Komu bije dzwon. „Curon” — recenzja serialu

-

Dzięki międzynarodowym platformom streamingowym wreszcie możemy dowiedzieć się, od jakich seriali nie potrafią oderwać się Hiszpanie, Niemcy czy Skandynawowie. Coraz odważniej serwisy filmowe stawiają na produkcje nieanglojęzyczne. Tytuły takie jak Bardzo tajne służby czy Dom z papieru podbijają listy bestsellerów, zostawiając amerykańskie obrazy daleko za sobą. 
Buongiorno Italia!

Curon to nowy serial grozy, który od 10 czerwca możemy obejrzeć na amerykańskiej platformie Netflix. Według opisów i wcześniejszych trailerów włoska produkcja wydaje się ciekawym połączeniem Dark, Stranger Things i francuskiego horroru Marianne. W historii przewija się budząca grozę klątwa, są zniknięcia, dziwne mordy i coś, co jest od wieków uśpione na dnie jeziora.  Na pierwszy rzut oka obraz zdaje się być mroczny, oryginalny i ciekawy. Jak wyszło z samym wykonaniem? Przeczytajcie.

Niewielkie miasteczko pełne tajemnic

Anna (Valeria Bilello) jako młoda, ciężarna dziewczyna, po tragicznej śmierci swojej matki opuszcza rodzinną miejscowość — tytułowy Curon — i wyjeżdża szukać lepszego życia. Jednak powracający co noc koszmar nie pozwala jej zapomnieć o swoim dzieciństwie. By uporać się z przeszłością, decyduje się wrócić do swoich korzeni. Po siedemnastu latach przyjeżdża ponownie, aby wraz ze swoimi dziećmi zacząć wszystko od nowa i odbudować relacje z ojcem. Jednak wkrótce okazuje się, iż rodzinne miejsce nie cieszy się zbyt dobrą sławą, a sami mieszkańcy nie są wcale zadowoleni z powrotu Anny. Chodzą plotki, że podobno dźwięk dzwonu na gotyckiej wieży kościelnej wynurzającej się z jeziora zbudzi mroczną klątwę, a przyjazd kobiety zwiastuje nieszczęście. Następnego dnia po przybyciu bohaterka nagle znika, co jest początkiem dziwnych i niepokojących wydarzeń. Cienie, tajemnicze dźwięki, zagadkowe śmierci. Nastoletnie bliźniaki Mauro (Federico Russo) i Daria (Margherita Morchio),by uratować matkę, będą musiały stawić czoło przeszłości swojej rodziny i legendzie… która okaże się prawdą.

Komu bije dzwon. „Curon” — recenzja serialu
@Netflix kadr z serialu „Curon”
Typowa młodzieżówka

Curon to horror fantasy skierowany do młodszego odbiorcy nie mającego jakiś szczególnych wymagań co do obrazu.  Poza ciekawym pomysłem produkcja nie dostarcza niczego więcej. To kolejny przykład tego, że trailer zapowiadał lepszą historię niż ta, którą finalnie otrzymaliśmy. W całym serialu jest dużo niespójnych wątków, dziwnych zachowań bohaterów i nieprzemyślanych scen. Tajemnica zostaje wyjaśniona już po jednym z pierwszych odcinków, więc dalej… nie ma sensu oglądać. Potem wszystko ciągnięte jest na siłę, bo skoro znamy już prawdę dotyczącą legendy, to cały klimat miasteczka pełnego sekretów po prostu znika. Wielkim rozczarowaniem okazuje się też samo jej rozwiązanie, które nie przedstawia sobą niczego oryginalnego. Podobne wątki nie raz pojawiały się w historii kinematografii.

Nastoletni odtwórcy radzą sobie całkiem nieźle. Nie są to raczej wystąpienia warte Oscara, ale trzymają poziom. Szczególnie dobrze wypada Margherita Morchio, która gra dziewczynę silną, nieprzejmującą się opiniami innych.

Dobry plan na urlop

Tym, co stoi tutaj na najwyższym poziomie, są zdjęcia.  Cała scenografia i produkcja dowodzą, że realizatorzy wykonali kawał dobrej roboty. Ciężko oderwać wzrok od klimatycznych gór, w których odgrywa się cała historia. Serial kręcono w okolicach Curon Venosta — włoskiej miejscowości w regionie Trydent-Górna Adyga, w strefie Alp Wschodnich.

Komu bije dzwon. „Curon” — recenzja serialu
@Netflix kadr z serialu „Curon”

Interesującym wydaje się fakt, że legendarna wieża kościelna faktycznie istnieje. Budowla jest główną atrakcją regionu, dlatego też lokalne władze podejmują liczne działania, aby cały czas była zanurzona w wodzie. Mowa tutaj o jeziorze Lago di Resia (niemieckie Reschensee). Reschensee jest sztucznym zbiornikiem powstałym przez wybudowanie tamy na rzecz elektrowni wodnej. Utworzenie zapory oczywiście miało katastrofalne skutki. Częściowo zalane zostały dwie duże wioski — Curon i Resia.

Na koniec warto dodać, że niewątpliwą dumą serialu jest również wyborna ścieżka dźwiękowa, na którą składają się zarówno elektroniczne kompozycje, jak i spokojniejsze utwory. Sam soundtrack robi kawał dobrej roboty, a produkcję warto obejrzeć chociażby dla przesłuchania oryginalnych i świetnie dobranych kawałków muzycznych. Do podkładu jeszcze na pewno wrócę, chociażby na jakiejś playliście ze Spotifya.

Podsumowując, Curon ma mroczny klimat i oryginalny pomysł, ale niestety niedociągnięcia fabularne aż rażą w oczy. Włoska produkcja nie jest niczym odkrywczym. Warto do niej podejść bez dużych oczekiwań, wtedy też nie będziemy specjalnie rozczarowani.

GrafikaNetflix

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

„Curon” to młodzieżowy serial łączący gatunki horroru, fantasy i historii obyczajowej. Reklamowany jako „włoskie Stranger Things” nie okazał się niczym nowym ani specjalnie odkrywczym. Można obejrzeć jedynie bez większych oczekiwań, wtedy też nasze rozczarowanie będzie stosunkowo niewielkie.
Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Curon” to młodzieżowy serial łączący gatunki horroru, fantasy i historii obyczajowej. Reklamowany jako „włoskie Stranger Things” nie okazał się niczym nowym ani specjalnie odkrywczym. Można obejrzeć jedynie bez większych oczekiwań, wtedy też nasze rozczarowanie będzie stosunkowo niewielkie. Komu bije dzwon. „Curon” — recenzja serialu