Widowisko. „Diuna: Część druga” – recenzja filmu

-

Pierwsza Diuna w reżyserii Denisa Villeneuve’a wyszła w 2021 roku i szybko stała się ogromnym hitem, zwłaszcza pod względem finansowym. Nie da się jednak ukryć, że to film, który podzielił publiczność – jedni byli w nim zakochani, drudzy znudzeni. Tymczasem jeszcze przed premierą drugiej części zewsząd pojawiały się głosy pełne zachwytów, każdy krytyk wypowiadał się w samych superlatywach, określeń takich jak „widowisko”, „monumentalny”, „godny Oscara”, „blockbuster idealny” nie było końca.

I zgadnijcie co… Te zachwyty nie są bezpodstawne.

Jak zostać Mesjaszem?

Po zamachu na ród Atrydów, ocalali Paul (Timothée Chalamet) i Jessica (Rebecca Ferguson) znajdują schronienie wśród Fremenów. Choć początkowo jedynie uczą się ich zwyczajów i przetrwania na brutalnej, surowej pustyni, szybko przekonują się, że przed przeznaczeniem nie da się uciec. Jessica staje się najważniejszą kobietą w społeczności, a Paul przyjmuje przydomek Muad’Dib, by z pomocą Chani (Zendaya) oraz Stilgara (Javier Bardem) dążyć do osiągnięcia pełni swojego potencjału jako Mesjasz z przepowiedni i dokonać zemsty na zdrajcach ojca.

Tymczasem Harkonnenowie spiskujący z Padyszachem Imperatorem (Christopher Walken) mają problem z niszczącym dostawy przyprawy tajemniczym Muad’Dibem, o którym krążą różne plotki. Zdesperowany Baron Vladimir (Stellan Skarsgård) postanawia zaangażować w rządzenie planetą swojego młodego bratanka, Feyda-Rauthę (Austin Butler), doskonałego, choć psychopatycznego wojownika.

Jakby mało było intryg, to w tle wszystkich wydarzeń swoje konspiracje snują siostry zakonu Bene Gesserit, w tym żądna władzy Matka Wielebna (Charlotte Rampling), uwodzicielska Lady Margot Fenring (Léa Seydoux) oraz córka Imperatora, księżniczka Irulana (Florence Pugh).

Seans niczym jazda na pustynnym czerwiu

W pierwszej Diunie Villeneuve układał figury na szachownicy, prezentując tradycyjną podróż postaci zakończoną zapowiedzią zmiany kierunku, kiedy to Paul i Jessica uniknęli zagłady rodu i odnaleźli azyl wśród Fremenów. Tak jak wtedy najważniejszy motyw, czyli aspekt religijno-politycznego przeznaczenia głównego bohatera, obrazowany był przede wszystkim w world-buildingu i jego relacji z innymi (a nawet samym sobą i własnymi wizjami), tak w tej części tempo narasta i ciągle mamy do czynienia z dynamiczną akcją. I chociaż twórcy oczywiście dają momenty przerwy tam, gdzie widz jej potrzebuje, to po chwili ta znów porywa go w wir emocji podczas kolejnych konfrontacji. W ostatnich momentach wszystkie elementy układanki harmonijnie wpasowują się na swoje miejsca, prowadząc podekscytowanych widzów do satysfakcjonującego finału, który pozostawia obietnicę kontynuacji.

Najbardziej oczywiste, ale też warte podkreślenia jest to, że to naprawdę przepiękny film. Można się pokusić o stwierdzenie, że Oscary za zdjęcia i efekty specjalne ma praktycznie zagwarantowane. Niemal każdy kadr dałoby się wydrukować, powiesić na ścianie i pozwalać gościom się zachwycać. Dodatkowo Hans Zimmer powraca z genialną ścieżką dźwiękową, która wywołuje gęsią skórkę, a wszystko składa się na absolutne widowisko. Całość można by podsumować słowami Siary z Kilera – „Mają rozmach skurw…”.

Biblia, ale to przygodowe science-fiction

W tej części Paul Atryda już całkowicie wkracza na ścieżkę introspekcji, podczas której podejmuje próbę określenia swojego miejsca w nowym świecie i pogodzenia z przeznaczoną mu rolą wybrańca i prorokowanego Mesjasza planety Arrakis. Bardzo ciekawie pokazano potęgę wiary i kwestie tego, jak aspekty religijne potrafią wpływać na społeczeństwo i jego funkcjonowanie. Widać to przede wszystkim w zderzeniu dwóch grup utworzonych wśród Fremenów – oddanych i zagorzałych fundamentalistów prowadzonych przez największego fana Paula, Stilgara, oraz młodych, buntowniczych sceptyków, z Shishakli (Souheila Yacoub) na czele. Widać to też w postaci Jessiki, która jako siostra zakonu Bene Gesserit doskonale zdaje sobie sprawę, jak wiele można zdziałać, gdy ludzie uwierzą w pewną ideę.

