Początek drogi. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 1. tomu mangi

-

A co, jeśli legendy okażą się prawdą? I to nie te o jednorożcach czy garncach ze złotem na końcu tęczy, ale te, w których pożerające ludzi potwory chodzą po ziemi i przynoszą ze sobą tylko śmierć? A co, jeśli odbiorą ci wszystko, pozostawiając za sobą zainfekowaną siostrę? Stawiając cię przed koniecznością uśmiercenia jej, zanim zje kogoś innego? A co, jeśli postawisz wszystko na szali, porzucisz swoje dotychczasowe życie i wyruszysz w świat, aby ją ratować?
Wyzwanie rzucone światu

Tanjirou Kamado wiódł spokojne, choć trudne życie, wraz z matką i piątką rodzeństwa. Od kiedy zabrakło ojca, zajął się zdobywaniem funduszy na jedzenie oraz handlem z mieszkańcami niedalekiej wioski u podnóża góry. Wszystko zmieniło się, gdy wrócił nad ranem do domu z jednej z wypraw. Ze zgrozą odkrył, że prawie cała jego rodzina została brutalnie zamordowana. Tylko Nezuko wykazywała jakiekolwiek ślady życia. Niestety – nie było to takie życie, na jakie miał nadzieję. Zaatakowana przez ludożerczego demona, ukochana siostrzyczka sama się w jednego zmieniła. Wbrew jednak temu, co powinno być normą – jak twierdził znajdujący się akurat w okolicy Zabójca Demonów, Giyuu Tomioko – dziewczyna nie rzuciła się na oślep na pierwszego lepszego człowieka, aby się nim pożywić. W przypływie ciekawości oraz (być może) współczucia, mężczyzna oferuje Tanjirou pomoc: jeśli chłopak trafi do Sankojiego Urokodakiego, istnieje szansa, że uda mu się uratować siostrę. Ale tylko wówczas, gdy sam stanie się Zabójcą Demonów.

Zapraszamy do świata pełnego demonów!

Pierwszy tom Miecza zabójcy demonów, jak na mangę przygotowaną pod potencjalnie długą serializację, jest zaskakująco zwarty oraz pozbawiony pewnej ostrożnej epizodyczności rozdziałów, umożliwiających wydawcy bezpieczne przerwanie drukowania kolejnych części. Manga Kyouharu Gotouge od razu wprowadza nas w swój skomplikowany świat, pokazując zagrożenia (ludożercze demony), samotnych strażników, nieuzbrojonych do mierzenia się z nadnaturalnymi istotami ludzi, jak też szkolenie, któremu musi zostać poddany kandydat na Zabójcę Demonów. Dzięki temu wstęp do bogatego świata Kimetsu no yaiba jest nie tyle dynamiczny, co wciągający.

We zaczytaniu się w tej mandze pomaga również estetyczna, czysta kreska Gotouge. Wiejskie realia epoki Taisho zostały oddane przekonująco, ale jednocześnie w taki sposób, że gdyby nie powiedziano nam wyraźnie, w jakim czasie rozgrywa się akcja Miecza zabójcy demonów, mielibyśmy trudność określić, że to wczesne lata XX wieku. Projekty demonów są odpowiednio nadnaturalne, a gdy trzeba – również wzbudzające w nas poczucie wstrętu. Warto nadmienić, że przedstawione w mandze sceny starć zostały nakreślone na tyle klarownie, że nietrudno zorientować się, co się w nich dokładnie dzieje (nie jak, chociażby, w Dororo i Hyakkimaru). Na razie nie są również przeciągnięte na cały rozdział (pozdrawiamy dalsze tomy większości shōnenów), co także wychodzi historii na plus. Fajerwerków graficznych nie uświadczymy, ale za to porządny warsztat – owszem.

Nie pozwolę ci umrzeć!

Tanjirou przechodzi przez każde stawiane przed nim przez mangakę życie wyzwania z małą dozą godności, ale za to wielką determinacją – ma bowiem cel: za wszelką cenę pomoże Nezuko. Za każdym razem, gdy wszystko wskazuje na to, iż oto właśnie przeciwnik zje bohatera albo całkowicie tradycyjnie go ukatrupi, chłopak słyszy zagrzewające go do walki głosy członków zamordowanej rodziny. A to nie jedyne momenty, kiedy świat duchów zamanifestuje się w tej historii. Dlatego wydaje się, że śmierć jako taka w Mieczu zabójcy demonów będzie obecna w szerszym sensie niż tylko postaci rosnących gór zjedzonych przez ludożercze istoty trupów.

