Mściwy mściciel wciąż się mści. „Vigilante” – recenzja k-dramy

-

Od dawien dawna moje prywatne podium mścicieli, którzy wzięli prawo we własne ręce, było sztywno ustalone. Wręcz: zabetonowane. Na szczycie Batman (całość postaci, nie żadna konkretna adaptacja komiksu), tuż za nim Kira, czyli Light Yagami z mangi Death Note, a na najniższym stopniu Aiden Pearce, małomówny Vigilante z pierwszej części gry Watch Dogs.

Czy w tej całkowicie subiektywnej topce znajdzie się miejsce na nowego bohatera?

Nie

Przez pewien czas żyłem w nieświadomości, iż na Disney+ także znalazły się koreańskie seriale – nieco przypadkowo uświadomiła mnie w tej kwestii koleżanka z redakcji i jej recenzja Niezwykłych. Wyruszyłem więc do serwisu Myszki Miki, poszukując nowej, dobrze zapowiadającej się k-dramy, i tak o to wpadłem na Pogromcę, czyli dość słabe tłumaczenie określenia Vigilante. Ale nie czepiajmy się detali, zwłaszcza w kraju, gdzie Dirty Dancing zmienia się w Wirujący Seks a Hangover to Kac Vegas. Za to krótki opis fabuły brzmiał zachęcająco: student akademii policyjnej, rozczarowany wyrokami sądów, pod osłoną nocy, sam zaczyna wymierzać sprawiedliwość… No wypisz wymaluj Bruce Wayne, w zdecydowanie bardziej realistycznej wersji.

Pełen dobrych nadziei, włączam więc pierwszy, godzinny odcinek (w sumie jest ich osiem) i wita mnie logo serwisu Star – streamingowej gałęzi Disneya, oferującej tytuły dla nieco starszych widzów, przede wszystkim produkcji FOX oraz ABC Studios. Niby nie powinno mnie to martwić, ale niestety telewizyjny charakter Vigilante z każdym epizodem uwidacznia się coraz wyraźniej.

vigilante
Kadr z serialu Vigilante / Star / Disney+
Może jednak?

Ostrzegam, będzie nieco spoilerów, ale jak zawsze postaram się ograniczyć do pierwszych kilkudziesięciu minut tej pasjonującej przygody. Z góry proszę o wyrozumiałość co do wysokiego poziomu chaosu w tej recenzji, ale wzorowałem się na samej produkcji.

Korea (Południowa, gdyby ktoś miał wątpliwości), XXI wiek. Matka kilkuletniego chłopca, Kim Ji-Yonga, zostaje brutalnie pobita na śmierć, co zresztą chłopak widzi na w własne oczy, sparaliżowany ze strachu. Kim jest morderca, dlaczego to zrobił, czemu zostawił przy życiu dziecko jako świadka? Nie wiadomo, zresztą nikt nie pyta. Przestępca nie uciekł jednak wymiarowi sprawiedliwości i skazany na trzy i pół roku więzienia. Po usłyszeniu wyroku, ze skruszoną twarzą, zostaje zabrany przez strażników. Na szczęcie po drodze mija małego Ji-Yonga (siedzącego kompletnie samego w pustej sali rozpraw) i może się do niego wrednie uśmiechnąć. Zaczynacie już spostrzegać pewne schematy, które się tu zarysowują?

Mija trochę lat, chłopak dorósł, jest teraz studentem akademii policyjnej, przyszłym stróżem prawa. Jego starszą wersję poznajemy jednak nie na uczelni, lecz gdy wieczorową porą tłucze do nieprzytomności swojego oprawcę z przeszłości, który to od dłuższego czasu legalnie cieszy się już wolnością. Dlaczego dopadł go dopiero teraz? Nie wiadomo. Czy to jego pierwsza zemsta? Szczerze wątpię, biorąc pod uwagę przytyki kolegów z uniwerku: „on zawsze jest zajęty w weekendy”. Jakim cudem dopiero teraz sprawa nocnego mściciela znajduje rozgłos? Cóż… chyba… przypadkiem…?

