Koniec pewnej epoki. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mangi, tomy 21–23

-

Za przekazanie egzemplarzy recenzenckich mang Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no yaiba, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Waneko.

Zaciekła walka Zabójców Demonów z Muzanem Kibutsujim, twórcą demonicznych istot, dobiegnie wreszcie końca. Wysiłek, krew, cierpienie oraz śmierć towarzyszyły członkom organizacji powołanej, by bronić ludzi, przynoszą efekty. Jak zatem wygląda finał opowieści Koyoharu Gotouge, która pozwoliła mieszkańcom Japonii przetrwać okres pandemii oraz przysłużyła się do ponownego wzrostu sprzedaży mang?

Wspólny wysiłek | Mina-san, ganbare!

Walka z czasem trwa – Kibutsuji niedługo pozostanie w stworzonym przez panią Tamayo więzieniu, kolejni przedstawiciele Zabójców Demonów oddają życie, by osiągnąć ostateczne zwycięstwo nad plagą demonów, która terroryzuje Japonię od stuleci. Tanjirou i Tomioka (Filar Wody) ledwo przetrwali, wiedzą, że nie mają czasu ani chwili na odpoczynek, dlatego po „załataniu” ran – ruszają dalej, ku sercu walki, by wspomóc towarzyszy i towarzyszki. Młodzi przywódcy rodu Ubuyashiki dwoją się i troją, by doprowadzić plan do końca, jednak nie jest to wcale takie proste. Kolejne Filary tracą życie, a pani Tamayo nie da rady sprzeciwić się własnemu twórcy. Tanjirou nabiera pewności, że sposobem na pokonanie Kibutsujiego jest trzynasta technika Oddechu Słońca, której sekret musi znać, choć nie umie go sobie przypomnieć wśród przekazanych przez ojca nauk. Pytanie, czy zdąży rozgryźć ten problem i czy ma dość sił, by dokonać niemożliwego? Kto jeszcze musi zginąć, aby zaraza, jaką jest Muzan, wreszcie zniknęła z powierzchni ziemi? To już finał Miecza Zabójcy Demonów, ale wiele wciąż może się wydarzyć.

Warto wrócić na chwilę do początku

Dotarcie w czytaniu do końca serii to szczególny moment w czytelniczym cyklu: z jednej strony wyczekiwany – w końcu wszyscy chcemy wiedzieć, jak się potoczą losy postaci, co je spotka, czy wyjdą obronną ręką z problemów, jakim muszą stawić czoła – a z drugiej strasznie tego momentu się obawiamy – ponieważ po nim nic więcej już nie będzie. Zagospodarowanie emocji wywołanych kolejnymi rozdziałami pełnymi ekscytujących bitew, również zaliczymy do bardziej wymagających zadań mangaków. To równocześnie doskonała okazja, aby wrócić myślami do początku i spojrzeć na całość historii, z jej wszystkimi zaletami oraz wadami. Czyli czas na trochę narzekania, ponieważ niektóre kwestie lepiej po prostu omówić, aby wrócić do tych przyjemniejszych.

Kimtesu no yaiba okazał się komiksem zwartym – dużo wydarzeń rozgrywało się tu na dość niewielkiej liczbie stron czy kadrów – i jednocześnie nie do końca wyważonym: wiele ważnych elementów, wpływających na nasze przywiązywanie się do postaci, w ogóle się nie pojawiło. To dlatego sporej liczbie odbiorców tak trudno było przejąć się śmiercią Rengoku – dla czytelnika stanowił tylko kolejnego szybko pojawiającego się i znikającego bohatera, podobnie jak napotykani co przygodę przeciwnicy. Balansu brakuje również przy tym, co w shōnenach generalnie lubi się najbardziej: rozwoju postaci, tak pod względem umiejętności, jak również charakteru. Większość nowych technik, pozwalających na pokonywanie coraz silniejszych przeciwników, Tanjirou zdobywał w przedziwnych retrospekcjach, gdzie zazwyczaj uczył go niemający nic wspólnego z walką mieczem ojciec, albo dzięki epifaniom na polach walki. Oba te rozwiązania zobaczymy zresztą w finałowym starciu z Muzanem, chociaż czy nagłe olśnienia Tanjirou cokolwiek dadzą – pozostawię wam do sprawdzenia.