Z drugiej strony, na całe szczęście, Paul nie kreuje się tu na nieskazitelnego, nieomylnego wybrańca (choć Stilgar dokładnie tak myśli). To bohater świadomy tego, kim jest i kim mógłby być. Przez dwie trzecie filmu oglądamy jego rozterki dotyczące tego, co powinien z tym zrobić, by nie zatracić siebie i swojej znacząco rozwiniętej relacji z Chani. Zwłaszcza że do przodu pcha go nie tylko chęć odzyskania planety dla Fremenów, ale też pragnienie zemsty i pomszczenia ojca, dzięki czemu otrzymujemy doskonałą rozrywkę oraz niemal szekspirowską tragedię.

Aktorzy przez wielkie a

Idąc na Diunę: Część drugą, należy przygotować się na aktorski koncert, albowiem nawet osoby na trzecim planie są tak dobrzy, że powinny posypać się dla nich wszelkie nagrody.

Timothée Chalamet gra tak, jakby jutra miało nie nadejść. W pierwszej części Paul w jego wykonaniu był raczej jeszcze cichym, skromnym i posągowym księciem, ale to, co dzieje się z nim tutaj, zwłaszcza w trzecim akcie, wbija w fotel. Staje się przywódcą dumnym, zdeterminowanym, niemalże okrutnym, dyktującym warunki, którego sygnet należy całować. Uznanie i nominacje Chalamet ma w kieszeni, choćby za samą scenę przemówienia w świątyni Fremenów.

No i Austin Butler! Straszna szkoda, że jego Feyd-Rautha nie ma większej roli w tej historii, bo jest on elektryzujący, nieprzewidywalny, psychotyczny i charyzmatyczny na tyle, że trudno od niego oderwać wzrok. Podobnie rzecz się ma z Rebeccą Ferguson, dzięki której Jessica to jednocześnie piękna i przerażająca postać.

Jeśli ktoś po pierwszej Diunie miał niedosyt postaci Chani, to z przyjemnością donoszę, że tutaj rola Zendayi jest zdecydowanie większa i bardziej sprawcza. Ciekawa rzecz dzieje się też ze Stilgarem Javiera Bardema – na początku jego uwielbienie i przekonanie co do mesjanizmu Paula są niemal zabawne, ale zaraz przed trzecim aktem, gdy dochodzi do pewnych dramatycznych wydarzeń, to idealny przykład tego, do czego wiara potrafi doprowadzić człowieka.

Oczywiście na oklaski zasługują również Florence Pugh, Christopher Walken, Dave Bautista, Stellan Skarsgård oraz Josh Brolin, którzy dają z siebie wszystko, choć nie ma ich na ekranie dużo.

Nie opuścimy Arrakis

Podsumowując, zachwyty nad Diuną: Częścią drugą nie wzięły się znikąd. Absolutnie każdy aspekt tego filmu został dopracowany do perfekcji. Widz dostaje nie tylko monumentalne widowisko z fantastyczną obsadą, ale też epicką odyseję o przeznaczeniu, zemście, pragnieniu władzy i potędze wiary. Nie pozostało nic innego, jak wyczekiwać niecierpliwie na trzecią część, nad którą na szczęście, jak wyznał w jednym z wywiadów Denis Villeneuve, trwają prace.

Tytuł oryginalny: Dune: Part two

Reżyseria: Denis Villeneuve

Rok premiery: 2024

Czas trwania: 2 godziny 46 minut

podsumowanie

Ocena
10

Komentarz

Zachwyty nad „Diuną: Częścią drugą” nie wzięły się znikąd. To film kompletny, emocjonujący i wizualnie oszałamiający.
Natalia Nowak
Natalia Nowak
Studentka dziennikarstwa, która w każdej wolnej chwili zanurza się w świat popkultury. Czyta książki, słucha muzyki, ogląda filmy i seriale, aby potem móc dyskutować o nich z innymi. Ostatecznie, najlepsze dyskusje to te, które prowadzi ze swoim kotem. Aktywnie i głośno mówi też o problemach społecznych – jeśli akurat nie ma jej w księgarni, to pewnie kroczy w jakimś marszu równości. W poprzednim życiu była drzewem, które ścięto, by powstała książka Virginii Woolf.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Zachwyty nad „Diuną: Częścią drugą” nie wzięły się znikąd. To film kompletny, emocjonujący i wizualnie oszałamiający.Widowisko. „Diuna: Część druga” – recenzja filmu