Król Szamanów nie potrzebuje królowej. „Kawiarnia Minamdang” – recenzja serialu

-

Dwa pierwsze odcinkim obejrzałem za jednym podejściem. Nawet nie zauważyłem, kiedy zleciało te ponad sto dwadzieścia minut. Minęło trochę czasu, a ja właśnie wyłączyłem epizod numer siedem po mniej więcej kwadransie seansu.

Przepraszam, ale nie jestem w stanie tego dłużej ciągnąć. Zniesmaczenie i irytacja wzięły górę – poddaję się.

Żałuję

Zaczęło się naprawdę ciekawie: bez żadnych wprowadzeń czy retrospekcji, zostałem wrzucony na głęboką wodę fabuły. Młody mężczyzna, określający się jako „Szaman z Minamdang”, doradza właśnie grupie kierowników hotelu w wyborze nowego pracownika na ważne stanowisko. O kandydatach wie wszystko, zdaje się znać najgłębsze sekrety z ich przeszłości i skrywane skazy na charakterze. Wiadomości te posiada oczywiście dzięki rozległym kontaktom z zaświatami. Tajemnica gęstnieje jeszcze bardziej, gdy oskarża jednego z dyrektorów przeprowadzających rozmowę o molestowanie byłej pracownicy, a w konsekwencji – doprowadzenie do jej śmierci. Ba, ma na to dowody. Minęło zaledwie dwadzieścia minut pierwszego odcinka, a zadziało się tu więcej niż przez całe Kolejne 365 dni. Kim jest ten szaman, czy naprawdę kontaktuje się z duchami, jak zarabia aż tyle pieniędzy i dlaczego ma tak wysoko postawionych klientów? Tyle pytań, a ja chcę odpowiedzi! Na szczęście, dostaję je dość szybko, i to podane w całkiem zgrabny sposób.

Minamdang
Kadr z serialu Kawiarnia Minamdang / Netflix

Były policyjny profiler, Nam Han-Jun (w tej roli cudowny Seo In-Guk), po kilku latach odsiadki, wychodzi z więzienia. Mężczyzna został wrobiony w fałszowanie dowodów, by skorumpowany zwierzchnik miał pretekst do uwolnienia mordercy. Aktualnie, wraz z siostrą/hakerką, Hye-Jun, oraz kolegą ze starej pracy, Kong Su-Cheolem, na własną rękę szukają prawdziwego sprawcy zbrodni z przeszłości. A ponieważ nie niezbyt tanie hobby, zarabiają doradzając bogatym VIPom Seulu w najróżniejszych kwestiach. O tym, że szaman tak naprawdę świetnie opanował dedukcję i wykorzystuje jako wsparcie nie duchy, lecz informacje z ulicznych kamer, kont bankowych, mailowych, prywatnych baz danych, nikt nie wie. Choć wiedza o nietypowym doradcy, udzielającym pomocy potrzebującym w Kawiarni Minamdang, jest dość powszechna. Zwłaszcza wśród kobiet.

Podziękuję

Prywatne śledztwo toczy się powoli do przodu, gdy do pobliskiego komisariatu zostaje przydzielona Han Jae-Hui, pani detektyw przedstawiana jako najbardziej niepokorny i mroczny oficer Korei. Ba, nawet przychodzi do pracy w długim skórzanym płaszczu. Niestety, już pod koniec drugiego odcinka cała ta fasada się rozpada, ujawniając postać krzykliwą, nieporadną i przestrzegającą prawa tylko wtedy, gdy jej to pasuje. Co klika epizodów bije szamana, rzuca nim o ziemię, raz nawet zostaje przyłapana na włamaniu do jego willi. Nie próbuje nawiązać współpracy w żadnym ze śledztw, chociaż wie, że Nam Han-Jun podsuwa jej rozwiązania i świadków. Wciąż grozi mu aresztowaniem za utrudnianie śledztwa bądź na niego wrzeszczy. Dlaczego jest tak uprzedzona? Podkochiwała się w nim chwilę w dzieciństwie, ale ten był starszy i ją olał. Ach, jeszcze jedno… pamiętacie o podrzuconych dowodach? Dzięki nim morderca brata pani policjant wyszedł na wolność.

