Walka w kisielu. „Aladyn” animacja vs film

-

Disney powoli i sukcesywnie odświeża swoje flagowe bajkowe produkcje. Tym razem nie retuszuje animacji, tylko tworzy z nich filmy aktorskie, do których zatrudnia znane nazwiska Hollywood. Niedawno widzieliśmy perypetie słonia z wielkimi uszami, Dumbo, teraz przyszedł czas na przeniesienie się do świata złotym piaskiem, pięknymi strojami i arabskim klimatem „płynącego”.

Historię złodzieja z Agrabahu zna chyba większość z nas. Spore grono zapewne wychowało się na tej animacji i z zapartym tchem śledziło losy Aladyna, magicznego dżina i księżniczki Dżasminy. Piękna bajka, cudowna ścieżka dźwiękowa i niezapomniana historia – nic dziwnego, że Disney postanowił odświeżyć tę opowieść i przedstawić ją kolejnej grupie widzów. Tym razem jednak wytwórnia poszła o krok dalej i stworzyła film aktorski.

Wiele się o nim mówiło, zwłaszcza odkąd pojawił się pierwszy zwiastun produkcji. Niektórzy byli sceptycznie nastawieni, inni zaciekawieni. Wiele uwagi zwrócił również wybór reżysera obrazu – Guya Ritchiego, który słynie z filmów należących do zupełnie innego kina (dwa projekty Sherlock Holmes, Król Artur: Legenda miecza czy Przekręt nie należą raczej do wytworów skierowanych do najmłodszych odbiorców).

Sporo osób, jeszcze zanim obejrzało nową wersję Aladyna, stwierdziło, że daleko jej do oryginału. Czy rzeczywiście tak jest? Czy animacja wygra potyczkę z filmem? Czy Guy zrobił z jednej z najpiękniejszych disneyowskich historii wydmuszkę? Zapraszamy do kolejnego starcia z cyklu Walka w kisielu.

Arabska noc

W obu wersjach fabuła skupia się na perypetiach młodego złodzieja, Aladyna, który pewnego dnia poznaje na targu piękną dziewczynę. Ta mówi mu, iż jest służącą samej księżniczki, mieszka w pałacu i bardzo rzadko może sobie pozwolić na opuszczanie jego murów. Oczywiście widzowie wiedzą, że bohaterka nieco mija się z prawdą – nie pełni roli opiekunki córki sułtana. Widzimy, jak Aladyn zakochuje się w dziewczynie, widzimy również pojmanie przez pałacowe straże i spotkanie z doradcą władcy Agrabahu – Dżafarem. Ten daje chłopcu do wyboru – więzienie albo bogactwo i możliwość zdobycia serca księżniczki. Aladyn decyduje się na to drugie i wkracza, dosłownie, w paszczę lwa. Zwierzę jest jednak z piasku – a dokładniej wejście do jaskini skrywającej skarby i zaczarowaną lampę ma kształt głowy tej bestii. Dalszą część historii zapewne znacie – bohater odnajduje magiczny przedmiot, wypowiada życzenie, staje się księciem… I tak dalej.

Bohaterowie

Film dodał nieco więcej do opowieści – w bajce głównym bohaterem jest Aladyn. Dżin stanowi niejako „drogę” do sukcesu, a księżniczka to ukochana protagonisty, której serce ten chce zdobyć. W nowej wersji zarówno Dżasmina, jak i grana przez Willa Smitha postać dostają więcej czasu antenowego. Poznajemy nawet dalsze dzieje niebieskiego bohatera, po wyzwoleniu go ze złotych okowów. Sama księżniczka zaś okazuje się o wiele bardziej charakterna, ma więcej do powiedzenia i sporą rolę do odegrania. Aladyn nadal pozostaje sobą – to sprytny złodziejaszek o dobrym sercu, zwinny i odważny, a do tego uroczy i niezwykle zabawny. Jeśli chodzi o te trzy postaci – film zdecydowanie lepiej przedstawił ich perypetie.

Dodatkowo na korzyść aktorskiej produkcji przemawia jeszcze fakt, iż ojciec Dżasminy nie jest małym, pulchniutkim i pozbawionym jakiegokolwiek charakteru bohaterem, nawet gdy znajduje się pod wpływem czarów Dżafara. Twórcy skupili się również na jeszcze jednej postaci – prawdziwej służącej księżniczki – Dalii. To niezwykła bohaterka – przezabawna, kochana, naiwna (ale w dobrym tego słowa znaczenia). Jej historia to miód na serce widza.

