Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

-

Co powiecie na kolejną wycieczkę? Ponownie wyruszymy za ocean, ale tym razem wybierzemy się do Ameryki Północnej, prosto do „Wielkiego Jabłka”. Tam czekać nas będzie nie lada wyzwanie: otóż jako zarządcy nowojorskim zoo, zaczniemy ścigać się o to, kto pierwszy okaże się doświadczonym hodowcą zwierząt i wypełni po brzegi swój skrawek parku zoologicznego atrakcjami oraz wybiegami. 

Zoo New York to połączenie gry wyścigowej i logicznej z mechaniką automatycznego pomnażania zasobów. Już na samym początku brzmi intrygująco, czyż nie? Zaciekawiona taką mieszanką, jak i zauroczona okładką planszówki, postanowiłam przyjrzeć się jej bliżej.

Zoo New York
Zoo New York
Co to za zoo?

Autorem Zoo New York jest niezastąpiony Uwe Rosenberg. Z pewnością kojarzycie takie tytuły jak Patchwork, Reykholt, Nova Luna, Uczta dla Odyna czy nieśmiertelna Agricola. To właśnie między innymi te pozycje są dziełem niemieckiego projektanta. Najnowsza propozycja Rosenberga posiada element logiczny w postaci układania kafelków, jest wyścigiem oraz opiera się na mechanice rondla i pomnażania zasobów. Gdyby chwilę się nad tym zastanowić, to wymienione przeze mnie planszówki także mają podobne aspekty. Tak więc, czy Zoo New York wyróżni się na tle innych tytułów tego twórcy? Przekonajmy się.

 Witamy w nowojorskim zoo

Zdążyłam już wspomnieć, że gdy tylko zobaczyłam okładkę, zostałam zauroczona jej wyglądem. Co zrobić, tak działają na mnie słodkie zwierzaki. Jednak nie tylko one sprawiły, że nie mogłam oderwać wzroku od frontowej ilustracji. Grafika jest bardzo ładna i przejrzysta.

W środku pudełka znajdziemy: planszetki graczy, płytki atrakcji, kafelki wybiegów, wąską planszę główną, żetony oraz ponad sto drewnianych meepli w kształcie różnych zwierząt. W grze występuje pięć gatunków: surykatki, flamingi, kangury, pingwiny oraz lisy polarne. Każda z podobizn została pomalowana na inny kolor, odpowiadający mniej więcej barwie danego ssaka czy ptaka. Należy wspomnieć, iż informacja na pudełku, dotycząca liczby zwierząt znajdujących się w środku gry jest błędna. Jednak wydawnictwo Bard stosunkowo szybko zareagowało na tę nieścisłość, załączając do gry notkę prostującą.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

Plansza główna to coś w rodzaju rondla, przesuwając po niej znacznikiem słonia, będziemy mogli pobierać kafelki wybiegów, zbierać zwierzęta do parku, a przekraczając specjalnie wskazane miejsca – rozmnażać mieszkańców naszego zoo. Grafiki widniejące na torze wydają się czytelne. Jedynie oznaczenie momentu zwiększania liczby zasobów jest dość słabo wyróżnione. Postawiłabym na jaśniejszy, bardziej wyrazisty kolor, aby informacja znacząco odróżniała się od innych pól na planszy.

Gotowi do startu?

Przed rozpoczęciem rozgrywki należy właściwie przygotować wszystkie komponenty. Ważne, aby dobrać odpowiednią planszetkę gracza, ponieważ mamy do wyboru kilka wariantów, zależnych od liczby uczestników. Widnieją na nich także oznaczenia wskazujące, który z zarządców zoo powinien rozpocząć. Jeśli przyjrzymy się bliżej planszom, widać różnice w liczbie dostępnych pól do zapełnienia lub ich konfiguracji. To ma zbalansować grę i wyrównać szanse.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

Więcej czasu będziemy musieli poświęcić na przygotowanie rondla. Kafelki wybiegów podzielono na cztery grupy, według rozmiarów, i różnią się one od siebie odcieniami zielonego. Najjaśniejsze to te najmniejsze, natomiast najciemniejsze składają się aż z siedmiu pól. Rozłożenie płytek dookoła planszy, choć zajmuje chwilę, to czasem wymaga skupienia, aby nie popełnić jakichś „głupich” błędów, zwłaszcza, że kolory są dość podobne.

