Rozpal ogień w sercu i idź na przód. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 8–9

-

Kolejne dwa tomy poszukiwań lekarstwa na demonizm nie przyniosą Tanjirou wiele radości. Wręcz przeciwnie – smutek, tragedia oraz wyzwania zdają się zaściełać drogę Zabójców demonów. Ciężką misję do wypełnienia wybrał sobie główny bohater Miecza zabójcy demonów, o czym tak  naprawdę dopiero zaczyna się przekonywać.
Trudno, trudniej

Po niezbyt przyjemnym zapoznaniu się z Filarami, Tanjirou i spółka wyruszyli na kolejną misję pociągiem, który okazał się być zasadzką na Zabójców. Zastawioną przez próbującego ocalić skórę przed śmiercią z rąk Kibutsujiego, upojonego krwią swojego stwórcy demona, należącego do tak zwanych Mniejszych Księżyców. Na szczęście dla trójki bohaterów, ten sam środek transportu wybrał Kyoujurou Rengoku – posługujący się techniką Oddechu Ognia jeden z rzeczonych Filarów. Gdyby nie to, zapewne nie przeżyliby tej wyprawy – tak przez wzgląd na charakter samej zasadzki, odniesione w trakcie walki rany, jak i fakt, że na scenę, po zneutralizowaniu mniejszego zagrożenia, wkroczył Trzeci Większy Księżyc, Akaza. I to taki, który niestety naprawdę zapracował na swoją pozycję. To zresztą nie jedyne spotkanie z elitą armii Kibutsujiego, jakie czeka na Tanjirou – kolejne, przy boku innego Filaru, Tengena Uzuia, zabierze go do dzielnicy rozkoszy w poszukiwaniu tak samego żerującego tam demona, jak również żon ich przełożonego. Wszystko wskazuje na to, że to kolejna, niezwykle trudna misja dla Tanjiro, Zenitsu oraz Inosuke.

Stawka rośnie

Umiejętności Tanjirou zdecydowanie zaczęły się rozwijać – jego techniki oddechowe sprawiają, że nie tylko jest w stanie stawić czoła coraz silniejszym przeciwnikom, ale także uratować samego siebie, tamując krwawienie z odniesionej pod koniec siódmego tomu rany. Do tego dochodzi również nowa, odziedziczona po ojcu technika oddechu – kagury boga ognia, wykonywanej rytualnie przez rodzinę Kamado, zaskakująco przydatna w starciach z demonami. Na razie Tanjirou nie tylko nie ma zbyt dużej wiedzy co do historii samego tańca, nie może go wykorzystywać ani zbyt długo, ani zbyt często – jego ciało nie jest w stanie wytrzymać tak dużego wysiłku. Co sprawia, że wciąż nie ma dość siły oraz umiejętności, aby uratować Nezuko. Do poziomu Filarów wciąż mu naprawdę daleko.

Wydaje się jednak, że wbrew swojemu pierwotnemu wyszkoleniu w oddechu wody, nie jest to technika, jaka  przychodzi mu najłatwiej, co zaczyna podejrzewać po kolejnych starciach z Dwunastoma Księżycami. Spokojnie możemy założyć na tym etapie mangi, że kagura boga ognia zapewne okaże się tym stylem, dzięki któremu Tanjirou w końcu będzie w stanie stawić czoła Kibutsujiemu. Że do tego ostatniego dojdzie, raczej nikt nie miał wątpliwości od momentu pojawienia się władcy demonów na kartach mangi.

Konsekwencje

Historia opowiadana przez Koyoharu Gotouge dotychczas należała raczej do zwartych, pozbawionych przeciągniętych scen pojedynków czy dyskusji. W ósmym i dziewiątym tomie autor poszedł nawet o krok dalej, jeszcze bardziej wycinając fragmenty opowieści, co ma swoje i zalety, i wady. Z jednej strony nie musimy czekać na następne dziesięć tomów, aby wiedzieć, jak zakończy się rozpoczęte w części siódmej starcie w tak zwanym pociągu nieskończoności, ani czytać kolejnych wielce dramatycznych mów złoli. W zamian ten fragment historii zamyka się już w tomie ósmym, pozwalając nam przejść od razu do następnej. Nie ukrywajmy – sprawia to, że chętniej sięgamy po kolejne części Miecza zabójcy demonów, ponieważ na pewno dowiemy się czegoś nowego i o zamieszkanym przez demony świecie, jak również o tytułowych zabójcach.

Wadą tego rozwiązania jest zaś to, że możemy odnieść wrażenie, że historia Tanjirou pędzi na łeb na szyję, omijając dość istotne kwestie z punktu widzenia storytellingu. Jak na przykład – danie nam, czytelnikom, czasu, abyśmy mogli zaznajomić się z bohaterami, których przyszłym losem mamy się przejąć. Owszem, poznajemy najważniejsze dotyczące ich informacje, ale nie mamy za bardzo kiedy ich choćby polubić. Na tym etapie historii nie znamy w zasadzie dobrze zbyt wielu postaci poza rodzeństwem Kamado. Wprawdzie tajemniczość wydaje się być immanentną częścią życia osób, które w tajemnicy przed rządem i służbami porządkowymi polują na demony, dobrze by było jednak już coś więcej wiedzieć chociażby o Zenitsu i Inosuke.

Ale i tak chce się więcej

Miecz zabójcy demonów nie jest mangą tak idealną, jak moglibyśmy podejrzewać po jej popularności, wciąż jednak stanowi dobre źródło rozrywki, a kolejne przygody Tanjirou i spółki naprawdę wciągają, pomimo wrażenia, że historia nieco zbyt mocno jednak pędzi. Gotouge sprawnie rozstawia pionki na planszy, nie ma również najmniejszych oporów, aby któryś z nich wyeliminować. Co nieco komplikuje kwestię tego, że na dziesiąty tom jeszcze trochę trzeba będzie poczekać, a autor Miecza… umie w cliffhangery.

Pozostałe recenzje tej serii:

Rozpal ogień w sercu i idź na przód. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 8–9

 

Tytuł: Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no yaiba 

Autor: Koyoharu Gotouge

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 9788380968172

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Kolejne tomy „Miecza zabójcy demonów” przyniosą Tanjirou sporo smutku, cierpienia i zwątpienia w samego siebie. A ani czas, ani akcja nie zamierzają zwolnić – życie toczy się dalej, kolejne misje wymagają uwagi Zabójców.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Kolejne tomy „Miecza zabójcy demonów” przyniosą Tanjirou sporo smutku, cierpienia i zwątpienia w samego siebie. A ani czas, ani akcja nie zamierzają zwolnić – życie toczy się dalej, kolejne misje wymagają uwagi Zabójców.Rozpal ogień w sercu i idź na przód. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja mang 8–9