Czy dzieci hodowlane wywalczą swój happy end? „The Promised Neverland” – recenzja mang 16–20

-

Nie da się już niczemu zaprzeczyć – od tomu piętnastego wyraźnie czujemy, że pisana przez Kaiu Shiraia i ilustrowana przez Posukę Demizu historia zmierza do końca. Ponowne spotkanie z Normanem ucieszyło uciekinierów z Grace Field, ale i nimi wstrząsnęło. Ich przyjaciel z dzieciństwa stworzył sanktuarium, o którym marzył pan Minerva, ale nie zamierzał na tym poprzestać. Nie po tym, czego doświadczył w Lambdzie.
Nowa obietnica

Chociaż Norman uknuł plan, w jaki sposób dzieci hodowlane przechylą szalę zwycięstwa na swoją stronę, Emma i Ray nie zamierzają zarzucić pierwotnego planu złożenia nowej obietnicy i uratowania wszystkich od okrutnego losu bycia hodowanym, ku uciesze demonów, mięsem. Dlatego stawiają wszystko na jedną kartę i wyruszają w poszukiwaniu tajemniczej istoty, która prawie tysiąc lat temu dokonała podziału świata – tylko tajemnicze, najwyższe bóstwo, czczone przez ciemiężycieli, może bowiem spełnić ich życzenie. Droga do niego nie okaże się jednak prosta, a na dwójkę bohaterów czeka naprawdę ogromne wyzwanie. Kiedy oni podejmą próbę złożenia nowej obietnicy, Norman nie będzie siedział z założonymi rękoma – Tifari zbliża się wielkimi krokami, a to najlepszy czas, aby wdrożyć plan działania. Wszystkie pionki stoją w końcu na swoich miejscach, badania prowadzone przez uciekinierów z Lambdy dały dzieciom hodowlanym kolejną broń przeciwko demonom, armia skazanego na zdziczenie Lorda Geelana jest gotowa, aby zemścić się na królowej. A do tego wszystkiego Norman wcale nie zamierza odpuścić w kwestii przeklętokrwistej, dlatego wysyła Dona i Gildę z Hayato oraz milczącą, mówiącą w języku demonów Ayshę, aby odnaleźli Musicę i Sung-Joo. Ale czy na pewno tylko po to, aby z nimi porozmawiać? Coś tu zdecydowanie nie pasuje, z czego doskonale zdaje sobie sprawę pochodząca z Grace Field dwójka bohaterów.

Intensywnie, ale niekoniecznie dobrze

Finał serii takiej jak The Promised Neverland ze swojej natury będzie dynamiczny – plan Normana, w końcu, już od dawna tak naprawdę jest realizowany krok po kroku, co oznacza, że starcie z siłami demonów od dłuższego czasu można było przewidzieć. Kolejne prowadzone przez Shiraia wątki, Emmy i Raya, Dona i Gildy, żadną miarą nie przypominają również leniwego spacerku. Pionki zostały już rozstawione, nic zatem dziwnego, że akcja w końcu musiała się w pełni rozwinąć. Trzeba przyznać, że poszczególne wątki poprowadzone zostały przez scenarzystę dość klarownie, utrzymując odpowiednie tempo oraz zachowując jasną chronologię.

Tym, co trzeba z kolei Shiraiowi zarzucić, to przetasowania na podium bycia głównym bohaterem – w początkowych tomach bezsprzecznie traktował Emma, Ray i Norman tak samo. Po tym, jak zostali rozdzieleni, pierwsza dwójka odgrywała raczej równoznaczną rolę tych, wokół których koncentrują się wydarzenia. W ostatnich zaś pięciu tomach na pierwszy plan wychodzi Emma, odsuwając Raya w cień – chociaż to on był strategiem w ich duecie. Tym samym Shirai przesunął akcent ze strategiczno-logicznej rozgrywki z najwyższą stawką, dominującej w początkowych tomach, na nieco bardziej charakterystyczne dla mangowych tytułów, kierowanych do nastolatków, emocjonalność i wzmacnianie wiary, że jeśli tylko będziemy czegoś pragnąć, to się nam uda. Czy to źle? Niekoniecznie – dużo zależy od tego, co nas przy tej serii trzymało. Niesłabnący optymizm Emmy stanowi na pewno przeciwwagę dla co mroczniejszych aspektów The Promised Neverland, nawet jeśli finałowe tomy również wydają się być nieco „lżejsze” niż ich poprzedniczki.

