Jedzenie to świętość. „Insatiable” – recenzja serialu

-

Zaczęło się całkiem niewinnie – od zapowiedzi nowej produkcji Netflixa, takiej skierowanej do nastoletnich widzów, która miała, niczym 13 powodów, poruszać tematy tabu. Problem pojawił się jednak po emisji trailera, widzom nie spodobało się to, co im pokazano. I nie mam tutaj na myśli konceptu, tylko sposób podejścia do ważkich problemów. Pojawiło się sporo negatywnych komentarzy, proszono, aby Netflix nie emitował swojej produkcji, podpisano nawet petycję w tym celu.

W końcu wybiła godzina zero – serial pojawił się na platformie i bardzo szybko spłynęła na niego fala hejtu. Czy jednak rzeczywiście obraz ten zasługuje na same negatywne oceny? A może coś się w nim udało? Zanim do tego przejdę, muszę was ostrzec, ta produkcja jest bardzo specyficzna, nie każdemu przypadnie do gustu. Chodzi o bardzo… dziwne poczucie humoru twórców. Nagromadzenie absurdu jest tutaj dość wysokie, dlatego jeśli wolicie zwykły i prosty humor, Insatiable na pewno nie przypadnie wam do gustu.

Jesteś tym, co jesz?

Odkąd Patty sięga pamięcią, była szykanowana i wyśmiewana, wszystko z powodu swojej tuszy. Nie należy do najchudszych, jedzenie zaś stanowi jej świat, ale to przecież nie powód, żeby rówieśnicy okazywali jej tyle wrogości. A nauczyciele nic sobie nie robią z tego, iż dziewczyna czuje się źle w swojej skórze i jest prześladowana. Pewnego wieczoru, kiedy bohaterka ma zamiar oddać się swojemu ulubionemu zajęciu, zajadaniu stresu, bezdomny wyzwala w niej ukryte pokłady agresji. Wszystko przez to, iż nie dość, że chce odebrać jej jedzenie, to jeszcze przezywa ją. To przelewa czarę goryczy, Patty uderza go. Ten nie pozostaje dłużny i także atakuje protagonistkę, co doprowadza do tego, że dziewczyna ląduje w szpitalu ze złamaną szczęką.

To jednak nie koniec problemów nastolatki – musi odpowiedzieć za atak na człowieka, niebawem ma dojść do rozprawy. Patty nie czuje się winna, w końcu to ona została obrażona pierwsza, sama tylko się broniła (i swojego pożywienia). Wie jednak, że potrzebuje pomocy kogoś, kto na sali sądowej czuje się niczym ryba w wodzie. Wybór pada na Boba, który nie tylko jest prawnikiem, ale także trenerem dziewczyn, jakie biorą udział w konkursach piękności. Mężczyzna postanawia bronić bohaterki, chce także, by wzięła ona udział w kolejnym wyścigu o koronę. Skoro schudła, złamana szczęka sprawiła, że protagonistka zrzuciła parę kilogramów, może teraz powalczyć o tytuł miss. I przy okazji zemścić się na każdym, kto ją wyśmiewał.

Liczy się twoje wnętrze?

Większość negatywnych opinii dotyczyła problemu ukazania w serialu kobiecego ciała oraz zaangażowania do produkcji chudej aktorki. W końcu to obraz o dziewczynie, która ma problemy z własnym wyglądem. Tylko że warto wziąć pod uwagę jedną kwestię, na początku bohaterka ma dodatkowe kilogramy, potem, kiedy chudnie, Debby Ryanjak najbardziej pasuje do roli, w jaką się wcieliła.

Przecież to nic nowego, że osoby, które pozbyły się nadwagi, bardzo często nadal uważają się za grube. Dlatego nie widzę nic złego w tym, że chuda aktorka mówi o problemach puszystych osób. Jeśli chodzi o ten zarzut, uważam, że został on wyssany z palca, nieuzasadniony, a twórcy wybrali odpowiednią aktorkę do tej roli. A co z ukazaniem kobiecego ciała?