Start!

Podczas swojego ruchu zarządcy zoo przesuwają słonia na rondlu i zagrywają akcje. W zależności od tego, ilu uczestników siedzi przy stole, figurkę można przesunąć o jedno lub nawet cztery pola do przodu. Pobieranie płytek wybiegu oraz pozyskiwanie zasobów w postaci zwierząt pojawiają się na torze na przemian. Do gracza należy wybór, o ile oczek ruszy znacznik. Kiedy zatrzyma się na wybranym przez siebie kafelku, musi umieścić go na swojej planszy i od razu wprowadzić do niego zwierzynę. Jeżeli zdecyduje się na zwiększenie liczby mieszkańców w parku, pobiera wskazane na danym polu zwierzęta z ogólnodostępnej puli i kładzie je w dowolnym, wolnym miejscu własnego zoo. Może to być „ławka rezerwowych” w postaci pawilonu lub gotowy wybieg, nawet zamieszkały już resztę przedstawicieli tego samego gatunku.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

Dodatkowo na planszy głównej znajdują się pola, które nie liczą się podczas poruszania słoniem po torze. Jednak jeśli któryś z graczy minie to miejsce, następuje rozmnażanie. Zasada jest prosta: aby powiększyć liczbę zwierzyny, na naszym wybiegu musi znajdować się co najmniej para takiego samego gatunku, jaki został wskazany na głównej planszy. Ot, czysta natura.

Zwierzaki można przemieszczać po parku według kilku innych zasad, a manewrowanie nimi między wybiegami a pawilonem także rządzi się swoimi prawami. Czasem nie sposób tego dobrze spamiętać, mimo iż nie są one skomplikowane, ani zawiłe. Jednak zdarzały mi się sytuacje, kiedy nie korzystałam z dostępnych przywilejów, bo skupiałam się na czymś zupełnie innym, co okazało się dużym błędem. Ważne jest uzupełnianie wybiegów zwierzętami, ponieważ gdy któryś z nich będzie pełny, wszystkie znajdujące się na nim meeple wrócą do puli, a my otrzymamy bonus w postaci kafelka atrakcji. Te drobne nagrody pozwalają na uzupełnianie dziur w układanym przez nas parku.

Jak już wspomniałam, Zoo New York jest grą wyścigową. Uczestnicy prześcigają się w tym, kto pierwszy zapełni po brzegi swoje planszetki.

Zwierzęcy Patchwork?

Najnowsza propozycja Uwe Rosenberga to bardzo przyjemna planszówka. Układanie wybiegów na planszy, jak i zbieranie zwierząt, okazało się wyjątkowo relaksujące. Mimo iż z założenia mamy do czynienia z grą wyścigową, nie znajdziemy tu zbyt dużej presji i adrenaliny. Każdy z graczy zarządza swoim skrawkiem parku i stara się wypełnić go płytkami, tak aby nie zostało w nim ani jednego wolnego miejsca. Z początku zastanawiałam się czy to w ogóle możliwe, jednak już po pierwszej rozgrywce okazało się, iż kluczem do sukcesu są właśnie atrakcje, które uzupełniają pojedyncze przestrzenie. Mój wniosek jest taki, iż wszystkie mechaniki, wykorzystane w grze, świetnie się zazębiły. Układanie kafelków, podobne jak w Patchworku czy Ogródku, zbieranie zasobów i pomnażanie ich, jak i sam element wyścigu, dały nam interesujące połączenie, urozmaicone ciekawym tematem.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

Ładnie macie w tym zoo

Jakość wykonania polskiej edycji wydawnictwa Bard nie budzi wątpliwości, iż otrzymujemy dobry produkt. Drewniane figurki zwierząt to duży atut, są kolorowe, każdy gatunek w innej, odpowiednio dobranej barwie. Dla niektórych mogą wydawać się zbyt drobne, ponieważ usuwanie całej familii z jednego zapełnionego wybiegu często wywoływało u mnie efekt domina. Lekko ruszone, sąsiadujące meeple przewracają się i powalają kolejne. Niestety, gdy posiadamy dużo zwierząt w parku, robi się naprawdę ciasno. Może to kwestia zwiększenia przestrzeni na palnszetkach?

