Gdy przeszłość uderza znienacka. „Uprowadzone życie” – recenzja książki

-

Autorzy co rusz prześcigają się w coraz to bardziej fantazyjnych pomysłach. Nie chodzi mi tylko o fabułę, choć oczywiście ta też jest ważna, ale głównie o formę, styl pisania, łączenie na pozór nie związanych ze sobą rzeczy. Mamy kilka wątków, które zawsze będą intrygować człowieka, a zaginięcia oraz niewyjaśnione zdarzenia są tylko dwoma z nich. Właśnie po te motywy sięgnęła Ewa Grocholska podczas tworzenia Uprowadzonego życia.
Ale o co chodzi?

Przenosimy się do czasów, kiedy to komuniści byli u władzy, a życie zgoła inne niż to, które mamy teraz. Stan wojenny nastał kilka dni temu, w pewną grudniową noc 1981 roku młode małżeństwo z dzieckiem przedziera się samochodem przez straszną zamieć. Musi się spieszyć, wszak godzina policyjna to nie przelewki, jej złamanie może wiele kosztować. Niestety przez nieuwagę, trudne warunki na drodze oraz zrządzenie losu dochodzi do tragicznego wypadku przy torach kolejowych. Pewne okoliczności nie zostają wyjaśnione, a milicja umywa od wszystkiego ręce, przecież jest tyle innych ważniejszych rzeczy do zbadania. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, przenosimy się szesnaście lat do przodu i poznajemy Ewelinę. Dziewczyna jest malarką, wszędzie szuka inspiracji dla swoich dzieł. Jedną z nich staje się kobieta, którą spotkała przy wspomnianych wcześniej torach kolejowych. Wydawała się zagubiona, a jej twarz ujrzana w śnieżną noc zapadła artystce w pamięci. Postanawia ją namalować i swoje dzieło pokazać szerszej publiczności w sylwestra. Traf chciał, że na imprezie pojawia się również policjant, który w portrecie dostrzega kobietę zmarłą lata temu w wypadku samochodowym.

Opis wydawał mi się intrygujący, ale bałam się wykonania. Niestety jest wiele pozycji na rynku, które powinny mieć ciekawe wątki kryminalne, a ostatecznie wychodzi bardzo słabo. W tym wypadku autorka już od pierwszych stron wprowadza czytelnika w fabułę, bez zbędnego przeciągania wstępu lub długiego wprowadzenia. Dzięki temu wierzyłam, że im dalej w las, tym będzie lepiej. I tak się stało, do pewnego momentu. Dużym zaskoczeniem są fragmenty z retrospekcjami, to najlepsze momenty w całej historii. Powrót do stanu wojennego, poznawanie tamtych realiów i ilość wydarzeń, które czytelnik odkrywa, są naprawdę liczne. Wątków jest sporo, napędzają akcję, płynnie się rozwijającą, ale do czasu…

Zagłębmy się w tę historię

Autorka, do pewnego momentu, sprytnie lawirowała między wydarzeniami, co chwilę zmuszając czytelnika do rozmyślań. Pomieszała wiele, na pozór niezwiązanych ze sobą, sytuacji, aż miało się ochotę krzyczeć z powodu stworzonego napięcia. Aż w jednej chwili to wszystko zostało zabrane, jednak niestety nie z powodu zakończenia powieści. Nie wiem tak naprawdę co się stało, jakby Ewa Grocholska stwierdziła: tyle cię męczyłam, to rzucę ci podpowiedź, i wtedy zniknęły wszelkie niejasności. Kawałki układanki wskoczyły na swoje miejsce, a to było chwilę za połową książki. I tu bardzo się zawiodłam, ponieważ liczyłam na dalszą niepewność, która jest tak pożądana w tym gatunku. Wszystkie moje przypuszczenia się sprawdziły, a ja z niesmakiem odłożyłam powieść. Po prostu nie lubię odkryć rozwiązania przed zakończeniem historii.

Fabuła jest trochę skomplikowana, przez liczbę wątków oraz rozłożenie sprawy na naście lat. Dziwne relacje, historie wielu pokoleń czy wolniejszy rozwój wydarzeń sprawiają, że w pewnym momencie ma się za dużo informacji. Nikt nie lubi, jak zaczyna gubić się  w tym co, gdzie, z czym oraz dlaczego tak. Podczas gdy czytanie idzie topornie, to w pewnym momencie robi się takie pyk i koniec. Brakowało mi wolniejszego łączenia wątków, ciekawych zwrotów akcji czy wielkiego wow.

Powiało chłodem

Zima! W historii była taka prawdziwa, z zaspami, niemożnością przejechania ulicami, dużym mrozem, i to wszystko pojawiło się w powieści. Obecnie byle lekki śnieg stanowi katastrofę lodową, gdzie do tej mu bardzo daleko. Z pozoru mało znaczące opisy tworzą atmosferę całości. Na uwagę zasługuje dobry klimat, którego oczekiwałam po przeczytaniu zapowiedzi. Wprowadzenie stanu wojennego oraz wspominanie tamtych czasów wyszło autorce wyśmienicie. Pokazała blaski i cienie oraz prawdziwe realia bez koloryzowania. Nie inaczej było z późniejszymi latami, czyli końcówką XX wieku. Pisarka doskonale ukazała sposób prowadzenia śledztwa bez współczesnych technologii oraz ułatwień. Wtedy nawet telefony komórkowe należały do rzadkości. Powinni o tym przeczytać ludzie, którzy nadal mają problem z uwierzeniem, że dało się żyć i pracować bez ogólnodostępnego internetu. Choć sama korzystam z ówczesnych udogodnień, to z nostalgią wspominam jeden komputer stacjonarny na całą rodzinę, jak i wyznaczanie dyżurów, kiedy trzeba było zrobić coś do szkoły.

Kciuk w górę czy w dół?

Ciężko mi jest jednoznacznie ocenić Uprowadzone życie, ponieważ powieść to taki średniaczek z dobrym researchem, logicznym podejściem oraz interesującymi wstawkami ze stanu wojennego, jednak nic poza tym. Nie czuję potrzeby powrotu do niej, a w głowie cały czas mam myśl: co się stało, było przecież tak dobrze? Zabrakło wyrazistości i jakiś jaśniejszych motywów, na koniec pozycja okazała się prostą książką do przekazania dalej. Pomysł był dobry, opisy oraz bohaterowie również, jednak ostatecznie poległo to wszystko na wykonaniu.

Gdy przeszłość uderza znienacka. „Uprowadzone życie” – recenzja książkiTytuł: Uprowadzone życie

Autor: Ewa Grocholska

Wydawnictwo: Sonia Draga

Ilość stron: 448

ISBN: 978-83-8110-986-4

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

Ciekawe motywy ze stanu wojennego okraszone nie do końca dobrym wykonaniem.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Ciekawe motywy ze stanu wojennego okraszone nie do końca dobrym wykonaniem.Gdy przeszłość uderza znienacka. „Uprowadzone życie” – recenzja książki