Ucieczka to dopiero początek. „The Promised Neverland” – recenzja mang 6–10

-

Czy banda wychowanych pod kloszem dzieciaków da radę przetrwać poza murami sielskiego Grace Field? Inteligencja, spryt, determinacja oraz zgranie to na pewno atuty, jakich nie można odmówić gromadce, jakiej przewodzą Emma i Ray. Świat poza murami Farmy to w końcu wielka niewiadoma – nawet drzewa i rośliny wyglądają inaczej niż te, do których się przyzwyczaili.
Przetrwać, by uratować innych

Niestety ucieczka z Grace Field to dopiero pierwszy krok ku znalezieniu miejsca do życia. Jak szybko i dosadnie pokazały pierwsze minuty poza murami – na zewnątrz na bohaterów czyha spodziewany pościg, jak też dziko żyjące demony, a także nieznana im… flora. I nie tylko przez wzgląd na potencjalne zatrucia pokarmowe. Nad dzieciakami jednak ktoś czuwa – w drodze do pana Minervy, być może jedynej nadziei na ocalenie siebie oraz pozostawionego w Domu rodzeństwa, ku swojemu zaskoczeniu spotykają kilka istot i osób, które wyciągną ku nim pomocną dłoń. Co, zwłaszcza na początku, będzie im bardzo potrzebne – ratunek przed pościgiem, nauka zdobywania pożywienia, zgromadzenie podstawowej wiedzy o świecie, do jakiego tak naprawdę uciekli. A nie jest to rzeczywistość przyjazna ludziom – zwłaszcza dzieciom hodowlanym, uzbrojonym tylko we własny spryt i intelekt. Pytanie, czy to i odrobina szczęścia wystarczą, aby odnaleźli stałe schronienie?

Dystopia pełną parą

Pierwsze pięć tomów The Promised Neverland koncentrowało się przede wszystkim na intelektualnej grze Emmy, Raya i Normana przeciwko Mamie. Ta partia, w której stawką było życie najpierw najstarszych, a później i reszty dzieci, opierała się na wybiegach, wielopiętrowych intrygach, próbie podważenia prawie nieograniczonej władzy opiekuńczej, sprawowanej przez kobietę, jakiej kiedyś ufali. Kolejne tomy komiksu napisanego przez Kaiu Shiraia i narysowanego przez Posukę Demizu wkraczają w rejony skonwencjonalizowanej już dystopicznej opowieści o dzieciakach starających się przetrwać, gdy wszyscy i wszystko chcą ich zabić. Dlatego bohaterowie, często brudni czy ranni będą dużo biegać. Czeka ich również wpadnięcie w jeszcze większą kabałę, charakterystyczną dla tego typu powieści – wciąż jednak utrzymaną w klimacie survivalu. Nie oznacza to, że nagle ważniejsze staną się kwestie związane z tężyzną fizyczną czy wytrzymałością na niewygody – bez obserwowania oraz wyciągania wniosków dzieciaki nie będą bowiem w stanie przechytrzyć czyhających na nich prawie na każdym kroku wrogów.

Przy okazji Shirai pokusił się również o pokazanie, w jaki sposób chowane pod kloszem dzieciaki, rozpieszczone przez spokój, dobre jedzenie oraz brak zagrożeń, poradzą sobie w nowej rzeczywistości. Mówimy w końcu o zróżnicowanej grupie wiekowej, plasującej się między 6 a 12 lat – zwłaszcza najmłodsze niekoniecznie muszą się czuć zadowolone z twardego podłoża do spania czy braku podstawowych wygód. Jasne, na pewno chcą przeżyć, ale w pewnym momencie mogą się załamać życiem w świecie za-murem. Tymczasem dzieci z Grace Field, owszem, do końca zachwycone nowymi warunkami nie są, ale przyjmują je za dobrą monetę – a pierwszą okazję do ciepłej kąpieli witają z radością godną zmęczonych życiem wujaszków. Ogarnięcie naszych bohaterów, nie tylko najstarszych, jest tak wyjątkowe, jak od początku nam to scenarzysta sugerował. I to nie tylko w tej kwestii, o czym również będziemy się mogli przekonać w kolejnych tomach.

Komentarz klimatyczny?