Jak na razie pierwszy tom daje nam kilka odpowiedzi dotyczących tego, co właściwie dzieje się w świecie, o którym czytamy. To, co czeka nas dalej, w większości pozostaje jednak wielką niewiadomą – na tym etapie historii Tanjirou dopiero zaczął swoją podróż ku ocaleniu siostry. Jak długa będzie? Jak wiele przyjdzie mu poświęcić? Wycierpieć? Kogo spotka w dalszych tomach i kto dołączy do jego samotnej wyprawy? Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z mangą publikowaną w „Weekly Shōnen Jump”, możemy śmiało założyć, iż prędzej czy później główny bohater znajdzie „swoich” – przyjaciół, którzy użyczą mu swojej siły w dalszej wędrówce (nakama). Aby się o tym przekonać, jesteśmy jednak zmuszeni jeszcze trochę poczekać.

Japoński hicior w Polsce

Kimetsu no yaiba. Miecz zabójcy demonów to pierwsza mangowa seria Gotouge, oparta zresztą luźno na jego debiutanckim oneshocie – Kagarigari z 2013 roku. Ten ukazujący się od 2016 roku komiks liczy dwadzieścia części i nic nie zapowiada, aby miał wkrótce się zakończyć. Historia ta zdobyła rzesze fanów, zwłaszcza w trakcie kampanii reklamowej anime oraz po jego emisji w 2019 roku – w tym też czasie wydano dwa spin-offy tejże serii: komediowe Kimetsu no aiba! oraz Kimetsu no yaiba: Tomioka Giyuu gaiden, poświęcone bohaterowi, którego spotykamy już w omawianym tu tomie. W Japonii ukazują się również light novels osadzone w stworzonym przez Gotouge świecie pióra Ayi Yajimy: Shiawase no hana (pol. Kwiat szczęścia) i Katahane no chō (pol. Motyl o jednym skrzydle). Ponadto obejrzeć można także już jeden film animowany, Kimetsu no yaiba: Mugen ressha-hen, a drugi powinien pojawić się w japońskich kinach w październiku tego roku. Trwają również prace nad dwoma grami, mobilną Kimetsu no yaiba: Keppū kengeki royale oraz przeznaczoną na PS4 Kimetsu no yaiba: Hinokami chifūtan. Nic więc dziwnego, że tak popularna oraz bogata manga trafiła w końcu i do Polski – wydana nakładem Waneko.

W 2020 roku Miecz zabójcy demonów został nominowany do najbardziej prestiżowej nagrody przyznawanej mangom: Tezuka Osamu Cultural Prize.

Gdzie kolejny tom, ja się pytam?

Dla autorów takich cliffhangerów jest specjalne miejsce w piekle. Pomijając jednak jedno z wredniejszych zakończeń wśród serializowanych mang, trzeba przyznać, że Kimetsu no yaiba jak na razie stanowi interesującą, uroczą historią, która nie przesadza z upiększaniem życia. Śmierć będzie kroczyć nie tyle krok w krok za protagonistą, co również go wyprzedzać. Miecz zabójców zapowiada się po prostu jako ciekawy shōnen, oferujący interesujące pojedynki, rozterki bohaterów oraz, no cóż, akcję.

Początek drogi. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 1. tomu mangi

 

Tytuł: Kimetsu no yaiba. Miecz zabójcy demonów

Autor: Koyoharu Gotouge

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 978-83-8096-810-3

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

„Miecz zabójcy demonów” to manga ciekawa, można by wręcz powiedzieć, że urocza, gdyby nie fakt, iż rozpoczyna się od brutalnego morderstwa. Jest zwarta, dynamiczna oraz schludnie narysowana.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Miecz zabójcy demonów” to manga ciekawa, można by wręcz powiedzieć, że urocza, gdyby nie fakt, iż rozpoczyna się od brutalnego morderstwa. Jest zwarta, dynamiczna oraz schludnie narysowana.Początek drogi. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 1. tomu mangi