A podobno sen to najlepsze lekarstwo. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 6–7

-

Po niezwykle trudnym starciu z jednym z Dwunastu Księżyców, przyszedł czas na chwilę odpoczynku, odzyskanie formy i kolejne misje. Zanim jednak do tego dojdzie, Tanjirou i Nezuko Kamado czeka sąd. Tak się bowiem składa, że do walki z Ruim stanęli nie tylko Zabójcy niższych szczebli, ale również najważniejsi wojownicy z tej formacji – Filary. A im nie bardzo odpowiadał fakt, że jeden z nich wędruje z demonem.
Pokonać kolejne trudności, stać się silniejszym

Piąty tom kończy się w dość dramatycznym momencie – Zenitsu powoli zmienia się w pająka, Inouske przegrał z kretesem starcie z pajęczym ojcem, a Tanjirou ledwo się rusza. Na dodatek na miejsce starcia przybyła Shinobu Kochou, niezwykle utalentowana Zabójczyni, która zauważywszy Neuzko, postanowiła zrobić to, do czego była szkolona: zlikwidować ją. Zanim jednak doszło do tragedii, do akcji wkroczył Tomioka, osłaniając demonicę. Chwilę później przyszedł rozkaz schwytania rodzeństwa i doprowadzenia ich do siedziby organizacji. Tam, pod okiem tajemniczych Filarów, miał się odbyć sąd nad obydwojgiem. I chociaż Tanjirou ma po swojej stronie tak Tomiokę, nauczyciela Urokodakiego, byłego Filara oraz samego przywódcę Zabójców – całość niekoniecznie zakończy się najprzyjemniej i bezkrwawo. Ci, których doświadczenie nauczyło, aby nie ufać demonom i oczekiwać po nich najgorszego, nie są w stanie uwierzyć, że jeden z nich może nie krzywdzić ludzi kosztem ciągłego bycia głodnym. Ponieważ jeszcze wiele tomów przed nami, domyślamy się, że protagoniści wyjdą z tego kryzysu w miarę obronną ręką, pytanie tylko – jak bardzo pokancerowani. A także – co czeka ich dalej?

Więcej bohaterów, więcej informacji

Jeśli śledzicie informacje dotyczące ekranizacji Kimetsu no yaiba, domyślacie się zapewne, że właśnie dotarliśmy do momentu, w którym kończy się anime (tom szósty) i rozpoczyna Mugen ressha-hen (historia w pociągu nieskończoności). Zanim jednak Tanjirou i Nezuko wsiądą do tej metalowej bestii, muszą przejść na kolejny etap wtajemniczenia – dlatego, między innymi, Koyoharu Gotouge stawia na ich drodze potężne Filary. Żeby mieli do kogo mierzyć, gdzie szukać nauki, w kim mieć ewentualnych wrogów. Wprawdzie nie wiemy jeszcze, jaką dokładnie rolę odegrają najsilniejsi wśród Zabójców w dalszych tomach, ale z bezpiecznym marginesem błędu przewidujemy, że dość istotną. I rzeczywiście, z jednym z nich Tanjirou spotka się na pokładzie pociągu nieskończoności. Dość powiedzieć, że szacowny Filar okaże się nie tak dostojny, jak wydawało się to na początku – na dobre dla rozdziałów, ale niekoniecznie dla spójności.

To jednak nie wszystko, w końcu mangaka uchyla również rąbka tajemnicy dotyczącej całej organizacji Zabójców demonów – poznajemy w końcu Kagayę Ubuyashikiego, ich przywódcę. Zaskakująco charyzmatycznego mężczyznę, który jest albo niewidomy, albo niedowidzący, a jednak cieszy się ogromnym, przypominającym oddanie samuraja jego feudalnemu panu szacunkiem Filarów. To pierwsze spotkanie Tanjirou z Ubuyashikim (zapewne nie ostatnie) dało nam odpowiedzi na tyle samo pytań, co skłoniło nas do sformułowania kolejnych, szczegółowych i dotykających bardziej ważkich kwestii niż dotychczas. Innymi słowy – robi się coraz ciekawiej.

Po emocjonującej scenie Gotouge raczy nas nieco spokojniejszymi i zabawniejszymi rozdziałami – poobijany i połamany Kamado trafia do Motylej Rezydencji, którą zarządza Kochou – mistrzyni trucizn oraz lecznictwa. Tak również spotyka powoli odpajęczającego się i panikującego w swoim stylu Zenitsu oraz przybitego, załamanego Inouske. Cała trójka ma po starciu z Ruim i jego rodziną dojść do siebie pod opieką Zabójczyń pełniących jakże potrzebne, acz jednak pomocnicze funkcje w organizacji. To interesująca dla nas informacja – nie wszyscy, którzy zdobyli miecz Nichirin, muszą stawać na pierwszej linii walki. Poznajemy również kilka innych bohaterek, mających w ostatecznym rozrachunku pomóc głównemu bohaterowi przejść przygotowane w Rezydencji etapy rehabilitacji. Dokładnie tak – przyszedł czas na zdobycie nowej, przydatnej umiejętności.

