Miłość to religia? „Bogini niewiary. Ateiści, którzy modlą się i klęczą” – recenzja książki

-

O powieściach Tarryn Fisher słyszałam same pozytywne opinie, które w końcu obudziły moją ciekawość i przekonały mnie do sięgnięcia po jedną z wydanych w Polsce książek autorki. Wszystko po to, by na własnej skórze przekonać się, czy faktycznie są powody do zachwytu.
 Ona i on, niebo i grom [1]

Yara Philips jest nomadem dzisiejszych czasów – wędruje od miasta do miasta, co rusz zaczynając wszystko od nowa. Na każdym przystanku swojej podróży zostawia ze złamanym sercem artystę, który na pewnym etapie życia potrzebował weny, natchnienia i muzy. Tym właśnie była dla tych wszystkich mężczyzn –inspiracją, popychającą ich do stworzenia dzieł niezwykłych, przynoszących im sławę. W końcu nic tak nie stymuluje procesu twórczego jak zawód miłosny. Gdy czuła, że już czas ruszyć dalej, że już więcej nie może od siebie dać, zostawiała ich i na krótko osiadała w kolejnym miejscu, by powtórzyć ten schemat.

David Lisey jest muzykiem i frontmanem zespołu Powstań Łazarzu. Wraz ze swoją kapelą daje koncerty w klubach, potrzebuje jednak bodźca, który zmotywowałby go do napisania wyjątkowej piosenki, wybicia się i zyskania większego rozgłosu. Niemoc twórcza opuszcza go, gdy poznaje Yarę. Jest do tego stopnia zachwycony pracującą w barze dziewczyną, że już podczas drugiego spotkania oświadcza jej, iż zostanie  jej mężem; ma na jej punkcie obsesję; dzięki niej znowu poczuł powiew kreatywności, a pomysły na kolejne teksty utworów przychodzą mu z łatwością. Bohater jest niezwykle uparty, gdy chodzi o wyznawanie uczucia, więc stopniowo przełamuje opory kobiety, nie do końca chcącej po raz kolejny wiązać się z artystą.

Ona i on, morze i ląd[2]

Na uwagę zasługuje struktura powieści, już na samym początku natrafiamy na krótki wstęp, z którego dowiadujemy się, że tych dwoje połączyło silne uczucie, na dodatek przypieczętowane przysięgą małżeńską. Wydarzyło się jednak coś, co sprawiło, iż drogi Yary i Davida rozeszły się i każde z nich poszło w swoją stronę. Nie jest ważne, co się stało, bo tego szybko się dowiadujemy, a raczej jak do tego doszło i co bohaterowie zrobią z tym dalej, to zaś pozwoliło mi sądzić, że „zajrzę” w ich psychikę, wysonduję jakie motywy nimi kierowały i jak potoczyły się ich losy. Utwierdziło mnie w tym przekartkowanie książki, ponieważ jedna z trzech części powieści została napisana z perspektywy Davida, a zatem i on miał coś istotnego do przekazania.

Czy taki zabieg faktycznie sprawił, że dostrzegłam głębię postaci? Niestety. Niezwykle trudno jest mi napisać cokolwiek o Yarze i jej partnerze. Z całej powieści wynika tyle, że ona ma problemy z zaangażowaniem się w relacje, a gdy pojawiają się kłopoty, to – zamiast je rozwiązać – ucieka. On zaś jest muzykiem, szaleńczo zakochanym w swojej dziewczynie. To zdecydowanie za mało, by poczuć do bohaterów chociaż cień sympatii. Na dodatek brak psychologicznego tła i jakiejś historii stojącej za postaciami skutkują tym, że decyzje tej dwójki są nie tylko pozbawione logiki, ale też trudne do zrozumienia. O wiele łatwiej byłoby pojąć, dlaczego Yara i David zachowują się w określony sposób, gdyby autorka podała nam na ich temat więcej informacji, niż tylko te luźno rzucone strzępy, które możemy wyłapać w tekście.

O muzo, o inspiracjo!

W Bogini niewiary niewiele jest też miejsca na rozwinięcie relacji muza-artysta. Fabuła w dużej mierze skupia się na uczuciu pomiędzy parą głównych bohaterów i przeszkodami, z jakimi muszą sobie poradzić, zaś motyw twórczej inspiracji zostaje niemal całkowicie zapomniany. Jedynie od czasu do czasu Yara rzuca kąśliwe uwagi, w których dopytuje się, czy David pisze piosenkę o jakimś wydarzeniu. Warto też zaznaczyć, że jeśli – sugerując się tytułem i nawiązaniami do religii (nie brakuje ich na okładce) – spodziewacie się bardziej duchowych wątków, to się ich nie doczekacie – to ślepy zaułek.

Odnoszę wrażenie, że Tarryn Fisher starała się stworzyć powieść, w której poruszałaby takie tematy, jak wpływ przeszłości i relacji z rodzicami na nasze dorosłe życie oraz to, w jaki sposób emocjonalny chłód wobec dziecka może zaważyć na jego późniejszym podejściu do związków. Jednak zdecydowanie za słabo zarysowała wszystko to, co ukształtowało Yarę we wczesnych latach (bo głównie o nią się tutaj rozchodzi), by te wnioski nie wydawały się na wyrost. Odnoszę wrażenie, że autorka nie pozwala czytelnikom zagłębić się w psychikę bohaterów, za dużo zostawiając domysłom i własnej interpretacji, jednocześnie za bardzo skupiając się na rozwijającym się między nimi uczuciu.

W efekcie dostaliśmy całkiem przeciętny romans, w którym trudno znaleźć głębię postaci. Jedynym udanym elementem Bogini niewiary jest wątek „tej trzeciej” – na tyle dobrze opisany, że momentami odczuwałam ogromną potrzebę wejścia do książki, by wydrapać komuś oczy. Niestety tylko ten aspekt powieści wzbudził we mnie emocje, przez resztę stron przebrnęłam z rozpędu, bez zaangażowania w losy bohaterów. Odnoszę wrażenie, że Fisher nie do końca wykorzystała potencjał kryjący się w tej historii, więc pewnie dam jeszcze szansę jej książkom i sięgnę po kolejne tytuły autorki.

Miłość to religia? „Bogini niewiary. Ateiści, którzy modlą się i klęczą” – recenzja książkiTytuł: Bogini niewiary. Ateiści, którzy modlą się i klęczą
Autor: Tarryn Fisher
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-8129-136-1

 

 

 

 


[1] [2] Adam i Ewa, Budka Suflera

Martyna Halbiniak
Martyna Halbiniak
Lubi twierdzić, że nie wpisuje się w schematy, łamie konwencje i jest jedyna w swoim rodzaju, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę otacza się ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Wyznaje zasadę, że czekolada nie pyta, ona rozumie, a sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kocha książki (chociaż zagina im rogi), kinomaniaczka i serialoholiczka, wciąż znajdująca czas na kolejne inicjatywy.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu