Odbierz, gdy zadzwoni… „Czarny telefon” – recenzja filmu

-

Czarny telefon, Czarna Wołga, czarny kot. To, co czarne, od zawsze budzi w ludziach wątpliwości i niewyjaśniony lęk. Od dziecka jesteśmy nimi straszeni i uczeni, by na nie uważać, a najlepiej omijać z daleka. Niezależnie od miejsca, z którego pochodzimy, kojarzymy tę najciemniejszą z barw z czymś tajemniczym, ale przede wszystkim złym i niebezpiecznym. Dla wielu świat jest bowiem czarno-biały i trwa w odwiecznej wojnie między dobrem i złem. 

King lubi pokazywać rzeczywistość pełną szarości, gdzie jej odcienie przenikają się, a w każdym z nas znajduje się zarówno iskierka światłości, jak i sięgająca głęboko wewnątrz naszej duszy ciemność. Na to, która z nich przeważa i kieruje naszymi wyborami, wpływa wszystko, co nas do tej pory spotkało. Jakie jest podejście do tego tematu syna Mistrza Horroru, Joego Hilla, pokazane w filmie na podstawie jego opowiadania Czarny telefon ze zbioru Upiory XX wieku

Zatrute winogrona

Głównym bohaterem historii zawartej w Czarnym telefonie jest Finney uwielbiający napój winogronowy i grę w baseball. Tylko jedna osoba w okolicy może mu dorównać w tym sporcie. Gdy nagle znika kolejne już dziecko, mieszkańcy Denver zaczynają się niepokoić. Jakby tego było mało, siostrę Finna nawiedzają koszmary senne o czarnych balonach. Na ulicach pojawiają się kolejne listy ze zdjęciami poszukiwanych chłopców i wszyscy zastanawiają się, czyj syn będzie następny. Gdy pewnego dnia Finney spotyka niezdarnego mężczyznę i chce pomóc mu pozbierać rozrzucone zakupy z furgonetki, z pojazdu nieznajomego wylatują czarne, kojarzące się Finnowi z zatrutymi winogronami, balony. Kilka godzin później budzi się oślepiony, obolały i przerażony w zabetonowanej piwnicy.

Jak naprawić swoje życie? „Powrót do liceum“ – recenzja filmu

Wesoły pogrzeb

Najbardziej zapadło mi w pamięci jedno zdanie, pojawiające się zarówno w opowiadaniu, jak i bazującym na nim widowisku: Na co komu czarne balony? Na wesoły pogrzeb?Jest to jedna z moich ulubionych kwestii, dlatego cieszę się, że pojawiła się w filmie. I choć obraz znacznie rozwinął opowiedzianą przez Hilla historię, większość wypowiedzi bohaterów została w nim  wykorzystana. A sytuacja związana z cytatem to dla mnie trochę taki pstryczek w nos dla wszystkich, którzy myślą, że uniknęliby niebezpieczeństwa w chwili zagrożenia, odczytując niepokojące sygnały. Widok surrealnych, czarnych balonów kojarzących się ze śmiercią nie został odebrany przez chłopca jako ostrzeżenie, a jedynie cudaczne zjawisko, nie dał mu też do myślenia wygląd napotkanego mężczyzny. Ach, no i sam fakt, iż są to balony ostrzegające przed kimś przebranym za clowna! Jaki cudownie uroczy ukłon w stronę twórczości swego ojca! (Stephena Kinga autora książki To!). I choć zazwyczaj mam mieszane uczucia, gdy z opowiadania na kilka stron robi się film pełnometrażowy, tutaj twórcy wykonali kawał świetnej roboty, rozwijając tekst pisarza. Wygląda to trochę tak, jakby napisał on koncept, bądź sam pomysł, a osoby odpowiedzialne za scenariusz i reżyserię niczym rzeźbiarze z kawałka gliny ulepili okazałe dzieło na podstawie jego szkicu. 

Zdjęcia, choć ponure, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę okoliczności i miejsca, w którym dzieje się większość akcji, robią dobre wrażenie, są bardzo czyste, starannie dopracowane, a momentami nawet artystyczne. Ogromnym plusem jest również gra aktorska. Zarówno odtwórcy ról dziecięcych, jak i osób dorosłych dali pokaz swoich umiejętności, w niezwykły sposób oddając emocje, jakimi targani są ich bohaterowie. Na szczególną uwagę zasługuje Ethan Hawk kreujący szalonego mordercy, Mason Thames wcielający się w Finneya oraz Madeleine McGraw filmowa Gwen, jego młodsza siostra. Absolutnie uwielbiam, jak napisano tę postać i sposób w jaki odegrała ją młodziutka aktorka. 