Gotouge wciąż rozrysowuje swoją historię w sposób zwarty – niewiele znajdziemy w nim rozciągniętych fragmentów narracji, jak to bywało w przypadku poprzednich, topowych tytułów shōnen. Chociaż generalnie tę cechę możemy uznać za zaletę Kimetsu no yaiba, sprawia to wrażenie zachwiania równowagi pomiędzy poszczególnymi fabularnymi cząstkami. Doskonałym przykładem tutaj było starcie z Ruim, jako pierwsze trwające dłużej niż jeden-dwa rozdziały. Czy ta tendencja się utrzyma, zobaczymy, wtedy też łatwiej będzie ocenić, jak taka konstrukcja wydarzeń wpływa na ogólny flow opowieści.

Jest fajnie, ale z niespodzianką

Kolejne dwie części Miecza zabójcy demonów sporo mówią nam o świecie przedstawionym, co na szczęście nie oznacza, że mamy do czynienia z przerażającym „info dumpem” – nikt nie wylewa nam na głowy informacji jak wody z wiadra w lany poniedziałek. Nie, nie – pod tym względem Gotouge nie możemy zarzucić więcej niż przeciętnej historii zbudowanej na podobnym schemacie. Trochę ekspozycji być musi, ale pozostajemy względnie nieprzemoczeni, żeby trzymać się metafory. Coś jednak w kwestii przekazywania nam istotnych informacji ulega zmianie – w tomie siódmym pojawia się, dość nieoczekiwanie, narrator wszechwiedzący. I to taki aktywnie „biorący udział” w historii.

Do tej pory Miecz zabójcy demonów wyglądał dość standardowo – najważniejsze informacje poznawaliśmy poprzez rozmowy bohaterów, w dialogach oraz sporadycznie dodawanych objaśnieniach, które jednak nie dominowały scen. W tomie siódmym Gotouge poszerzył nagle możliwości owego narratora, dzięki któremu zaczął nam dopowiadać istotne motywacje właśnie wprowadzonych postaci czy wyjaśniające, co widzimy na kadrach. To wszystko, co jako czytelnicy musimy wiedzieć, aby scenę zrozumieć, a czego nie wiedzą bohaterowie biorący udział w danej scenie. Samo w sobie nie stanowi wielkiego wykroczenia przeciwko sztuce opowiadania, jednak jeśli jest wprowadzane konsekwentnie od początku. W przypadku omawianej mangi to decyzja… zaskakująca.

No, ale co dalej?!

Miecz zabójcy demonów, pomimo hocków klocków z narracją, fabularnie trzyma poziom – nie wychyla się tutaj w żadną stronę. Ani się nie pogarsza, ani polepsza. W kolejnych tomach odkrywamy elementy świata przedstawionego, poznajemy bliżej organizację Zabójców oraz tworzących ich rdzeń wojowników, a także wyruszamy wraz z bohaterami na kolejną misję. I chociaż Tanjirou nie znalazł się ani o jotę bliżej odnalezienia lekarstwa na demonizm, wiemy jedno – Kibutsuji naprawdę łaknie krwi chłopaka z kolczykami przypominającymi karty hanafuda. I nie zamierza odpuścić.

Pozostałe recenzje tej serii:

A podobno sen to najlepsze lekarstwo. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 6–7

 

Tytuł: Kimetsu no yaiba. Miecz zabójcy demonów

Autor: Koyoharu Gotouge

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 978-83-8096-810-3

 

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Szósty tom „Miecza zabójcy demonów” domyka wątek starcia z Ruim, otwierając kolejny, prowadzący do emocjonującego sądu, wprowadzenia nowych, potężnych postaci, a także zdobycia kolejnych umiejętności przez Tanjirou. Generalnie Gotouge trzyma poziom, tylko coś w narracji nagle pozmieniał.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Szósty tom „Miecza zabójcy demonów” domyka wątek starcia z Ruim, otwierając kolejny, prowadzący do emocjonującego sądu, wprowadzenia nowych, potężnych postaci, a także zdobycia kolejnych umiejętności przez Tanjirou. Generalnie Gotouge trzyma poziom, tylko coś w narracji nagle pozmieniał.A podobno sen to najlepsze lekarstwo. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 6–7