Życie zbiegów jest niewyobrażalnie ciężkie. „The Promised Neverland” – recenzja mang 11–15

-

Ile jeszcze będą musiały przecierpieć dzieci hodowlane, aby móc żyć spokojnie, szczęśliwie i bez obawy, że kolejne demony urządzą sobie na nich polowania? Goldy Pond miało być miejscem, w jakim ich marzenia się spełnią, niestety, przez machinacje aktualnej głowy rodu Ratrich – stało się piekłem dla tych, którzy szukali w nim sanktuarium. Emma i jej nowi przyjaciele ułożyli plan, mogący dać im szansę na przetrwanie, jeśli dadzą radę pokonać Lewisa.
Decyzje, decyzje, decyzje

W Goldy Pond szalę przechyliło pojawienie się w ostatniej chwili Raya i Wujaszka, co wiedzieliśmy po lekturze dziesiątego tomu The Promised Neverland. Mamy pewność, że naszym bohaterom w końcu się uda – w końcu polowanie rozpoczęło się dopiero na półmetku serii. Kwestią pozostawało jedynie to, za jaką cenę pokonają najgroźniejszego i najsprytniejszego spośród polujących w Goldy Pond arystokratycznych potworów. A ta, jak to się wydaje być stałym elementem tej historii, zwykle jest wyższa niż byśmy tego, jako czytelnicy, pragnęli. Wydostanie się z terenów łowieckich to jednak wciąż dopiero początek – skoro wiadomo już, w którym miejscu mogą odnaleźć przejście do świata ludzi oraz że mają wśród nich sojuszników, przyszedł czas na kolejny plan. Ci, co opuścili Grace Field, nie chcą porzucać pozostawionego rodzeństwa, dla nich ta opcja jest więc zamknięta – pozostała tylko wskazówka Musicki i pana Minervy: Siedem Murów. Te poszukiwania będą dużo trudniejsze niż dotarcie do schronu – chyba że ocalali z Goldy Pond pomogą Emmie, Rayowi i pozostałym. A to przecież nie jedyni sprzymierzeńcy po tej stronie granicy, na których mogą liczyć, oczywiście jeśli i Normanowi uda się uciec z miejsca, do którego go wysłano.

>> Polecamy: The Promised Neverland – zwiastun filmu live-action na podstawie mangi <<
Mało dziecięce te dylematy

Kaiu Shirai nie patyczkuje się ze swoimi bohaterami, stawiając ich co pewien czas w obliczu naprawdę ciężkich wyborów, wystawiając na próbę przekonania oraz determinację do dalszego działania. I nie są to problemy błahe – dotyczą kwestii etycznych, o jakich nawet osoby starsze od bohaterów rzadko myślą, ale również emocji, potrafiących zaślepić. Jak duża jest różnica między zjadającymi ludzi demonami, a tymi samymi ludźmi, jedzącymi inne zwierzęta? Czy obie te rasy mogą pokojowo koegzystować? Czy wolno w ogóle o czymś takim marzyć? A co z zabijaniem? Na drodze bohaterów staną bowiem nie tylko przedstawiciele ich oprawców, ale również próbujący podtrzymać status quo ludzie Ratrich. Czy prawo do wolności, spokoju oraz przyszłości można ot tak odebrać dzieciom hodowlanym, w imię wyższych celów? Jeśli spojrzymy na piętnaście tomów The Promised Neverland z tej perspektywy to okazuje się, że w czytanej przez nas historii znajdziemy o wiele więcej niż mogłoby nam się wydawać na pierwszy rzut oka.

Pewnie – Shirai nie wymyślił niczego oryginalnego, raczej rekonfigurował już istniejące w kulturze popularnej schematy fabularne i ułożył je we własną historię, łącząc wyrosły na japońskim Battle Royale (reż. Kinji Fukasaku), zachodni boom zapoczątkowany przez Igrzyska Śmierci, z niejedną dystopią oraz pomysły hodowania ludzi, jaki znaleźć można choćby w Nie opuszczaj mnie Kazuo Ishiguro. Wyszła mu naprawdę dobra mieszanka, z ciekawymi protagonistami, którzy dla odmiany nie są supersilni ani obdarzeni supermocami. Ich nadprzeciętna inteligencja jest efektem, głównie, ciężkiej pracy, jaką dzieciaki wykonywały każdego dnia w Grace Field. Zwróćcie również uwagę, że wciąż wolą uciekać przed zagrożeniem niż stawiać mu czoła w graniczącym z samobójstwem akcie określanym mianem „odważnego” zamiast „głupiego”. Jeśli decydują się walczyć, to na swoich warunkach, z odpowiednim przygotowaniem – widzieliśmy to już przecież w poprzednich odsłonach serii.

Pięknie straszne krajobrazy

Graficznie The Promised Neverland wciąż zachwyca krajobrazami – wyobraźnia Posuki Demizu w tej kwestii zasługuje na uznanie. Wprawdzie widać, że nie wszystkie kadry oddane są z taką samą precyzją, jak w pierwszych pięciu tomach – popularność serii, harmonogram wydawniczy oraz wciąż bogate w detale tła zdecydowanie wpłynęły na jakość pracy mangaki. Naprawdę mam nadzieję, że Waneko zdecyduje się na wydanie u nas nie tylko light novel, Listów Normana, ale również japońskiego artbookaa Demizu, ART BOOK WORLD The Promised Neverland.

Zbliżamy się do finału

Omawiane w tej recenzji tomy odkrywają coraz więcej sekretów wykreowanego przez Shiraia świata, zmieniając nieco naszą optykę, ale nie napawając zbytnią nadzieją co do kolejnych wyzwań, przed jakimi będą musieli stanąć Ray, Emma i reszta rodziny. Ciągle nie jest to lektura z kategorii miłych, łatwych i przyjemnych, ale za to wciągających oraz satysfakcjonujących – już owszem.

Pozostałe recenzje tej serii: 

Życie zbiegów jest niewyobrażalnie ciężkie. „The Promised Neverland” – recenzja mang 11–15

 

Tytuł: The Promised Neverland

Autorzy: Kaiu Shirai, Posuka Demizu

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 9788380963283 (tom 1)

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

„The Promised Neverland” to historia straszna, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę nieszczęść, która spada na głowę protagonistom. W kolejnych pięciu tomach chwil zwątpienia, smutku oraz rozpaczy będzie wiele, ale radości – również.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„The Promised Neverland” to historia straszna, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę nieszczęść, która spada na głowę protagonistom. W kolejnych pięciu tomach chwil zwątpienia, smutku oraz rozpaczy będzie wiele, ale radości – również.Życie zbiegów jest niewyobrażalnie ciężkie. „The Promised Neverland” – recenzja mang 11–15