Kiedy przodkowie do nas mówią. „Echo” – recenzja serialu, sezon 1

-

Marvel od jakiegoś czasu dość usilnie walczy o fanów. Uniwersum zaczęło z wysokiego „c” często upada, przy nielicznych wzlotach. Nie jest do końca tak, że robią coś „po łebkach”, raczej przyzwyczaili odbiorców do dobrych treści, które wciągają na wiele godzin i nie da się od nich oderwać, więc mierne tytuły wywołują niesmak. Czy tak samo jest z Echo?

Główna bohaterka produkcji to Maya i o jej losach opowiada fabuła. Kobieta sporo przeszła w życiu, a jedną z większych zmian była utrata matki. Można napisać, że to od tego wszystko zaczęło się sypać, a jej przyszłość obrała nowy kierunek. Inne miasto, nowa rzeczywistość, w której trzeba się odnaleźć – to straszna rzecz dla dziecka, jednak zdecydowanie nie gorsza niż utrata drugiego rodzica. Od tego momentu Maya staje się nieczułą maszyną, której przyświeca chęć pomszczenia bliskich.

Nadal na topie?

Mimo nierówności w uniwersum Marvela, trzeba przyznać, że ciągle przyciąga ludzi do swoich tytułów z różnych powodów. Obojętnie czy to fan, a może nowicjusz łaknący czegoś ciekawego, zainteresowanie trwa. Twórcom często łatwiej dołączyć nowe pozycje niż rozbudowywać jakąś znany tytuł. Niestety, taka różnorodność potrafi zmęczyć.

Wszędzie ból?

Echo nacechowane jest stratą, wyczuwalną w każdej minucie, a może bardziej rozpacz i tęsknota za życiem, które powinno się mieć. Maya, jako dziewczynka, traci matkę, co sprawia, że musi porzucić kochający dom i wyjechać z ojcem do Nowego Jorku, lecz po czasie i ten ginie, przez co bohaterka staje się nieczułym cyborgiem od brudnej roboty. Jednak czy naprawdę? Może jej skorupę da się rozbić i odnaleźć radość?

echo
Kadr z serialu Echo / Marvel / Disney+ / Hulu

Podoba mi się, że Echo nie jest jednowymiarowe, a widz śledzi rozwój postaci. Dużo tu retrospekcji, które odkrywają historię sukcesywnie w trakcie oglądania. Nadaje to dodatkowego smaczku całości. Do tego odniesienia do wierzeń i zdolności, wykreowanych na potrzeby serialu, rdzennych Amerykanów oraz opisywanie ich historii – to zdecydowanie coś nowego. Poznanie plemienia Czoktawów to naprawdę ciekawe przeżycie. Podobało mi się poprowadzenie fabuły w takim kierunku.

Każdy odcinek ma specjalny materiał – taki jakby wstęp, w którym poznajemy przodków Mayi. Kolejną rzeczą wartą wspomnienia są sceny walki – zostały naprawdę dobrze nakreślone, a następnie nakręcone. Wszystko jest takie surowe, jakby prawdziwe, z lekko nadnaturalnym sznytem. Wiele odniesień do przodków głównej bohaterki oraz jej pochodzenia to zabieg mający na celu „zmiękczyć” rysy postaci, a nie robić z niej maszynę do zabijania. Pokazuje również wielowymiarowość postaci.

Oddzielnie, a może razem?

Pierwotnie Echo miało być silnie odseparowane od MCU. Oznaczenie Marvel Spotlight sugeruje, że mamy do czynienia z produkcją niewymagającą znajomości wcześniejszych filmów czy seriali, a oglądana samodzielnie nie wywoła dyskomfortu, ani nie pominiemy niczego istotnego, czyli jest to oddzielny tytuł. Jednak podczas seansu znajduje się wiele odniesień do znanych już tytułów, lecz prawdą jest, że obraz można poznać bez wcześniejszych propozycji z uniwersum, z przegapieniem kilku easter eggów.

echo
Kadr z serialu Echo / Marvel / Disney+ / Hulu
Trochę zgrzytów

Ostatecznie nie jest tak kolorowo, ponieważ mimo swojej surowości, Echu naprawdę daleko do Daredevila czy Punishera, oj, i to lata świetlne. Podczas seansu często można się nudzić, czekając aż bohaterka podejmie nareszcie jakąś decyzję. Odcinki potrafiły się dłużyć, przeplatane czasem scenami walki. Miałam wrażenie jakby wszystko nie było do końca dopracowane. Jest pomysł, trzeba czymś przełamać główny wątek, dodać obijanie twarzy. Nie inaczej było z przemianą głównej bohaterki. Nastąpiła ona ekspresowo, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Pomysł był dobry, wykonanie też nie jest najgorsze, jednak takie urywanie niektórych scen, skakanie po lokacjach, pobocznych akcjach sprawia, że choć to interesujący tytuł, wciąż pozostawia wiele do życzenia. Wyjaśnienie oddziaływania przodków na główną bohaterkę, jak i całą linię kobiet w rodzinie, tak naprawdę trzyma przed ekranem do ostatniego momentu. Trochę czuję tutaj zmarnowany potencjał, który miał szansę się obronić, a tak mamy kolejny tytuł z tych „do obejrzenia i pewnie zapomnienia przy pierwszej okazji”.

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

Przemiana, mrok, walka i przodkowie, zamknięci w jednym tytule.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Przemiana, mrok, walka i przodkowie, zamknięci w jednym tytule.Kiedy przodkowie do nas mówią. „Echo” – recenzja serialu, sezon 1