Każdy potrzebuje czasu na przejście żałoby. „Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu” — recenzja filmu DVD

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego filmu DVD Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu do współpracy recenzenckiej dziękujemy Galapagos Films.

Z filmami Marvela jest tak, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Ja akurat należę do tej pierwszej grupy, co oczywiście nie oznacza, iż na wszystkie tytuły patrzę bezkrytycznie. Jak wszędzie – mam swoich faworytów.

Ekranizacją, która podbiła moje serce w 2018 roku (i została w nim do teraz), była Czarna Pantera.  Doskonałe efekty specjalne, świetne kostiumy, no i oczywiście idealnie pasujący do tytułowej roli Chadwick Boseman. I chyba nie tylko ja mam takie zdanie o tym filmie, bo w końcu siedem nominacji i aż trzy Oscary to olbrzymie wyróżnienie. Można nawet stwierdzić, że nastał czas, kiedy Ameryka doceniła historię komiksowego superbohatera.

Po olbrzymim sukcesie Czarnej Pantery prawie od razu mówiło się o kolejnej części. Niestety wszystko stanęło pod olbrzymim znakiem zapytania po śmierci odtwórcy głównego bohatera. Aktor zmarł w 2020 roku na nowotwór okrężnicy.

Nie wiadomo było, w jaki sposób podejdzie do tego faktu studio. Znajdzie inną obsadę? Czy może wirtualnie przywróci do życia nieżyjącego Chadwicka Bosemana? W końcu nie takie rzeczy tworzy ekipa od efektów specjalnych. Na całe szczęście nie zdecydowano się ani na jedno, ani na drugie. Postanowiono uśmiercić T’Challę, oddając tym samym hołd aktorowi i pokazując światu, że król mógł być tylko jeden.

Nowy gracz na arenie

Mija kilka lat od wydarzeń pokazanych w pierwszej części. Król zapada na tajemniczą chorobę i odchodzi ze świata żywych. Rządy przejmuje Ramonda – matka T’Challi. Jednak Wakandzie brakuje scalenia. Nie ma już Czarnej Pantery, która prowadziła za sobą plemiona i łączyła niedogadujące się narody. Technologiczne mocarstwo zaczyna się borykać z wieloma wewnętrznymi problemami, tym samym stając się łatwym kąskiem dla krajów zewnętrznych, a te znów czekają na dobry moment, by dobrać się do vibranium.

Próby zdobycia przez ludzi tego drogocennego metalu zaczynają niepokoić nie tylko mieszkańców Wakandy, ale też nieznane do tej pory królestwo, ukryte przed światem w głębi oceanu, którego król — Namor — zrobi wszystko, by chronić swoich poddanych.

Są plusy, są też minusy

Zaczynając od samego scenariusza, dla mnie jego ramy są jak najbardziej do zaakceptowania. Mamy nowych złoczyńców, Czarną Panterą staje się siostra T’Challi, znów następuje ratowanie Wakandy przed groźnymi antagonistami. Ktoś oczywiście mógłby zarzucić kolejnej części Czarnej Pantery, że już to wszystko gdzieś było i przyznałabym mu rację. Ale z drugiej strony kino Marvela takie jest — silne charaktery, wielkie sceny bitew, supermoce i kosmiczne technologie.

wakanda w moim sercu
kadr promujący film „Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu” Marvel Studios / Walt Disney Pictures / Galapagos Films

Tym, czego jednak zabrakło mi w tej historii, okazuje się spięcie kilku wątków, które pojawiły się w niej jakby zupełnie bez znaczenia. Nie wiem, czy ich rolą było zapchanie pustego scenariusza, bo brakło pomysłów, czy pełne rozwinięcie zobaczymy w kolejnej części (bo niektóre z nich dają nadzieję na kontynuację).

Film pod tym względem jest dość nierówny. Z jednej strony mamy sceny zapierające dech w piersiach efektami specjalnymi (stworzenie podwodnego miasta to moim zdaniem mistrzostwo) czy też takie wpływające na emocje widza, ale możemy też zobaczyć fragmenty, które zostawiają odbiorcę rozczarowanym. Chociażby ujęcia walki. Tutaj zdecydowanie stać studio na więcej, bo przecież widzieliśmy to w pierwszej części! Tę olbrzymią i groźną armię Wakandy, która teraz składała się z kilkudziesięciu wojowników.

Na pochwałę zasługuje oczywiście grono aktorskie z Angelą Bassett na czele. Obawiałam się, że bez Chadwicka Bosemana przedstawiani bohaterowie będą mdli, bez wyrazu, bo w końcu brakło najważniejszego króla, którego pokochali widzowie. Na całe szczęście myliłam się. Tym razem siła jest kobietą i to właśnie kobiety skradły to show.

Muszę oczywiście wspomnieć o muzyce i strojach, które — tak samo jak w poprzedniej odsłonie — trzymały wysoki poziom.

Podsumowując, czy warto?

I tak, i nie. Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu to twór bardzo nierówny. Przyznam się szczerze, że nie wiem, czy moja ocena tego tytułu wiąże się z wysoką poprzeczką ustawioną przez Czarną Panterę (porównania nie są dobre, ale trudno tego nie robić), którą pokochałam całym sercem, czy film faktycznie okazał się po prostu umiarkowanie dobry.

Tak więc jeśli jesteś fanem Marvela — to wiadomo, że trzeba poznać i ten tytuł. Natomiast gdy produkcje z superbohaterami oglądasz od wielkiego święta, to są lepsze i bardziej dopracowane ekranizacje komiksów.

czarna panteraTytuł oryginalny: Black Panther: Wakanda Forever

Reżyseria: Ryan Coogler

Rok premiery: 2022

Czas trwania: 2 godziny 41 minut

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

„Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu” to film bardzo nierówny, który niestety nie dorównuje pierwszej części. No i rzecz jakiej nie da się pominąć (a aż bije po oczach!) — kto wymyślił tak dziwne tłumaczenie tytułu?
Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu” to film bardzo nierówny, który niestety nie dorównuje pierwszej części. No i rzecz jakiej nie da się pominąć (a aż bije po oczach!) — kto wymyślił tak dziwne tłumaczenie tytułu?Każdy potrzebuje czasu na przejście żałoby. „Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu” — recenzja filmu DVD