Jak zepsuć Austen. „Perswazje” – recenzja filmu

-

Perswazje w reżyserii Carrie Cracknell to już piąta próba przeniesienia powieści Jane Austen na ekran. W tej historii główną bohaterką jest Anne Elliot, która przed laty za namową swojej rodziny zerwała zaręczyny z pewnym żeglarzem, ponieważ nie miał on wówczas stabilnej sytuacji majątkowej. Teraz, jako niezamężna dwudziestoośmiolatka, czyli jak na standardy XIX wieku – stara panna, ciągle rozpamiętuje dawnego ukochanego i bardzo żałuje, że uległa wtedy swoim bliskim. Zrządzenie losu doprowadza jednak do ponownego spotkania kochanków i odżycia uczuć.
Nieudolne prowadzenie narracji

Anne to narratorka filmu, co zostaje zaznaczone poprzez jej interakcje z widzem. Kobieta bardzo często prowadzi monologi wyjaśniające pewne wcześniejsze wydarzenia z jej życia lub kto jest kim w historii, a także opowiada o swoich wewnętrznych przeżyciach. Kojarzy się to nieco z konwencją teatralną, w której postaci w wypowiadanych przez siebie kwestiach wprost dają znać, z jakimi rozterkami muszą sobie radzić i bez wątpienia w niektórych przypadkach się to sprawdza, jednak nie w tym. Przy trzecim razie, kiedy główna bohaterka patrzy oceniająco w kamerę z miną „a nie mówiłam?”, gdy inna postać powie lub zrobi coś nie tak, staje się to zwyczajnie irytujące. Ta próba nawiązania kontaktu z widzem i wprowadzenia luźnej atmosfery koleżeństwa między nim a Anne jest zrobiona wyjątkowo nieudolnie i niezbyt pasuje do historii.

perswazje
Kadr z filmu „Perswazje” reż. Carrie Cracknell / Netflix

Chociaż w filmie poza główną bohaterką występuje wiele innych postaci, on skupia się przede wszystkim na niej, a monologi przez nią prowadzone są największą jego częścią. Za każdym razem, gdy przedstawiony zostaje ktoś nowy, Anne opisuje w kilku słowach całą jego osobowość, którą ten oczywiście potwierdza swoim dalszym zachowaniem, tak jakby widz sam nie był w stanie wyciągnąć wniosków podczas oglądania. Kończy się to tym, że bohaterowie są płascy, zazwyczaj z jakąś jedną charakterystyczną dla nich cechą. Jeśli nawet jakaś postać wydaje się mieć potencjał, to nie zostaje on wykorzystany.

Bohaterka powieści Jane Austen czy współczesna singielka?

Filmowa Anne łączy w sobie cechy typowe dla głównych bohaterek z książek Jane Austen, a jednocześnie próbuje się ją wpisać w powielaną współcześnie wizję niezależnej, wolnej kobiety, która popija wino, leżąc w wannie, ale tak naprawdę cierpi z powodu samotności. Jest to oczywiście element zamierzony, ponieważ cały film to swego rodzaju próba połączenia tradycji z nowoczesnością. Widać to przede wszystkim w języku, którym mówią bohaterowie. Nie jest on tym Austen, wyjętym z epoki i poetycko pięknym, tylko współczesnym, a momentami nawet potocznym. Wynika z tego między innymi poluzowanie konwenansów społecznych. Rozmowy bohaterów zdecydowanie nie brzmią jak te angielskiej szlachty początku XIX wieku, a monologi Anne najbardziej obnażają jej współczesną stronę. To wszystko jednak kończy się jedynie na próbie, ponieważ podobnie jak teatralna konwencja rozmawiania z widzem na boku ten zabieg również nie działa. Nie wydaje mi się, żeby to sprawiało, że lepiej się ten film ogląda, raczej powoduje pewnego rodzaju zgrzyt, zwłaszcza że gra aktorska pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie w scenach przełomowych dla dwójki głównych bohaterów, między którymi nie ma żadnej chemii, a ich dialogi brzmią topornie.

perswazje
Kadr z filmu „Perswazje” reż. Carrie Cracknell / Netflix
Zwykła komedia

Perswazje Jane Austen słyną przede wszystkim z tego, że oprócz bycia romansem obyczajowym, są również portretem ówczesnej szlachty. Carrie Cracknell zrobiła z nich zwykłą komedię, w której Anne co chwilę albo znajduje się w niezręcznej sytuacji i próbuje jakoś wyjść z tego z twarzą, albo rzuca w stronę widza ironicznym komentarzem. Nie jestem zwolenniczką oceniania ekranizacji poprzez porównywanie jej z oryginałem i narzekania na wszelkie wprowadzone innowacje, ponieważ uważam, że powinna się ona bronić jako osobne dzieło, jednak w tym przypadku nie sposób nie zwrócić uwagi na to jak marnie wypada. Zrezygnowano z najciekawszych elementów na rzecz stworzenia czegoś, co w założeniu miałoby zabawić widza, a ostatecznie nie robi dobrze nawet tego.

Z pewnością można było to zrobić lepiej, nawet wykorzystując kategorie komizmu i ironii, tylko w taki sposób, aby służyły one jako współczesny komentarz dotyczący ówczesnego społeczeństwa. Tak się jednak nie stało. Perswazje w reżyserii Cracknell nie oferują zbyt wiele oglądającemu, ani jako zwykła rozrywka, ani nowatorska zabawa tradycyjną konwencją.

perswazje
Plakat z filmu „Perswazje” reż. Carrie Cracknell / Netflix

 

Tytuł w oryginale: Persuasion

Reżyseria: Carrie Cracknell

Rok produkcji: 2021

Czas trwania: 1 godzina 49 minut

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

„Perswazje” w reżyserii Carrie Cracknell są niezbyt udaną próbą wprowadzenia do XIX-wiecznej historii obyczajowej elementów współczesnych, co skończyło się tym, że zamiast portretu ówczesnego społeczeństwa, widz dostał zwykłą komedię z elementami romansu.
Dorota Gola
Dorota Gola
Podcasty podczas układania puzzli to dla niej idealny sposób na odpoczynek. Woli herbatę zdecydowanie bardziej od kawy, a nocą wszystko tworzy jej się lepiej niż w dzień. Lubi czytać dobre książki i oglądać dobre filmy oraz słuchać, kiedy ktoś opowiada o tych słabych.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Perswazje” w reżyserii Carrie Cracknell są niezbyt udaną próbą wprowadzenia do XIX-wiecznej historii obyczajowej elementów współczesnych, co skończyło się tym, że zamiast portretu ówczesnego społeczeństwa, widz dostał zwykłą komedię z elementami romansu.Jak zepsuć Austen. „Perswazje” – recenzja filmu