyk Geon-woo kontra przebojowy ekstrawertyk Woo-jin – mimo to, wspólne zainteresowania i wojskowa przeszłość w marines pozwalają rozkwitnąć tej nietypowej przyjaźni. I choć to właśnie ta dwójka aktorów, kolejno Woo Do-hwan oraz Lee Sang-yi (na marginesie, po swobodzie na ekranie widać, że to nie pierwszy ich występ w dramie), tworzy główny filar Bloodhounds, nie jest on jednak jedyny: moim skromnym zdaniem, na równie dużą uwagę zasługują dwa tytułowe wilki.

Nie wchodząc zbytnio w fabularne szczegóły, historia opowiadana w tym serialu płynnie ewoluuje z typowego, nieco nawet ckliwego dramatu, w autentyczną wojnę. A tę prowadzą generałowie, zza kulis obserwujący rozwój wydarzeń i wpływający na nie swymi decyzjami: oboje bardzo szybko pojawiają się na ekranie, wprowadzając własne poboczne wątki, nierzadko przeplatające się ze sobą.

bloodhounds
Kadr z serialu Bloodhounds / Netflix

A propos, kolejna dygresja: podobno „wszechświat jest zbyt leniwy na zbiegi okoliczności” (kto wie, z jakiego serialu to cytat, może być z siebie dumny). Wygląda jednak na to, że miejsce akcji tejże dramy należy do zdecydowanie bardziej pracowitych. Wiem, że scenariusz wiele wybacza, ale w pewnej chwili wszyscy mają wspólną przeszłość i znajomych, albo wpadają na siebie w najbardziej dogodnych dla fabuły momentach. Musimy wynieść z magazynu pudła z pieniędzmi? Nie ma co się śpieszyć, poczekamy jeszcze ze dwa dni, by wpaść w tym miejscu na naszych wrogów. Scena pościgu i subtelne lokowanie pewnego amerykańskiego producenta aut samo się nie nakręci. Choć ostateczne ten samochód i tak gaśnie, więc co to za reklama?

O czym to ja… A tak, wilki!

Czarny i biały

Zacznijmy od mrocznej strony mocy, czyli wspomnianego we wstępie Kim Myeong-gila, CEO Smile Capital. W teorii firma ta w pełni legalnie oferuje pożyczki, a w praktyce? Oszustwa, wymuszenia, pobicia, szantaże i morderstwa to dla nich chleb powszedni. Przed wilkiem/antagonistą o uśmiechu szaleńca godnym Jokera, staje szansa na znaczne powiększenie wpływów poprzez swoisty „mariaż” z lokalnymi władzami: potrzebuje jednak ogromnych środków finansowych. Chciałbym tu napisać, że dla takiego mafiosa jak Myeong-gil, to nie problem, lecz sęk w tym, że… Smile Capital daleko do mafii. To zwykli oszuści, którzy dzięki pieniądzom i czystej przemocy zbyt urośli w siłę – stado dzikich zwierząt, zdolnych w każdej chwili rzucić się na siebie nawzajem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Razem trzymają ich jedynie zyski oraz bezwzględna ręka szefa – przyznaję, jest to dużo bardziej prawdopodobne niż „wyrachowani panowie w garniturach z kodeksem honorowym” i nadaje fabule realizmu. Odkrywa mroczną stronę Seulu i często też prowadzi do świetnie nakręconych scen bijatyk i innego rodzaju okaleczania. Choreografia walk to prawdziwy majstersztyk.

bloodhounds
Kadr z serialu Bloodhounds / Netflix

Jasną stronę mocy reprezentuje Choi Tae-ho, były lichwiarz, poruszający się na wózku inwalidzkim, obecnie udzielający nieoprocentowanych pożyczek ludziom naprawdę potrzebującym, na przykład ciężko chorym. Nie porzucił wszystkich nawyków z poprzedniego życia (kamery wokół budynku z sejfem to zawsze dobry pomysł), stara się jednak żyć w cieniu i nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zjednuje ludzi nie groźbą, lecz zaufaniem. A gdy pomyli się w ocenie, w dotarciu do oszustów chcących wykorzystać jego bezinteresowność pomaga mu przyszywana wnuczka, Cha Hyun-joo – postać tak irytująca, jak to tylko możliwe. Zwłaszcza w kontraście do Geon-woo i Woo-jina, którzy bardzo szybko dołączają do ekipy „tych dobrych”. Co z resztą prowadzi prawie wyłącznie do kłopotów i ogromnej spirali przemocy, głównej składowej fabuły. No i jeszcze z retrospekcji, ale w k-dramach to naturalne.

Zamieszanie

No dobrze, ta recenzja okazała się nieco bardziej chaotyczna niż zakładałem, ale przez to świetnie pasuje do Bloodhounds. Wątki mieszają się ze sobą, wspomnienia bohaterów wprowadzają więcej pytań niż odpowiedzi, a ilość krwi oraz brutalności (jak na koreańską produkcję Netflixa) naprawdę zaskakuje. Ale to wciąż porządnie nakręcony, mroczny thriller, wypełniony niezłym scenariuszem, bardzo dobrą grą aktorską i świetnie zaaranżowanymi scenami walki. Choć na niektóre ujęcia ciężko mi było patrzeć, od całego serialu trudno odwrócić wzrok.

Inne recenzje azjatyckich produkcji:

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Żądny władzy koreański półświatek kontra młodzi gniewni, pragnący pomóc zwykłym ludziom. Niby taki prosty koncept, a zaskakująco wciąga. Myślałem, że „Bloodhounds” to brutalna drama, potem jednak zerknąłem na pierwowzór – komiks w serwisie WebToon. Cóż… dobrze, że ostatecznie nieco ułagodzili ten serial.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Żądny władzy koreański półświatek kontra młodzi gniewni, pragnący pomóc zwykłym ludziom. Niby taki prosty koncept, a zaskakująco wciąga. Myślałem, że „Bloodhounds” to brutalna drama, potem jednak zerknąłem na pierwowzór – komiks w serwisie WebToon. Cóż… dobrze, że ostatecznie nieco ułagodzili ten serial. W każdej dramie są dwa wilki. Który zwycięży? „Bloodhounds” – recenzja k-dramy