Charakterologicznie jednak dzieje się niewiele, żeby nie napisać – nic. Od samego początku mamy do czynienia z miłym chłopcem o wielkim sercu, łagodnej naturze, doceniającym drobne radości w życiu i zdolnym do radzenia sobie w sytuacjach stresowych. Tanjirou w tomie pierwszym i Tanjirou w tomie ostatnim, pod względem osobowości, charakteru czy postaw, właściwie się nie różnią – to ciągle ten sam człowiek, już może nie dzieciak, trochę bardziej poharatany, ale Gotouge nie pokazuje nam, aby zaszła w nim jakaś wielka, znacząca przemiana. Ciągle go lubimy, bo to poczciwy bohater, ale z punktu tworzenia opowieści – już niekoniecznie. W tej kwestii dużo lepiej wypadają Inosuke i Zenitsu, chociaż w ich przypadku te najważniejsze dla nich momenty zostały również potraktowane po macoszemu i w sumie możemy je nawet przegapić.

Słodko-gorzkie zakończenie

Finał Miecza Zabójcy Demonów jest dla nas emocjonujący – wiele się w nim dzieje, bohaterowie i bohaterki cierpią, doskonale widzimy, że rzucili wszystko na jedną szalę, dążąc z całych sił do urzeczywistnienia swojego marzenia o świecie pozbawionym demonów. Nie można odmówić mangace, że podomykał wiele ważnych wątków, pozostawiając kilka otwartych, abyśmy mogli zastanawiać się „co dalej” oraz snuć własne domysły. Ostatni rozdział szczególnie pokazuje „życie po” wielkiej potyczce – co i jak się zmieniło, jak potoczyło się dalej życie, czy przetrwała pamięć o setkach, tysiącach młodych ludzi, którzy poświęcali wszystko, by chronić innych. Gotouge domyka historię Miecza Zabójcy Demonów, pojedynku Tanjirou i Muzana, długiej drogi w poszukiwaniu ratunku dla Nezuko. To dobre zakończenie, chociaż może życzylibyśmy sobie trochę więcej fajerwerków i wykorzystania nabudowanego w poprzednich tomach oczekiwania związanego z rodzeństwem Kamado. Nie zrozumcie mnie źle, to ciągle porządny finał, po prostu aż prosiło się o nieco więcej odwagi, bądź szaleństwa ze strony jej twórcy.

Nadszedł czas

Ostatnie tomy Miecza Zabójcy Demonów są pełne walk – niewiele tu miejsca na cokolwiek innego. Historia dotarła do ostatecznego celu, a bohaterowie muszą zmierzyć się ze swoim największym adwersarzem. Omawiane tu tomiki nie odbiegają za bardzo sposobem rozpisania od poziomu poprzednich, Koyoharu Gotouge trzyma poziom, zgrabnie kierując się z każdym kolejnym kadrem ku finałowi. Raczej będziemy zadowoleni, choć być może nieco rozczarowani, że nie znaleźliśmy w nich czegoś wykraczającego poza ten standard.

Pozostałe recenzje serii Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no yaiba:

miecz zabójcy demonów demon slayer kimetsu no yaiba

 

Tytuł: Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no yaiba 

Autor: Koyoharu Gotouge

Gatunek: akcja, przygoda, fantasy, supernatural, shounen

Wydawnictwo: Waneko

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Oto koniec opowieści o Zabójcach Demonów – pełne walk, cierpienia, krwi oraz wspólnego dążenia do zrealizowania marzenia o świecie wolnym od pomiotów Muzana Kibutsujiego. Trzyma poziom poprzednich części – każda osoba zadowolona z poprzednich tomów „Miecza Zabójcy Demonów” raczej się nie zawiedzie. Reszta będzie trochę kręcić nosem, bo chciałaby od nich jednak czegoś więcej.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Oto koniec opowieści o Zabójcach Demonów – pełne walk, cierpienia, krwi oraz wspólnego dążenia do zrealizowania marzenia o świecie wolnym od pomiotów Muzana Kibutsujiego. Trzyma poziom poprzednich części – każda osoba zadowolona z poprzednich tomów „Miecza Zabójcy Demonów” raczej się nie zawiedzie. Reszta będzie trochę kręcić nosem, bo chciałaby od nich jednak czegoś więcej.Koniec pewnej epoki. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mangi, tomy 21–23