Instrukcja wydaje się nieco na wyrost. Zasady są dość proste, jednak po ich przeczytaniu nie zawsze wszystko jest jasne. Niektóre zdania powtarzają się w różnych miejscach, przez co reguły wydają się lekko chaotyczne. Znajduje się w niej kilka nieścisłości, które wyjaśniono w erracie udostępnionej przez wydawcę.

Balans gry wydaje się dobrze wyważony. Ukończenie parku przez jednego gracza często ma miejsce w tym samym czasie, kiedy przeciwnikom brakuje dosłownie kilku miejsc do zapełnienia. Podczas swoich partii nie spotkałam się z sytuacją, żeby ktoś zostawał daleko w tyle. To ważne, ponieważ do samego końca nie wiadomo, kto ukończy ten wyścig zwycięsko.

Zoo New York oferuje również wariant solo, jednak nie nastawiałabym się na angażującą rozgrywkę w pojedynkę. Wydaje się wklejony tu na siłę, w końcu to tytuł wyścigowy, więc raczej nie ma sensu układać kafelków w samotności.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

Na mecie

Patrząc na portfolio Uwe Rosengerga widać, iż niemiecki projektant lubuje się w grach w układanie geometrycznych kafelków rodem z Tetrisa. Jednak nie można mu zarzucić powtarzalności czy braku pomysłów na wykorzystanie tego typu elementów w swoich tytułach. Zoo New York to ciekawe połączenie tego, co lubimy w jego planszówkach, z atrakcyjnym tematem, jakim jest zarządzanie parkiem zoologicznym.

Gra została ładnie wykonana i wymaga od graczy dobrego planowania do przodu oraz zarządzania zasobami. Zabrakło mi trochę większej interakcji między uczestnikami. Choć słoń na torze pozostaje dostępny dla wszystkich i przeciwnik może go przesunąć w niedogodne dla nas miejsce, nie wpływa to znacząco na dalsze poczynania. Szybka zmiana planu i gramy dalej.

Tak jak wspomniałam, ja przy Zoo New York raczej relaksowałam się podczas niedzielnego popołudnia, więc nie wyciągnęłabym tej pozycji, aby zabawić czy ożywić towarzystwo. Myślę, że ten tytuł sprawdzi się jako przyjemna propozycja dla całej rodziny. Także osoby średniozaawansowane nie powinny mieć problemów z rozgryzieniem zasad. Po kilku kółkach na planszy, wszyscy wiedzą, co robić.

Zdecydowanie polecam najnowszy tytuł Rosenberga, znajdziecie w nim świeżość, interesujący temat i ciekawe mechaniki.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowejTytuł: Zoo New York

Liczba graczy: 1-5

Wiek: 10+

Czas rozgrywki: 30-60 minut

Wydawnictwo: Bard

 

 

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Bard, więcej o grze przeczytacie tutaj.

Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Ładna i przyjemna gra planszowa dla każdego. „Zoo New York” to relaksujący wyścig o tytuł najlepiej planującego zarządcy zoo.
Natalia Jóźwiak Kłysz
Natalia Jóźwiak Kłysz
Zabiegana artystka, stale poszukująca nowych wyzwań. Lubi spędzać wolny czas przy grach komputerowych, jak również pochylić się czasem nad planszą. Próbuje robić ładne zdjęcia. Matka Smoków, a raczej jednego, który jest jeżem.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu

Ładna i przyjemna gra planszowa dla każdego. „Zoo New York” to relaksujący wyścig o tytuł najlepiej planującego zarządcy zoo.Lwa nie ma, ale też jest fajnie. „Zoo New York” – recenzja gry planszowej