Zapomniany geniusz polskiego pisarza. „Muzeum dusz czyśćcowych” – recenzja książki

-

Podczas czytania tej książki przez myśl przeszło mi jedno zdanie: „Jak to się stało, że nie napatoczyłam się wcześniej na twórczość Grabińskiego?”. Ano tak, że został on zapomniany, zniknął za zasłoną czasu i długo zza niej nie wychodził. Klasyk opowieści niesamowitej, oczarowany Edgarem Allanem Poe, sam stanowiący inspirację dla, między innymi, Stanisława Lema, postać, której opowiadania odcisną piętno na waszych duszach.
Wszystko ze sobą współgra

Każdy element wydania, które dostało się w moje ręce, jest na swoim miejscu. Pozycja oferuje trzydzieści trzy ułożone chronologicznie historie. Oprawa graficzna świetnie współgra z całością, ilustracje Macieja Komudy od razu podbiły moje serce – są mroczne, zamglone, niepokojące, sprawiają wrażenie „ciężkich” i przez to bardzo dobrze pasują do opowiadań, nie wydają się wciśniętych na siłę. Ilość również jest idealna, pojawiają się co kilkadziesiąt stron, dzięki czemu nie przeszkadzają czytelnikowi w  skupieniu się nad treścią. Ze stylem pisania Grabińskiego trzeba się zaznajomić. Przez pierwsze opowiadanie przebrnęłam z trudem, nieprzyzwyczajona do archaicznej formy, które prezentowało. Przeczytałam je dwa razy, by w pełni zrozumieć treść. Przy drugim utworze czułam się dużo swobodniej, a każde kolejne sprawiało coraz mniej trudności. Skończyło się na tym, że siedziałam nad Muzeum dusz czyśćcowych aż do późnych godzin nocnych, wypijając hektolitry herbaty i robiąc przerwy tylko po to, by zaparzyć sobie kolejną filiżankę – moim zdaniem to, samo w sobie, jest najlepszą rekomendacją tej pozycji.

Groza skryta w codzienności

Stefan Grabiński robi idealnie to, co nie każdemu się udaje – odnajduje strach i niepokój w rzeczach i zjawiskach, z którymi spotykamy się na co dzień i nie posądzilibyśmy o nic niezwykłego. Już na początku wzbudza w nas pewien rodzaj pierwotnej trwogi, a z każdym kolejnym opowiadaniem podsyca ją jeszcze bardziej. Przy każdym utworze robi coś, co uwielbiam – stopniowo buduje napięcie, nakręca tajemnicę, wyzwala w nas ciekawość, by decydującym, ostatnim zdaniem, nagle to wszystko rozładować. Wtedy przez sekundę odczuwamy ulgę lub zadowolenie, że przewidywane zakończenie danej historii się ziściło, ale zaraz budzi się do życia niepokój, bo zdajemy sobie sprawę, że Grabiński nie pisze o niestworzonych rzeczach, jego twórczość to nie stuletnie creepypasty, w których napędzaczami strachu są przeważnie potwory i mordercy. O nie… On podaje nam lęk w formie czystej, nieozdobionej przesadzonym horrorem –autor demaskuje grozę w najbliższym otoczeniu, w kruchych, ludzkich umysłach, w fobiach i paranojach. Doskonale odnajduje strach zakamuflowany pomiędzy cichymi uliczkami, w pięknych willach, w pociągach i naszych własnych pokojach. Uwierzcie lub nie, ale ten autor przerazi was najbanalniejszymi rzeczami i będziecie chcieli więcej!

Zbyt wiele, by o wszystkim opowiedzieć

Jak już wcześniej wspominałam, w tym sporym tomie mamy trzydzieści trzy opowiadania, wszystkie unikalne i ciekawe. Musiałabym sama napisać małą książkę, jeśli chciałabym wypowiedzieć się o każdym z osobna. Jednak duża liczba opowiadań zawsze skłania do tego, by wybrać sobie faworyta lub kilku – mój ulubieniec w tym zbiorze to Głucha przestrzeń z tomu Demon ruchu, która jest przepełniona tęsknotą i melancholią. Główny bohater – starszy, kaleki mężczyzna, emerytowany konduktor – to osoba budząca zarówno politowanie, jak i współczucie. Nie podlega wątpliwości, że przez tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w jego życiu, biedaczyna stracił kilka klepek.  Całe opowiadanie ma, jak większość, smutne zakończenie, ale to właśnie poruszyło mnie do głębi i wprawiło w zadumę – kto wie – teraz śmieszy nas postać zbzikowanego starca, ale kiedyś może to my będziemy postrzegać świat tak, jak on.

Ogólnie wszystkie opowiadania związane z koleją i pociągami są moim zdaniem najmocniejszą stroną książki – Smoluch, Maszynista Grot, Sygnały, Błędny pociąg i pozostałe historie o tej tematyce wybijają się na tle innych i stanowią swego rodzaju wisienkę na torcie całości. Poza nimi, na większą uwagę zasługuje również Osada Dymów z tomu Szalony Pątnik, bo tak klimatycznego, zawartego w tym opowiadaniu, opisu już dawno nie czytałam – prawdziwy majstersztyk!

Ponad trzydzieści i wciąż za mało…

Moja przygoda z Muzeum dusz czyśćcowych zakończyła się po kilku dniach intensywnego czytania i gdybym mogła, wymazałabym sobie pamięć tylko po to, by sięgnąć po tę książkę po raz kolejny. Jest to prawdziwa perełka! Rzadko zdarzają się aż tak dobre pozycje i mogę być tylko bardzo wdzięczna losowi, że miałam przyjemność zetknąć się z piękną, ponurą i tajemniczą twórczością Stefana Grabińskiego.

 

Zapomniany geniusz polskiego pisarza. „Muzeum dusz czyśćcowych” – recenzja książki

 

Tytuł: Muzeum dusz czyśćcowych

Autor: Stefan Grabiński

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: 576

ISBN: 9788377312995

Jagoda Lechowicz
Jagoda Lechowicz
Zapalony gracz, rysowniczka, czytelniczka, fanka dobrego horroru i seriali animowanych. Wiecznie roztrzepana, uparcie utrzymuje, że jest jeszcze dzieckiem i ma do tego prawo. Właścicielka czarnego smoka o aparycji psa i kota o aparycji kota.

Inne artykuły tego redaktora

1 komentarz

Popularne w tym tygodniu