Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu

-

Jeśli istnieją w popkulturze jakieś silnie eksploatowane wątki science fiction, to są to z pewnością te dotyczące kosmitów oraz podróży w czasie. Ta druga kwestia jest zresztą bardzo niewdzięczna, bo wymaga przyłożenia szczególnej wagi do zapętlających się ciągów przyczynowo-skutkowych i różnego rodzaju paradoksów. Mimo to, twórcy nie przestają brać na tapet tych motywów, racząc nas kolejnymi produkcjami.

Jak wiemy jednak, jakościowo bywa różnie, zatem gdzie na osi od „żenada” do „10” można umiejscowić najnowszy film Amazona The Tomorrow War, starający się spleść ze sobą oba wspomniane wyżej wątki?

Każda pomoc na wagę złota

Dan Forester to niegdyś służący w wojsku, a obecnie nauczający biologii w liceum mąż i ojciec, którego życie, podobnie jak życie wielu innych obywateli Stanów Zjednoczonych, niebawem wywróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Pewnego dnia bowiem na terenie USA pojawiają się żołnierze z przyszłości z przerażającą wiadomością – za trzydzieści lat ludzkość będzie toczyć nierówną walkę z krwiożerczymi obcymi, pustoszącymi planetę. Gatunek homo sapiens znajduje się na skraju zagłady i bez pomocy osób z przeszłości następne pokolenia przegrają wojnę, a rasa wyginie.

Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu
Kadr z filmu The Tomorrow War ©Amazon Prime

Protagonista dostaje powołanie do armii i wkrótce zostanie przeniesiony trzy dekady do przodu, gdzie zmierzy się z największym zagrożeniem, jakie widział świat. Czy wezwanym posiłkom uda się uratować swoje, obecnie małe, w przyszłości dorosłe, walczące o życie dzieci?

Naukowcy są przyszłością

The Tomorrow War, jak wspomniałam we wstępie, łączy dwa najpopularniejsze wątki science fiction – obcych form życia oraz podróży w czasie – i robi to… miernie.

Fabuła filmu jest mało ambitna i typowa dla średniej klasy akcyjniaka o tej tematyce. Pojawiają się motywy nieco głębsze, jak chociażby utrata nadziei i sensu życia (po co uczyć się lub rozwijać, gdy niebawem umrzemy?), czy problem natury moralnej – z jednej strony wysłanie ludzi na pewną śmierć, do wzięcia udziału w nie swojej walce, a z drugiej świadomość, że te obecnie dziesięcioletnie dzieci, tak kochane, będą umierać w przerażający sposób jako dorośli już ludzie. Twórcy jednak nie kwapią się, by te wątki jakkolwiek rozwinąć, ledwie je zarysowują, by potem praktycznie w ogóle o nich zapomnieć.

Sam scenariusz nie wyróżnia się niczym specjalnym – ot, znowu mamy typowego, amerykańskiego bohatera o dobrym sercu, szlachetnej postawie, pełnego odwagi i gotowego do poświęcenia w mgnieniu oka, który niezwykle szybko i „bezboleśnie” odnajduje się w zupełnie nowej, wstrząsającej rzeczywistości.

Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu
Kadr z filmu The Tomorrow War ©Amazon Prime

Tak na prawdę, wszystko, czego możecie spodziewać się w tym filmie, właśnie w nim się znajdzie. (Uwaga na ewentualny spoiler, ale to jest tak oczywiste, iż raczej się nie pogniewacie). Ja, na przykład, pomyślałam sobie, że z pewnością dojdzie do spotkania Dana z córką, prognozowałam również, iż coś musi pójść nie tak podczas transportu ze współczesności trzydzieści lat do przodu, byłam przekonana jeszcze o co najmniej sześciu innych zabiegach fabularnych, które oczywiście się sprawdziły. Normalnie szok. Jasnowidztwo? Nie, po prostu wysoka przewidywalność historii sprawi, że podczas seansu The Tomorrow War nie będzie zaskoczeń; co więcej – widzem nie zawładną żadne większe emocje.

Dziury, dziury, wcale nie po bombach

Jedyną uwzględnioną w filmie kwestią odnośnie podróży w czasie jest paradoks, jaki mógłby powstać przy wysłaniu teraźniejszej wersji bohatera do czasów, gdzie żyje jego odpowiednik z przyszłości. W związku z tym pod uwagę brani są tylko ci obywatele, którzy zmarli przed wybuchem wojny. Poza tym nikt nie zastanawia się nad zmianami, jakie wywołają działania w dwóch różnych ramach czasowych.