A małpka Abu? Tak samo psotna i nieprzewidywalna jak w bajce!

Wróćmy jeszcze na chwilę do Dżina. Owszem, sama historia bohatera została lepiej przedstawiona w filmie, jednak wiele osób widzi tylko jednego aktora w tej roli – Robina Williamsa. Nikt nie był tak dobry lektorem jak on. Nikt nie zachwycał tak jak on. Nikt nie pobije jego występu w roli Dżina. Ale Smith wcale nie wypada źle. Problem pojawia się nie przy kwestii gry, ale gdy mowa o efektach specjalnych. Niebieski Will wygląda: groteskowo, kiczowato, nienaturalnie, śmiesznie, okropnie… Mogę tak jeszcze przez chwilę wymieniać. Oczywiście w tej materii animacja wypada o niebo lepiej. Dopiero jak Smith ma swój naturalny kolor skóry, wszystko wygląda dobrze.

Pozostaje jeszcze kwesta dwu innych postaci – Dżafara, czyli głównego złego, i jego pomocnika – papugi Jago. W aktorskiej produkcji ptak nie jest taki jak w bajce. Trzeba to przyznać – tutaj twórcy się po prostu nie postarali. Jago lata, czasami coś powie i tyle. W animacji miał o wiele więcej do przedstawienia i zaprezentowania.

A antagonista opowieści? Dżafar w bajce był przerażający. Dżafara w bajce można było się bać. Dżafara w bajce należało unikać. Ten w filmie… nie wzbudza większego lęku. Jasne, działa jak na prawdziwego złola przystało, ale nie wywołuje w widzu żadnych emocji.

Piosenki

Tutaj pojawia się kwestia gustu. Piosenki z bajki są przystosowane do czasów, w których powstawała animacja, te z filmu zostały bardziej uwspółcześnione. Wszystko więc zależy od tego, jaki styl wolicie. Jedno jest pewne – według mnie nowsze utwory nie zabijają ducha tych starszych. Są skoczne, pięknie zaśpiewane, działają na widzów. Will Smith zmienia nieco piosenki, które przyszło mu odtworzyć, ale nie wychodzi to kiczowato, nie kala dzieł oryginału, przedstawia nam swoje wersje. Oczywiście gusta bywają różne. Jedni będą mieli takie zdanie jak ja, inni zapewne jednoznacznie opowiedzą się za starszymi piosenkami.

Skoro już jesteśmy przy ścieżce dźwiękowej produkcji – grzechem byłoby nie wspomnieć o choreografii. Napiszę tak – osoby odpowiedzialne za układy taneczne wykonały kawał dobrej roboty. Jest rytmicznie, kroki pasują do utworów, wszystko zostało odpowiednio dobrane pod muzykę. Pojawia się jednak jedno ALE. Mianowicie nie każdy zdaje sobie sprawę, że tańce rodem z produkcji Bollywood nie pasują do Aladyna. To nie jest ta sama kultura. Bollywood to Indie, a przecież w disneyowskiej opowieści, w zasadzie w obu disnejowskich produkcjach, mamy arabskie noce.

Stare czy nowe?

Zapewne większość z was liczy, że napiszę, iż starcie wygrywa animacja. Niestety nie mogę tak stwierdzić. Zatem więc potyczkę wygrał film? Też nie. Według mnie obie produkcje wnoszą coś do kina, mają swoje plusy i minusy, które w ostatecznym rozrachunku prowadzą do tego, że jedynym słusznym wyjściem okazuje się ogłoszenie remisu.

 

Tak, zarówno bajka, jak i jej nowa wersja podbiły moje serce. Skłamałabym, gdybym napisała, że nie bawiłam się dobrze na wersji aktorskiej. Skłamałabym także, gdybym stwierdziła, iż animacja nie ma sobie równych. Powtarzam – w tym przypadku wszystko jest kwestią gustu. Mnie porwał zarówno oryginał, jak i jego uwspółcześniona wersja. A was?


Inne artykuły serii:

Walka w kisielu. „Mroczne umysły” – film vs książka

Walka w kisielu. „Ania z Zielonego Wzgórza” – serial vs film

Walka w kisielu. „Pułapka czasu” – film vs książka

Walka w kisielu. „303. Bitwa o Anglię” vs „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu