Trochę inna Julia i Julia. „Wojna Crier” – recenzja powieści

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Wojna Crier, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu You&YA.

Steampunkowy lesbijski romans, przekraczający granice nie tylko gatunkowe, ale organiczne? Brzmi jak powieść, w jakiej potencjalnie będzie dziać się dużo – ekscytującego, niebezpiecznego, pełnego splątanych uczuć i zadawania egzystencjalnych pytań o naturę człowieczeństwa (w końcu nasuwają się same w tej sytuacji). Taka mogła być Wojna Crier Niny Vareli, ale nie jest. Jednakże: czy to źle?

„Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje”1

Niecałe sto lat temu, w wyniku pragnienia królowej Rabu, by posiadać potomstwo, powstały automatony – napędzane alchemicznym sercokamieniem maszyny. W ciągu trzydziestu lat zmieniają zupełnie dotychczasowy obraz kontynentu: przejmują władzę, ustanawiają własne prawa, odbierając ludziom swobodę oraz pozycję. Crier, automatonka, została powołana do istnienia i według projektu Hesoda, aktualnego króla, w nieokreślonej przyszłości ma zająć jego miejsce, gdy ten postanowi ustąpić z tronu. Jeśli kiedykolwiek w ogóle to nastąpi – jej ojciec trzyma ją na dystans od wszelkich narad dotyczących królestwa oraz kontynentu. Raczej posłuży mu ona za strategiczny pionek na większej szachownicy – dlatego, między innymi, zaręczył ją ze scyre Kinokiem, przywódcą grupy Rozłamu, działającej przeciw polityce Hesoda. Crier nie jest do tego pomysłu przekonana, ale poddaje się woli ojca – przynajmniej do momentu, gdy pewnej nocy spotyka w ogrodach Aylę, pracującą dla automatonów ludzką dziewczynę. Taką, która ratuje jej życie, chociaż w zasadzie – czego przyszła władczyni nie wie – przybyła do zamku, by ją zabić. Aylę z rąk automatonów spotkała ogromna krzywda, zasiewając w jej sercu pragnienie zemsty – jak więc potoczy się ta historia, gdy obiekt nienawiści uczyni ją swoją osobistą służącą? Albo stanie się dla niej kimś, kim nie powinien?

Średni ten debiut

Widać po Wojnie Crier, że mamy do czynienia z debiutem – zwłaszcza w kwestii zarządzania dynamiką opowieści, szczególnie na pierwszych stu stronach. Autorka wprawdzie musi nam, czytelnikom, naprawdę wiele przedstawić o świecie i rządzącym w nim systemie, zanim będzie mogła przejść do sedna, robi to jednak „mało sprytnie” – mówi nam o nich, zamiast je pokazać. Dlatego znajdziemy w Wojnie… sporo długich refleksji, przemyśleń czy wspomnień przerywających główną akcję zamiast stanowić jej część. Dość długo musimy również czekać na przecięcie się dróg obydwu bohaterek – z jednej strony jest to zrozumiałe: należą do dwóch różnych światów, nawet jeśli Ayla metodycznie stara się zdobyć pozycję na tyle bliską Crier, by móc ją zabić. Gdy już się jednak spotykają, dzieje się coś fabularnie zadziwiającego: pomimo nienawiści do córki Hesoda, Ayla ratuje jej życie. A Crier, chociaż poprawnie zinterpretowała chwilowe wahanie kobiety, jako moment, w jakim ważyły się niejako jej losy (chwilę później zresztą się dowiemy, że właściwie nigdy nie była w prawdziwym niebezpieczeństwie), od razu zaczyna się zachowywać w sposób typowy dla zakochanego człowieka. W scenie poprzedzającej to spotkanie przyszła władczyni Rabu studiowała plany, według których została wykonana, a jakie ponoć sabotowano, wprowadzając nieautoryzowaną modyfikację, wadę.

Na powyższe można jednak nieco przymknąć oko i uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na właściwe wydarzenia powieści. Pewne rzeczy debiutantom jeszcze po prostu wybaczamy i mamy nadzieję, że wyciągną z nich wnioski. Jednak tym, co najbardziej irytuje w Wojnie Crier, opartej w końcu na koncepcji, że świat przedstawiony zamieszkują ludzie oraz wytwarzane z mechanicznych elementów i ożywiane alchemią automatony, to bałagan terminologiczny w zakresie nazewnictwa poszczególnych istot. Tu wracam trochę do wstępu do tego tekstu – Varela miała naprawdę ciekawy i interesujący pomysł na tekst na wskroś queerowy: wyłamujący się nie tyle z dominującej wśród rynkowych romansów heteronormatywności, co przekraczający granice biologii takiej, jak ją rozumiemy. Automatony uważają się za dużo lepsze, bardziej racjonalne od ludzi, chociaż swoją kulturę budują, kopiując i przekształcając tę wypracowaną przez człowieka, wciąż stawiają się wyżej, są świadome swojej nieorganiczności oraz pochodzenia. Dlatego tak dziwi, gdy same o sobie raz mówią „automatony”, a raz – „ludzie”, by w następnym właściwie zdaniu wyrażać się o nich (nas) dyskryminująco.

Jest nieźle, ale nie świetnie

Wojna Crier Niny Varely to na pewno interesująca pozycja, próbująca opowiedzieć historię o miłości nieco inaczej niż mainstream, ale jeszcze, przynajmniej na etapie tego tomu, potykająca się o własne zasady, założenia, trochę ociągająca nogi w kwestii fabularnej dynamiki. Nie spodziewajcie się fajerwerków, ale takiego mocnego średniaczka w swojej kategorii. Potencjał w przypadku Varely jest, więc warto będzie obserwować jej dalszy rozwój.

wojna crierTytuł: Wojna Crier

Autorka: Nina Varela

Liczba stron: 350

Wydawnictwo: You&YA

ISBN: 9788328729131

Więcej informacji TUTAJ

 


1 W. Szekspir (1975). Romeo i Julia (J. Paszkowski, Tłum.). Fundacja Nowoczesna Polska, wers 5 i 6.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Po pierwszym tomie „Wojny Crier” widać, że mamy do czynienia z debiutem – sporo tu światotwórczego bałaganu, a i wątek romantyczny pozostawia trochę do życzenia. Źle nie jest, ale mogło być o wiele lepiej.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Po pierwszym tomie „Wojny Crier” widać, że mamy do czynienia z debiutem – sporo tu światotwórczego bałaganu, a i wątek romantyczny pozostawia trochę do życzenia. Źle nie jest, ale mogło być o wiele lepiej.Trochę inna Julia i Julia. „Wojna Crier” – recenzja powieści