Odbierz, gdy zadzwoni… „Czarny telefon” – recenzja filmu
Czarny telefon / United International Pictures Sp z o.o.
Głos zza grobu

Tym, co natomiast nie do końca rozumiem, to uśmiercenie matki Finneya, bowiem w opowiadaniu ma się dobrze, natomiast śledząc akcję na ekranie okazuje się, że kobieta popełniła samobójstwo, wpędzając tym męża w alkoholizm. W dodatku zrobiła to przez swoje zdolności parapsychiczne, które najwidoczniej odziedziczyła jej córka. Zupełnie niepotrzebny element opowieści. Rozumiem, iż twórcy chcieli dodać dramaturgii do przedstawianej historii, jednak w moim odczuciu było to wciśnięte na siłę. Oryginalnie rodzinę Finneya jako zwyczajną, wręcz pospolitą i pozbawioną tak znaczących patologii. W moim odczuciu ukazanie porwania dziecka z familii, z którą mogłaby się identyfikować większośc widzów, wywołałoby mocniejsze wrażenie niepokoju. 

Kolejną lekko zgrzytającą sprawą, i piszę to z ciężkim sercem, bowiem bardzo lubię Ethana Hawke’a i uważam, że odegrał swoją rolę  genialnie, jest zmiana tak charakterystycznego bądź co bądź wyglądu Wyłapywacza. Zamiast koszmarnie otyłego, łysiejącego i powodującego wręcz obrzydzenie mordercy dostajemy wysokiego, szczupłego, całkiem przystojnego i niemal budzącego sympatię mężczyznę w średnim wieku. 

Odrobinę zabrakło mi również ukazania, skąd wzięła się w nim makabryczna mania odbierania życia młodym chłopcom. Dlaczego w taki sposób? Jak wybierał swoje ofiary? Jakie okoliczności z przeszłości wpłynęły na jego rozchwianie psychiczne? Te pytania zostają bez odpowiedzi czy choćby podpowiedzi do niej. Morderca jest tutaj zły. Czarny jak jego balony, furgonetka i ten przerażający czarny telefon z urwanym kablem, który mimo to dzwoni. A ja jednak lubię, gdy do kreowania postaci twórcy wykorzystują paletę z pełnym spektrum odcieni szarości, zagłębiając się w ich psychikę. 

Odbierz, gdy zadzwoni…

Czy mimo tego czarno-białego spojrzenia polecam wycieczkę do kina na Czarny telefon? Zdecydowanie tak! Choć nie popełniajcie mojego błędu i idźcie z kimś. Podskakiwanie i piszczenie jest nieco krępujące, gdy obok nie ma nikogo znajomego. Przetestowałam to za was. A zapewniam, za sprawą utrzymanego do samego końca napięcia, budzącej niepokój narracji, pracy aktorów oraz zastosowania tak kochanych przez wszystkich jump scareów serduszko może zabić szybciej w kilku momentach. Jeśli zaliczacie się do grona miłośników horrorów i literatury grozy, w szególności Stephena Kinga i jego syna Joego Hilla będącego autorem pierwowzoru, Czarny telefon to film dla was!

Odbierz, gdy zadzwoni… „Czarny telefon” – recenzja filmuTytuł: Czarny telefon

Reżyseria: Scott Derrickson

Rok premiery: 2021

Czas trwania: 1 godzina 42 minuty

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Czarny telefon nie tyle jest oparty na opowiadaniu Joego Hilla o tym samym tytule, co rozbudowuje zawartą w nim historię seryjnego mordercy i jego ofiary, Finneya. Napięcie trzymające do ostatniej chwili za sprawą dobrze poprowadzonej narracji i rewelacyjnej gry aktorów zapewni doskonałą rozrywkę fanom gatunku.
Paulina Komorowska-Przybysz
Paulina Komorowska-Przybysz
Mól książkowy, marzący o wydaniu własnej książki, zapalony gracz konsolowy i planszówkowy o zapędach artystycznych i zamiłowaniu do rękodzieła. Wychowana na Gwiezdnych Wojnach, Obcym i książkach Stephena Kinga. Trochę roztrzepana, często zbyt szczera i nieustannie ciekawa świata.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Czarny telefon nie tyle jest oparty na opowiadaniu Joego Hilla o tym samym tytule, co rozbudowuje zawartą w nim historię seryjnego mordercy i jego ofiary, Finneya. Napięcie trzymające do ostatniej chwili za sprawą dobrze poprowadzonej narracji i rewelacyjnej gry aktorów zapewni doskonałą rozrywkę fanom gatunku.Odbierz, gdy zadzwoni… „Czarny telefon” – recenzja filmu