vigilante
Kadr z serialu Vigilante / Star / Disney+
Nie, zdecydowanie nie

Vigilante przypomina amerykański serial telewizyjny z gatunku CSI: Miami czy Nowy Jork. Nikt zbytnio nie zastanawia się nad scenariuszem i ciągiem przyczynowo-skutkowym. Rzeczy muszą się wydarzyć, więc się dzieją. Jeśli główny bohater ma spotkać oprychów tam, gdzie się wybiera, to oczywiście oni tam będą, czekając grzecznie i gnębiąc ofiarę. Gdy potrzebujemy rozgłosu, by świat mógł dowiedzieć się o studencie/Batmanie, na scenę wkracza niepokorna dziennikarka. Żądna sensacji, bezczelna, zdecydowana, z włosami zafarbowanymi na czerwono. Dla wyświetleń zrobi dosłownie wszystko, nawet sprowokuje zamieszki i zaryzykuje życie niewinnych osób. Pomoże też wskazać nowych przestępców, których należy ukarać. Zresztą, nie musiałaby by tego robić –całkowitym przypadkiem Kim Ji-Yong, podczas zajęć w szkole, pomaga tworzyć cyfrowe archiwum starych spraw kryminalnych, jego wiedza o skazanych jest więc dość spora. Wysportowany chłopak nie nosi nawet maski: szast, prast, krew, złamane kości, nierzadko śmierć. Kolejny na liście odhaczony. Ale zaraz zaraz, któż to wkracza na scenę? Czyżby to niepokorny inspektor policji z blizną na twarzy, działający na granicy prawa i zdeterminowany, by położyć kres tym samosądom?

Dobrze, dobrze, już przestaję. Mam nadzieję, że zrozumieliście, co jest nie tak z tym serialem: „telewizyjność” wręcz się z niego wylewa.

vigilante
Kadr z serialu Vigilante / Star / Disney+
Szczerze żałuję

Problem w tym, że naprawdę przyjemnie się go ogląda. Zaskoczeni tym stwierdzeniem? Przecież przymiotnik „telewizyjny” może być zarówno obelgą, jak i komplementem. Wszystko zależy, czego oczekuje potencjalny widz.

To nie wina aktorów, że charakterystyka ich postaci składa się  jednego, podrzędnie złożonego zdania, oraz garści stereotypów. Znają się na swojej pracy, nie uświadczymy tu scen rodem z Trudnych Spraw czy innej Szkoły. Scenariusz nie powala złożonością, nagminnie korzystając z „przypadków”, ale raz na jakiś czas przydarzy się całkiem niezły zwrot akcji. A choć pod względem technicznym do realizacji ciężko się w jakimkolwiek stopniu przyczepić, w Vigilante widać (słychać i czuć) tę telewizyjność: na przykład w typowych ustawieniach kamery, szybkim montażu czy prostej choreografii walk.

To, co spaja wszystkie te powyższe „zalety”, to świat przedstawiony i tło, jakie niesie ze sobą przewidywalny do bólu główny wątek. Czy w przypadku nieprawidłowego wyroku sądu można wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę? Co tak naprawdę oznacza zwrot „nieprawidłowy wyrok” i kto o tym decyduje? Społeczeństwo zaakceptuje mściciela jako bohatera, a może zrówna go z pozostałymi przestępcami? Jak w tym wszystkim powinna zachować się policja, a jak media? I wreszcie: co z umysłem skrzywdzonego przez życie studenta robi świadomość władzy nad czyimś życiem bądź śmiercią?

Nie polecam wam tego serialu ze względu na świetną historię, wspaniałą scenografię czy wybitną grę aktorską. Polecam wam go, ponieważ… gdzieś tam, na drugim i trzecim planie, przemyca bardzo ważne, a czasem niepokojące rzeczy o nas samych.

Inne recenzje azjatyckich produkcji:

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Oparty na internetowym komiksie serial, który pomiędzy wierszami (może specjalnie, a może przypadkiem) skrywa kilka zaskakujących prawd. Z ciekawości muszę sprawdzić webtoonowy oryginał.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Oparty na internetowym komiksie serial, który pomiędzy wierszami (może specjalnie, a może przypadkiem) skrywa kilka zaskakujących prawd. Z ciekawości muszę sprawdzić webtoonowy oryginał.Mściwy mściciel wciąż się mści. „Vigilante” – recenzja k-dramy