Dziur logicznych w The Tomorrow War jest pełno, a szczególnie irytujące zdają się być mające budować napięcie problemy, których rozwiązanie jawi się jako niesamowicie oczywiste. To, na co widz wpada w przeciągu pół sekundy, bo to podana na tacy i jedyna logiczna opcja, bohaterowie analizują godzinami i lamentują, że „mój boże, co teraz?!”.

Oderwane z dnia na dzień od swoich rodzin postaci, bez żadnego szkolenia czy przygotowania, pozbawione podstawowych informacji oraz rynsztunku (poza bronią), są nienaturalnie spokojne – nikt nie dostaje ataków paniki, nie próbuje uciekać, nie krzyczy, nie ma problemu z użyciem karabinu, nie przeszkadza mu bieganie w żakiecie.

Przykłady można mnożyć, ale na tym chyba skończę.

Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu
Kadr z filmu The Tomorrow War ©Amazon Prime
A coś dobrego?

Do tego momentu recenzja jest właściwie jednoznacznie negatywna, dlatego warto teraz pójść w drugą stronę.

Przyzwoita gra aktorska to na pewno jedna z zalet filmu, podwyższająca nieco jego ocenę końcową. Chris Pratt radzi sobie dobrze, nie jest to co prawda występ oscarowy, ale miło się na niego patrzy i potrafi przekonać odbiorcę do swojej kreacji. Naturalnie wypadają także Yvonne Strahovski, u której czuć dystans wobec Dana z uwagi na łączącą ich przeszłość, oraz Ryan Kiera Armstrong, wcielająca się w małą Muri – córkę Forestera. Pozostali bohaterowie drugoplanowi są właściwie o tyle nieistotni, że nawet mało przekonujące występy nie rzucają się szczególnie w oczy.

Częściowo muszę także pochwalić efekty specjalne, bowiem wrogowie ludzkości – czyli wspomniane obce formy życia, pustoszące Ziemię – z bliska prezentują się niesamowicie realistycznie, tak że odbiorca nie ma wrażenia sztuczności. Niestety CGI gorzej radzi sobie w dynamicznych ujęciach.

Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu
Kadr z filmu The Tomorrow War ©Amazon Prime
Co będzie jutro?

Jutro pewnie zdecydujecie ostatecznie, czy chcecie obejrzeć The Tomorrow War. W niniejszej recenzji raczej oceniłam ten film niezbyt dobrze, ale gdyby odłożyć na bok te wszystkie krytykanckie zapędy i odpowiedzieć na jedno, bardzo proste pytanie: „Czy to dobra produkcja na luźny weekend?”, to napiszę, iż, cytując klasyka, oczywiście, jak najbardziej.

Bo musicie wiedzieć, że to typ obrazu pokroju Dnia Niepodległości – idealna rozrywka do kotleta, do której należy podejść bez oczekiwań. Niecałe dwie i pół godziny seansu mijają w mgnieniu oka, nie dłużą się i nie nudzą. Nie można zawsze oglądać ambitnych produkcji i dla chwil wytchnienia The Tomorrow War nada się doskonale. Wystarczy ułożyć się wygodnie przed telewizorem, wyłączyć wewnętrznego analizatora i oddać się przyjemnemu odpoczynkowi, jak niegdyś na polsatowych filmach w niedzielne popołudnia, na kanapie z rodzicami.

Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: The Tomorrow War

Reżyseria: Chris McKay

Rok premiery: 2021

Czas trwania: 2 godziny 18 minut

podsumowanie

Ocena
5.5

Komentarz

„The Tomorrow War” to film mało ambitny, idealny do kotleta, a jego seans mija szybko i przyjemnie. Jeśli wyłączy się myślenie. A czasem przecież trzeba odpocząć – i do tego obraz nadaje się idealnie.
Adrianna Dworzyńska
Adrianna Dworzyńska
Geek i fanatyczka popkulturalna. Fascynatka astrofizyki, miłośniczka wszystkiego, co azjatyckie, a także była tumblreciara. Członkini wielkiej trójki fandomów. Ceni magię ponad efektami, dlatego kocha Doctora Who i Merlina nad życie. Dyrektor ds. Memologii 2.0, śmieszek 24/7, ale przede wszystkim stuprocentowy hobbit - lubi święty spokój, jedzenie i spanie.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu

„The Tomorrow War” to film mało ambitny, idealny do kotleta, a jego seans mija szybko i przyjemnie. Jeśli wyłączy się myślenie. A czasem przecież trzeba odpocząć – i do tego obraz nadaje się idealnie.Uratować nasze dzieci. „The Tomorrow War” – recenzja filmu