Bogactwo przyćmiewa racjonalne myślenie. „Szkoła dla elity” – recenzja serialu

-

Przyzwyczaiłam się do tego, że hiszpańskie horrory czy też thrillery są więcej niż dobre. Trzymają w napięciu, wzbudzają w widzach wiele skrajnych emocji i naprawdę ciężko oderwać się od ekranu podczas ich oglądania. Czasem nawet nie czytam opisu danej produkcji, tylko sięgam po nią w ciemno, o ile jest hiszpańskiego “pochodzenia”. Tak też stało się i z serialem Elite, który w Polsce otrzymał tłumaczenie Szkoła dla elity. Czy było to miłe spotkanie, a może jednak lepiej trzymać się od tego obrazu z daleka?
Być bogatym i mieć cały świat u stóp

Historia rozpoczyna się od dramatycznej sceny rozgrywającej się na basenie jednej z elitarnych szkół dla dzieci z najbogatszych rodzin. Na pierwszy plan wychodzi młody chłopak, który na twarzy ma sporo rozmazanej krwi, zaś w tle łatwo zauważyć leżące ciało jakiejś dziewczyny. Dość szybko okazuje się, że ów bohater ma na imię Samuel i jest przesłuchiwany w sprawie zamordowania swojej koleżanki, Mariny. Następnie wydarzenia z przeszłości są  wymieszana z tymi z teraźniejszości. Twórcy postanowili stopniowo wprowadzić widza w zdarzenia, które doprowadziły do tak makabrycznych ostatnich scen. Jaki więc będzie koniec tej historii? Co tak naprawdę wydarzyło się na basenie?

Bogactwo przyćmiewa racjonalne myślenie. „Szkoła dla elity” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Szkoła dla elity”
Napięcie, które z czasem gdzieś zniknęło

Pomysł na fabułę był naprawdę świetny. Wręcz uwielbiam historie z dreszczykiem i wywołujące swego rodzaju niepokój. Tak też było i w przypadku omawianej produkcji. Już po pierwszych minutach czułam się mocno zaintrygowana historią i zżerała mnie ciekawość, co tak naprawdę stało się z Mariną i całą resztą jej znajomych. Jednak około odcinka czwartego czy też piątego wszystko zaczęło się rozchodzić w szwach, przestało trzymać się kupy i jedyną pojawiającą się w mojej głowie myślą okazała się ta, która brzmiała: „Co tu się dzieje?!”. W pewnym momencie ten serial zwyczajnie się nudzi, a sceny zdają się być pokazywane w zupełnie przypadkowej kolejności, bez najmniejszego związku pomiędzy sobą. Chociaż do samego zakończenia nie przeczuwałam nawet tego, co miało miejsce na szkolnym basenie (i to podczas zabawy z okazji odebrania świadectw!), to jednak kiedy w końcu nastąpiło rozwiązanie wszystkich wydarzeń, odczułam jedynie rozczarowanie. Spodziewałam się czegoś o wiele bardziej spektakularnego czy też wbijającego w fotel. Oczywiście twórcy stworzyli ostatni obraz w taki sposób, aby zostawić sobie ewentualną furtkę na  kolejny sezon, chociaż osobiście uważam, że na jednym mogłoby się wszystko skończyć.

To wszystko jej wina!

Gra aktorska utrzymywała się na mocno średnim poziomie. Jedynie dwie osoby bardzo mi się spodobały i każda scena z ich udziałem to była czysta przyjemność. Jedną z nich jest Marina, w którą wcieliła się Maria Pedraza. Już pomijając fakt, iż bardzo przypasowała mi uroda tej dziewczyny – rude włosy, piękne, duże oczy, to właśnie mimika jej twarzy i fakt, jak oddawała wszelkie emocje targające jej bohaterką nie dawały mi spokoju. Ciężko było oderwać od niej wzrok. Chociaż sama w życiu unikam tego typu osób, w tym serialu bardzo mi się ona podobała, wręcz przyciągała jakąś tajemną mocą.