Wśród omawianych tutaj kolejnych odsłon The Promised Neverland warto zwrócić uwagę na szósty tom, w którym Shirai pozwolił sobie na krytykę pozakomiksowego hodowania zwierząt na mięso. Z każdą kolejną informacją, jaką na przekazuje nam mangaka, naprawdę trudno nie podążyć tą ścieżką interpretacyjną oraz chociaż przez moment nie pochylić się i nad tą kwestią. Czytając, na tym etapie wiemy już, że istnieją „farmy najwyższej jakości”, w której dzieciaki są kochane, mają spokój, rozwijają się prawidłowo do osiągnięcia pewnego wieku, kiedy to zostają zabite i trafiają na talerze demonów. Tak samo, jak zwierzęta z farm z wolnym wybiegiem czy „ekologicznych”. Możemy łatwo wydedukować, że jeśli Grace Field jest tego typu hodowlą, to muszą gdzieś istnieć takie z przeciwnego spektrum – tak samo, jak w znanym czytelnikom świecie. Przeznaczone na rzeź istoty są w nich „produkowane” masowo, tuczone do pożądanej przez konsumentów wagi – zazwyczaj rodzą się, dorastają i giną w warunkach dużo, dużo gorszych. Wymyślając demoniczny system hodowli mięsa, scenarzysta naprawdę nie musiał się mocno wysilać – wystarczyło zamienić krowy, świnie oraz kurczaki na ludzkie dzieci, a później dopasować resztę do problemów, jakie może stwarzać hodowanie tego akurat gatunku ssaka.

Podobna linia skojarzeń prawdopodobnie wzbudzi w nas uczucie sporego dyskomfortu. Chociaż średnio przyjemna, to naprawdę dobra strona komiksu, mającego przecież być rozrywką.

Pośpiech nie zawsze jest wskazany?

Inną kwestią, która rzuca się w oczy w omawianych tu tomach, to znaczący spadek jakości rysunków Demizu, przede wszystkim widoczny w kadrach, w których znajduje się wiele postaci. Proporcje, kąty, profile – te wszystkie elementy już nie składają się na tak śliczne (idylliczne?) obrazki, jak w początkowych pracach. Widać pośpiech tworzenia kolejnych stron, narzucony przez tygodniowy cykl wydawniczy „Shōnen Jumpa”, w którym to magazynie ukazuje się The Promised Neverland. Rysowniczka nie upraszcza przy tym teł, wciąż zapełniając je szczegółami, nie ma więc niczego dziwnego w tym, że inne części jej pracy musiały ucierpieć.

Paradoksalnie zyskują na tym demony – z założenia skrajnie różniące się kształtem ciał, nawet w obrębie grupy podobnych do siebie pozostają wyraźnie asymetryczne. Te stworzenia wizualnie interesują oraz zaciekawiają i, chociaż nie przekraczają doliny niesamowitości, przywodząc na myśl znaną nam faunę, to są dostatecznie „Inne” i „Obce”, aby budować ogólną atmosferę nieustającego zagrożenia i grozy.

To dopiero półmetek

Niedawno premierę w Japonii miał ostatni, dwudziesty tom The Promised Neverland – na półmetku tej historii wciąż nie do końca wiadomo, jak potoczą się dalsze losy garstki uciekinierów z Grace Field. Kłopoty, w jakie wpadają w omawianych pięciu tomach nie wróżą ani szybkiego odnalezienia drogi do bezpiecznej przystani, ani poznania wszystkich odpowiedzi na dręczące dzieciaki pytania co do natury otaczającego ich świata. Wciąż jest za to ciekawie, wciągająco oraz nieco strasznie.

Inne recenzje tej serii:

Ucieczka to dopiero początek. „The Promised Neverland” – recenzja mang 6–10

 

Tytuł: The Promised Neverland

Autorzy: Kaiu Shirai, Posuka Demizu

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 9788380963283 (tom 1)

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

W kolejnych tomach „The Promised Neverland” Emma, Ray i reszta uciekinierów z Grace Field musi znaleźć sposób na to, jak przeżyć we wrogim sobie, nieprzyjaznym środowisku, zamieszkałym przez ludożercze demony, nie tracąc przy tym nadziei, że mają dokąd się udać. Czekających na nich w tych częściach kłopotów przewidzieć nie mogli. Na szczęście to bystre, inteligentne dzieciaki.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

W kolejnych tomach „The Promised Neverland” Emma, Ray i reszta uciekinierów z Grace Field musi znaleźć sposób na to, jak przeżyć we wrogim sobie, nieprzyjaznym środowisku, zamieszkałym przez ludożercze demony, nie tracąc przy tym nadziei, że mają dokąd się udać. Czekających na nich w tych częściach kłopotów przewidzieć nie mogli. Na szczęście to bystre, inteligentne dzieciaki.Ucieczka to dopiero początek. „The Promised Neverland” – recenzja mang 6–10