Śmierć to dopiero początek. „Death’s Game” – recenzja k-dramy

-

Treści popkulturowe z Korei Południowej zyskują w ostatnim czasie na popularności, co można zobaczyć nie tylko na konwentach, ale też na półkach w księgarniach, playlistach w popularnych serwisach muzycznych i listach najczęściej oglądanych produkcji na portalach streamingowych.

Mówiąc o serialach właśnie, wielkiego sukcesu nie sposób odmówić choćby Squid Game, które jesienią 2021 roku wzniosło się na szczyty list popularności na Netflixie. Trafiając do szerokiego grona odbiorców, produkcja udowodniła ludziom z całego świata, że koreański przemysł rozrywkowy to nie tylko k-pop i pełne romantycznych dramatów dramy. I choć niniejszy tekst o Squid Game traktować nie będzie, uważam, że nawiązanie doń jest całkiem zasadne. Tam bowiem śmierć uczestnika była równoznaczna z wykluczeniem go z gry o ogromną sumę pieniędzy. W Death’s Game natomiast…

death's game
Kadr z serialu Death’s Game / Amazon Prime Video
Śmierć to dopiero początek

Choi Yee-jae (zapis zgodnie z angielskimi napisami w serwisie Amazon Prime) w młodości miał ambicje, by zatrudnić się w ogromnej południowokoreańskiej firmie Taekang jeszcze jako student. Poniósł porażkę, ale przez kolejne lata ciężko pracował, by ponownie móc ubiegać się o tę posadę, a jednocześnie jakoś się utrzymać. Dzień rozmowy kwalifikacyjnej okazuje się jednak obfitować w niefortunne wydarzenia, których splot skłania protagonistę do odebrania sobie życia. Ku jego zdumieniu, budzi się niedługo potem i staje twarzą w twarz ze Śmiercią. Ta postanawia ukarać go za czyn, którego się dopuścił, oraz lekceważący stosunek do faktu zgonu.

Yee-jae otrzymuje bardzo nietypową karę. Ma wcielić się w dwanaście osób, które lada moment czeka śmierć. Jeśli uda mu się uniknąć zgonu i dożyć naturalnego końca danej osoby, Yee-jae będzie mógł stanąć przed obliczem Boga. Jeśli jednak umrze przedwcześnie we wszystkich dwunastu przypadkach, trafi do Piekła. W grze obowiązuje garść dodatkowych zasad: Yee-jae nie może nikogo zabić, a jeśli spróbuje ponownie odebrać sobie życie, czeka go kara gorsza niż zesłanie w czeluści piekielne.

death's game
Kadr z serialu Death’s Game / Amazon Prime Video
Autostrada do Piekła

Niestety, Death’s Game zawiódł mnie i lekko zniechęcił do dalszego seansu już w pierwszym odcinku. Owszem, pomysł na fabułę oraz jego prezentacja intrygują, ale ten epizod pozostawia po sobie nieprzyjemne wrażenie istnienia kilku logicznych luk. Nawet po obejrzeniu całości mam poczucie, że wątkowi Yee-jae lepiej nie przyglądać się zbyt dokładnie, bo wiele jego elementów klei się do siebie raczej kiepsko. Uważam też, że po pierwszym odcinku można domyślić się naprawdę wielu rzeczy, jeśli chodzi o ciąg dalszy jego opowieści.

Historie osób, w które wciela się w ramach swojej kary, uznaję za zdecydowanie bardziej interesujące i spójne, a osobowości bohaterów – ciekawsze niż Yee-jae. Niestety, nie znaczy to, że ten element serialu wypada bezbłędnie, a w szczególności: nie zawsze trzyma się on narzuconych zasad. Śmierć (jako postać) od samego początku daje Yee-jae do zrozumienia, że każdego nadchodzącego niebawem zgonu da się uniknąć, powinien tylko przestać być tak zapatrzony w siebie. Tymczasem osoby, w które wciela się protagonista, czasami nie mają fizycznie możliwości uniknięcia śmierci, a innym razem, wprost przeciwnie, zdają się nie znajdować w sytuacji zagrażającej ich życiu w najbliższej przyszłości.