Bogactwo przyćmiewa racjonalne myślenie. „Szkoła dla elity” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Szkoła dla elity”

Drugą aktorką, podbijającą moje serce, była Danna Paola, wcielająca się w postać Lu. Również oschła i oziębła dziewczyna, dążąca po trupach do celu i dla której jedyne, co się liczy, to pieniądze, kasa i jeszcze więcej forsy. Także ona przyciągała widza swoją mimiką twarzy i idealnie odgrywała wszelkie emocje.

Reszta aktorów nie wyróżniła się niczym szczególnym. No może jeszcze Itzan Escamilla (Samuel), który nie wiem z jakiego powodu, ale cały czas przypominał mi młodą wersję Enrique Iglesiasa.

Gdzieś już to widziałam…

Od pierwszych minut Elite porównywałam z innym hiszpańskim serialem – Internatem. W tym drugim obrazie również pojawiała się szkoła, różnorodni uczniowie i nauczyciele, mroczny las, skrywający pewną tajemnicę, i przede wszystkim świetnie wymyślona fabuła, która została rozciągnięta aż na siedem sezonów. Tam z niecierpliwością wyczekiwało się na każdy odcinek, kolejnym wydarzeniom towarzyszył niepokój i przedziwne sceny – w sumie nie chcę tu za bardzo spoilerować, jeśli ktoś nie oglądał tej produkcji, lecz obrazy ukazujące las otaczający tytułowy Internat i to w taki sposób, że nie można przewidzieć, czego spodziewać się dalej, chwytały najbardziej za serce i zapadały w pamięci widza na dłużej. W Elite ewidentnie tego zabrakło. Owszem, pomysł okazał się fajny, trochę inny, lecz gdzieś po drodze twórcy chyba zapomnieli, czego on tak naprawdę miał dotyczyć. Sceny nie były ze sobą spójne, a napięcie ustąpiło podium nudzie. Niewątpliwym minusem jest to, że w pewnym momencie dzieje się tutaj za wiele rzeczy. Seks pomiędzy trójką osób przychodzi im z taką łatwością, jak zakładanie i sznurowanie butów, zaś sceny zbliżeń dwóch mężczyzn są na porządku dziennym (nie mam na myśli, że to coś złego, wręcz przeciwnie, ale wspominam o tym tylko po to, by ostrzec osoby, które może takich obrazów wolą nie ujrzeć).

Bogactwo przyćmiewa racjonalne myślenie. „Szkoła dla elity” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Szkoła dla elity”
A muzyka okazała się…

Muszę przyznać, że to właśnie ona była największym plusem tej produkcji. Pojawiała się tam, gdzie trzeba, została bardzo dobrze dopasowana do pokazywanych scen, kiedy zaszła taka konieczność, dodawała pikanterii, a innym razem sprawiała, że odczuwało się jeszcze większy strach i niepokój. Dzięki niej trochę przyjemniej oglądało się ten serial.

Czy chciałabym się uczyć w takiej szkole?

Chociaż w pewnym momencie Elite zamiast zaskakiwać zaczyna nużyć, to jednak myślę, że warto go obejrzeć. Bo to, że nie przypadł mi on do gustu, nie oznacza, iż będzie tak również w waszym przypadku. Choćby dla dwóch aktorek warto poświęcić trochę czasu na seans. Myślę jednak, że osoby, które mają już trochę za sobą trochę hiszpańskich produkcji, będą nieco rozczarowane tym, w jakim kierunku poszła tak świetnie zapowiadająca się historia.


Zapraszamy do zapoznania się z:
Nigdy nie lekceważ rodziców. „Runaways” – recenzja serialu

Sława to nie wszystko. „Famous in Love” – recenzja serialu

Paulina Korek
Paulina Korekhttp://zaczytanapanna.blogspot.com
Bez pamięci oddała się czytaniu książek. Zadowoli ją dosłownie każdy gatunek, byle tylko treść była wciągająca. Nie oznacza to wcale, że nie ma swoich ulubionych gatunków. Należą do nich: kryminały, thrillery, romanse, erotyki, horrory. Po skandynawskich autorów sięga już w ciemno. Oprócz literatury jej pasjami są także filmy, zwierzęta, podróże oraz odwiedzanie wszelkich wydarzeń z tym związanych. W przyszłości chciałaby napisać własną książkę.

Inne artykuły tego redaktora

1 komentarz

Popularne w tym tygodniu