Zacznę może od tego, że Insatiable to bardzo szalona, nietuzinkowa, dziwna i miejscami chora produkcja. Kręci się wokół przedstawienia życia zakompleksionej dziewczyny, która pragnie się zemścić za swoje cierpienia, tylko tej zemsty tak naprawdę dostaliśmy w obrazie jak na lekarstwo. Owszem, Patty miesza w życiu Boba, i to mocno. Jest niezwykle toksyczną osobą i ludzie powinni trzymać się od niej z daleka. Czy fakt bycia prześladowaną uzasadnia takie zachowania? Zdecydowanie nie. Zwłaszcza że bohaterka krzywdzi najbliższe jej osoby, które tak naprawdę nie zrobiły nic bardzo złego. Chciały jej pomóc, chronić ją, ale po swojemu. A to nie spodobało się protagonistce.

Jeśli chodzi o pokazanie funkcjonowania w społeczeństwie – ten serial rzeczywiście wypatrza ludzką naturę. Patty nie zasługuje ani na wiernych przyjaciół, ani trenera, który wybaczy jej każdy wyskok (a te są naprawdę złe i niezdrowe), ani miłość porządnego chłopaka.

Jasne, dziewczyna nie miała w życiu lekko – nie chodzi tylko o jej tuszę. Matka pije, zajmuje się tylko sobą, w szkole jest prześladowana, nie zna ojca, więc nie miała męskiego modelu, który pokierowałby ją w życiu. Spotyka Boba i na niego przelewa całą swoją miłość, a ta bardzo szybko okazuje się niezdrową.

Rozumiem także kwestię złego przedstawienia osób otyłych, gdyż Patty zachowuje się irracjonalnie i odpowiednie byłoby oddanie jej do szpitala psychiatrycznego. Pragnie się mścić, uwodzić, wykorzystywać swoje „nowe” ciało, kusić, rozkochiwać, wygrywać konkursy. A przecież to nie jest czymś normalnym. Przerysowanie? Oczywiście można to tak odebrać, ale nie dziwię się też, że wiele osób poczuło się dotkniętych takim przedstawieniem kwestii otyłości.

W pewnym momencie serialu pojawia się bardzo mądre zdania – że nie liczy się jak wyglądasz, ile schudłaś, jak się zmieniłaś zewnętrznie, twoje wnętrze nadal jest brzydkie (oczywiście mam tutaj na myśli bohaterkę, nie czytelnika;)).

Serial o…

No właśnie, o czym on tak naprawdę jest? Pytanie powinno brzmieć – o czym nie jest. Mamy tutaj prawie wszystko, może poza UFO. Motyw prześladowania, problemy rodzinne, kłopoty miłosne, walkę o atencję, alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, próbę zaakceptowania swojej orientacji seksualnej,  porwanie, pedofilię…

Tak, ten ostatni aspekt to najbardziej odpychająca rzecz, przynajmniej dla mnie, w całym serialu. Żarty z tego nie są w ogóle śmieszne, wręcz przeciwnie, okazują się nie na miejscu. I wywołują tylko jedną reakcję…

Do tego dochodzi jeszcze Patt, której po prostu nie da się lubić. Na początku było mi jej żal – brak akceptacji, problemy ze swoim ciałem, protagonistka nie zasługiwała na złe traktowanie. Jednak bardzo szybko okazało się, że ta postać to zło wcielone – krzywdzi nie tylko siebie, ale zwłaszcza bliskie jej osoby, które chcą dla niej dobrze. Jest kapryśną, wredną egoistką. A jej czyny świadczą tylko przeciw niej.

A jej mentor, Bob? Mam pewien problem z tą postacią. Lubię go, bo jest ciepłą kluseczką, która chce każdemu przychylić nieba. Nie wie, jak porozumieć się ze swoim synem, dowiaduje się także kilku nowych rzeczy o swojej seksualności, popełnia błędy. Ale czemu każdy (no dobrze, prawie każdy) w tym serialu pała do niego miłością? Wiem, wiem – przerysowanie, komizm postaci, absurd. Ale jakoś mnie to nie przekonuje, za dużo tych zakochanych w Bobie.

Podsumowanie

Insatiable, jak widać, nie jest serialem dla każdego. Ilość absurdu na klatkę przekracza wszelkie wyobrażenia – niektóre pomysły są zabawne (motyw wypędzania demona i nawiązania do Egzorcysty), ale pojawia się sporo takich, jakie wywołują ciarki (bynajmniej nie ze strachu). Czy warto obejrzeć tę produkcję? Niekoniecznie, choć jeśli chcecie na własnej skórze przekonać się, o co tyle hałasu, powinniście.

 

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

3 komentarzy

Popularne w tym tygodniu