Minamdang
Kadr z serialu Kawiarnia Minamdang / Netflix

Wiem, drugi z powodów brzmi poważnie, mógłby nawet usprawiedliwić zachowanie Jae-Hui, gdyby w odcinku numer cztery kawiarniana „ekipa Scooby Doo” nie złapała i zmusiła do przyznania się do winy skorumpowanego oficera służb wewnętrznych – tego samego, który wrobił szamana. Ale fabuła w ogóle nie zwraca na to uwagi, mknąc dalej, ku kolejnym kłótniom dwójki protagonistów.

Olśnienie

Długo zastanawiałem się, jak można w jednym serialu tak naprawdę zmieścić dwie całkiem różne historie. Odnoszę wrażenie, iż pierwotna koncepcja na ten tytuł była inna niż końcowy efekt, bardziej zbliżona do formy dwóch pierwszych epizodów. Grupa przyjaciół wspólnie rozwiązuje pomniejsze sprawy kryminalne, powoli dążąc do zamknięcia głównego wątku. Jest mrocznie, ale dość proste żarty oraz gagi potrafią rozładować zbyt gęstą atmosferę, przy okazji korzystając z pomocy trochę niedomyślnych stróżów prawa. Aktorzy wręcz idealnie pasują do swych ról, czuć między ekranową chemię. A propos: ja wiem, że ciężko wykreować nerda/hakera, decydując się na bardzo urodziwą kobiecą bohaterkę. Ale na miłość bogów, czemu twórcy próbują mi wmówić, że ona jest takim no-lifem, że w ogóle się nie myje?

Minamdang
Kadr z serialu Kawiarnia Minamdang / Netflix

Wracając: ten tytuł to piękne miejskie ulice i scenografia wnętrz, efektów specjalnych brak, więc nie ich jakość nie kłuje w oczy, a charyzmatyczni bohaterowie też się trafią. Czego brakuje? Miłości! Jestem przekonany, że wątek pani detektyw został doklejony do pierwowzoru dzięki czyjejś cudownej sugestii, prawdopodobnie kierowanej chęcią zysku. Nie ważne, co zrobi policjantka, nie ma to żadnego wpływu na główną fabułę – jest ona niczym Indiana Jones w Arce Przymierza. Wszystko, co odkryła, Szaman wie dużo szybciej. Zresztą, część tropów to właśnie on jej podsuwa, mimo włamania, krzyków, bicia… Dziury w scenariuszu wręcz nakładają się na siebie, a bohaterowie potrafią zapomnieć o konkretnych scenach, w których brała udział Han Jae-Hui. A na dodatek te okropne sceny walk z jej udziałem – na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki.

Heh

Ja nawet nie jestem zły: czuję się po prostu okradziony z szansy na seans świetnego, kryminalnego serialu. Pozostałem jedynie z produkcją mierną, typową wręcz dla koreańskiej sceny telewizyjnej. Za dużo slapstickowych gagów, niemożliwe wręcz zbiegi okoliczności, powrót młodzieńczej miłości oraz wątki poboczne, „dośmieszające” na siłę całkiem mroczną fabułę. Nie zabraknie widzów, którym ta mieszanka przypadnie do gustu, ba, obawiam się, że będzie ich całkiem sporo. Pamiętajcie jednak, że mogło być dużo lepiej.

Inne recenzje azjatyckich produkcji:
Artykuły o azjatyckich produkcjach:

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

Dano mi posmakować karpatki, by potem ją zabrać i wcisnąć wczorajszy biszkopt. Jeśli nie jesteście głodni… lepiej odpuście.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

1 komentarz

Popularne w tym tygodniu

Dano mi posmakować karpatki, by potem ją zabrać i wcisnąć wczorajszy biszkopt. Jeśli nie jesteście głodni… lepiej odpuście.Król Szamanów nie potrzebuje królowej. „Kawiarnia Minamdang” – recenzja serialu