Na szczęście jednak ta bohaterka nie staje się nagle naiwną idealistką, zdolną wybaczyć demonom wszelkie wyrządzone przez nich krzywdy – pod tym względem nie mamy się czego obawiać. Shirai wyraźnie stara się przekazać z jej pomocą dość wyraźnie wyartykułowaną wiadomość: tkwienie w kręgu przemocy nigdy nie doprowadzi do jego zniknięcia. Musi pojawić się ktoś, kto pierwszy odrzuci broń i wyciągnie rękę do wroga – żeby podjąć dialog i zbudować lepszą przyszłość, niekoniecznie jednak wybaczyć. Bez tego ostatniego i tak da się zbudować pokój. Pro-ekologicznego oraz humanistycznego przekazu The Promised Neverland nie można nie zauważyć, ale jednocześnie nie jest on eksponowany bardziej niż zwykle w mangach shōnen.

Inną kwestią, której oczekujemy od zakończenia, to domykanie wątków – wciąż pozostaje wiele niewiadomych dotyczących samego świata przedstawionego, społeczeństwa demonów, rodu Ratrich, tajemnic Lambdy czy samego Grace Field. Rzeczywiście, w wielu przypadkach autorzy rozwiązują wiele wprowadzonych tajemnic, jednak nie wszystkie. Nie inaczej jest w przypadku The Promised Neverland – niewyjaśnione zostaje choćby zadziwiające wręcz podobieństwo Normana do przedstawicieli rodu Ratrich czy to, jaką dokładnie tajemnicę skrywało DNA Adama, że był w znacznie lepszym fizycznie stanie niż inne dzieci z Lambdy, i jeszcze kilka innych. Pozostawianie takich otwartych wątków nie jest niczym wyjątkowym – wielu twórców robi tak z pełną premedytacją, aby albo wrócić pewnego dnia do swoich starych historii, albo pobudzić fanowską wyobraźnię oraz utrzymać zainteresowanie serią długo po jej zakończeniu. Czy taki był cel Kaiu Shiraia? Trudno orzec. Pytania, na które ostatecznie nie odpowiada, nie są ani przesadnie skomplikowane, ani nie wypływają ostatecznie na sam finał. Patologicznie ciekawskich jednak na pewno to nieco ubodzie.

To już koniec

Dwudziesty tom The Promised Neverland wyznacza koniec historii Emmy, Raya, Normana i innych dzieci hodowlanych oraz spotkanych na ich drodze ku wolności demonów. Opowieść Kaiu Shiraia nie należy do prostych, przyjemnych shōnenów, ale też nie ma w tym niczego dziwnego, protagonistami scenarzysta uczynił bardzo młodych bohaterów, których przeznaczeniem jest zostać zjedzonymi. W ten sposób postawił czytelników w trudnej sytuacji, każąc zastanawiać się, w jaki właściwie sposób rozwiąże się ten trudny, tak politycznie, jak i społecznie problem ich pozycji. Nie wszyscy bohaterowie oraz bohaterki przetrwają tę zdeterminowaną, zaciekłą walkę o przetrwanie. Wielu będziemy żegnać ze smutkiem. The Promised Neverland to również manga nierówna, mająca lepsze i gorsze fragmenty, a także zwroty akcji, które nie wszystkie będą się składać w jakąś ciągłość logiczną świata przedstawionego.

Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż jedna z ciekawszych młodzieżowych dystopii, nawet jeśli nieidealna. Zdecydowanie warto się z nią zaznajomić.

Pozostałe recenzje tej serii: 

Czy dzieci hodowlane wywalczą swój happy end? „The Promised Neverland” – recenzja mang 16–20

 

Tytuł: The Promised Neverland

Autorzy: Kaiu Shirai, Posuka Demizu

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 9788380963283 (tom 1

podsumowanie

Ocena
6.5

Komentarz

„The Promised Neverland” to manga wcale nie taka łatwa w odbiorze, niekoniecznie również utrzymująca ten sam fabularny poziom przez wszystkie dwadzieścia tomów. Nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę interesująca, młodzieżowa dystopia, oferująca tak dużo trudniejszą sytuację wyjściową protagonistów, jak również zahaczająca o współczesne problemy świata pozamangowego (małe cameo ma nawet COVID-19).
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„The Promised Neverland” to manga wcale nie taka łatwa w odbiorze, niekoniecznie również utrzymująca ten sam fabularny poziom przez wszystkie dwadzieścia tomów. Nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę interesująca, młodzieżowa dystopia, oferująca tak dużo trudniejszą sytuację wyjściową protagonistów, jak również zahaczająca o współczesne problemy świata pozamangowego (małe cameo ma nawet COVID-19).Czy dzieci hodowlane wywalczą swój happy end? „The Promised Neverland” – recenzja mang 16–20