W związku z historiami wcieleń, trochę uwierały mnie podawane przez Śmierć wyjaśnienia odnośnie przeznaczenia, a także krystalizujący się pod koniec serialu paradoks dziadka. Mam świadomość, że Death’s Game nie traktuje o podróżach w czasie per se, ale skoro wspomina się o nich, być może warto by je dopracować tak, żeby widz nie kończył seansu z poczuciem, że… to w sumie nie ma sensu.

death's game
Kadr z serialu Death’s Game / Amazon Prime Video
Życie po śmierci w koreańskim wydaniu

Death’s Game nie bawi się w subtelności, jeśli chodzi o sposób przekazania myśli przewodnich. Twórcy chcieli chyba wyraźnie zakomunikować, że samobójstwo jest złe, że to najgorsza z możliwych zbrodni. Nie tylko zasugerowali widzom niemalże dantejską wizję piekła czekającego na tych, którzy targnęli się na własne życie, ale też postanowili udowodnić, że to czyn wręcz samolubny. Nie mnie wyrokować czy to właściwe przekazanie myśli przewodniej, ale zaznaczam, że ten antysamobójczy motyw bardzo rzuca się w oczy. Jednocześnie warto mieć na uwadze, że Korea Południowa znajduje się w czołówce krajów, jeśli chodzi o współczynnik śmierci samobójczych1. Nie powinno więc dziwić takie formułowanie puenty Death’s Game. Można jedynie trochę ponarzekać na absolutny brak finezji w jej prezentowaniu.

Choć to śmierć samobójcza stanowi motor napędowy całego serialu, nie jest ona jedynym koreańskim (a przy okazji także globalnym) problemem poruszonym w Death’s Game. W produkcji wspomina się choćby o specjalnym traktowaniu elit oraz przemocy wobec dzieci, zarówno tych najmłodszych – ze strony rodziców, jak i tych uczęszczających do szkoły – ze strony rówieśników. Wprawdzie nie wydaje mi się, by ukazanie dwóch ostatnich z wymienionych problemów stanowiło istotny element fabuły, ale doceniam, że postanowiono o nich wspomnieć, zasygnalizować istnienie pewnych zjawisk.

death's game
Kadr z serialu Death’s Game / Amazon Prime Video
Wizualia

Nie uważam się za ekspertkę w dziedzinie kinematografii, więc o oprawie audiowizualnej napiszę jedynie tyle, że podczas seansu było mi przyjemnie zarówno w uszy, jak i w oczy (szczególnie wtedy, kiedy powinno, czyli podczas pięknych ujęć na tle wirujących w powietrzu kwiatów wiśni). O zgrzyt zębów przyprawiało mnie jedynie (aż?) CGI, które prezentuje się, co tu dużo mówić, fatalnie. A że już w pierwszym odcinku liczba ekspozycji na marniej jakości efekty jest raczej wysoka, to w kolejnych epizodach wręcz wypatrywałam kolejnych potknięć. I tak, oczywiście je znajdowałam – choć nie były one aż tak rażące, jak pewien ragdoll niemalże na samym początku produkcji.

Co czeka nas na końcu?

Podchodziłam do Death’s Game z czystą głową, mając za sobą kilka naprawdę dobrych, wciągających produkcji. Niestety, na samym początku seansu wypatrzyłam tyle słabych punktów, że straciłam chęć na oglądanie dalej. Ostatecznie cieszę się, że nie zrezygnowałam i wróciłam do seansu, bo niebawem dałam się porwać historiom kolejnych postaci, w których ciała trafiał Yee-jae, oraz większej, kreślonej powoli intrydze. Bywało romantycznie, stresująco czy wręcz przerażająco (w jednym odcinku pojawiają się srogie sugestie gore – bez szczegółowego ukazania flaków, ale krew tryska strumieniami, więc uważajcie!), a także akcyjnie (w takim przesadzonym stylu à la John Wick) i łzawo. Ostatecznie udało mi się zaangażować na tyle, by w pewnym momencie uronić łezkę, a po zakończeniu ósmego odcinka nie mieć poczucia straconego czasu. Nie będę tej produkcji zachwalać pod niebiosa, ale też nie odradzam stanowczo. Doradzam jedynie spoglądać na tę historię przez przymrużone oczy.

Inne recenzje azjatyckich produkcji:

1Za: https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_suicide_rate, dostęp: 23 stycznia 2024.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Ciekawa opowieść, poruszająca istotne społecznie kwestie, choć momentami trzeba przymknąć oko na fabularne luki i kiepskie CGI.
Klaudia Ciurka
Klaudia Ciurkahttps://moje-czytadla.blogspot.com/
Książkoholiczka stawiająca pierwsze kroki w świecie gier wideo i planszówek. Seriale ogląda rzadko, ale od anime nie stroni. Kociara i herbatoholiczka z wyboru, okularnica z konieczności.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Ciekawa opowieść, poruszająca istotne społecznie kwestie, choć momentami trzeba przymknąć oko na fabularne luki i kiepskie CGI.Śmierć to dopiero początek. „Death’s Game” – recenzja k-dramy