Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu

-

Rok 2018 można nazwać rokiem Spider-Mana. Świetne wystąpienie w Avengersach, niesamowita gra na PlayStation 4, niespodziewany sukces Venoma, a teraz niekonwencjonalny, cudowny Into the Spider-Verse ugruntowują tę postać jako jednego z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych bohaterów.

Miles Morales, dzięki komiksowi Bendisa i obecnie Ahmeda, dla wielu ulubiona wersja Spider-Mana, wreszcie doczekał się swojego filmu. Nie jest to co prawda aktorski debiut postaci, ale w sumie wyszło lepiej – ciekawiej, bardziej ekscytująco. Studio, które skupiało się na sukcesie Toma Hollanda, dało wolną rękę Lordowi i Millerowi. A oni stworzyli wyjątkową, dynamiczną, animowaną produkcję.

Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu
Kadr z animacji „Spider-Man: Uniwersum”
Kwantowe pająki

Od początkowych napisów Uniwersum widzowie wiedzą, że spotka ich coś niesamowitego. Loga Sony i Marvela zmieniają się, przekształcają, różne wersje przepychają się, by zaistnieć na ekranie. Ant-Man nauczył nas w tym roku, że bawienie się fizyką kwantową nie jest najlepszym pomysłem. Ale Kingpin, główny złol tej opowieści, najwyraźniej nie widział tego filmu. Jego pobudki są niejednoznaczne, a rezultaty niszczycielskich działań otwierają dziurę w multiwersum i pięcioro alternatywnych Spider-Manów zostaje przeniesionych do świata Milesa.

A chłopak dopiero uczy się swoich mocy, stara się zrozumieć sytuację, w którą został wciągnięty przez absolutny przypadek i w mocno tragicznych okolicznościach. Dodatkowo ma kłopoty w nowej szkole, ciężkie rozmowy z ojcem i często wymyka się z pokoju, aby odwiedzić wujka – jedyną osobę, rozumiejącą jego zainteresowania. Historie o Spider-Manie zawsze łączyły osobiste zmagania bohaterów z większymi, zagrażającymi Nowemu Jorkowi (tudzież światu) zdarzeniami. Nie inaczej jest też w przypadku Uniwersum. Wewnętrzna przemiana Milesa, jego droga do stania się prawdziwym Spider-Manem to równie ciekawy element filmu, co wybuchowa, szybka akcja.

Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu
Kadr z animacji „Spider-Man: Uniwersum”
You’re my sunflower

Oprawa techniczna, ścieżka dźwiękowa i przede wszystkim niesamowita animacja stoją na najwyższym poziomie. Wiele scen wygląda jakby żywcem zostały wyciągnięte z komiksów, włączając w to przerysowane eksplozje, nasycone kolory, dymki z dialogami i nawet różna kreska postaci. Ludzie Pająki zostali narysowani w kilku stylach – najbardziej w oczy rzucają się oczywiście Spider-Man Noir (biało-czarny Nick Cage), Spider-Ham i Peni Parker. Wszyscy złole, a jest ich wielu, także mają świetny design.

Scenariusz i dialogi współgrają z animacją. Od samego początku film wymienia wszystkie możliwe iteracje postaci; wytyka kanon, inne produkcje (także Ramiego!) i istniejące tropy związane nie tylko z Pająkiem, ale z superbohaterami w ogóle. Nie robi tego jednak prześmiewczo, ale z czułością. Widzowie wiedzą, jak działają komiksy, wiedzą, jak niektóre rzeczy muszą się potoczyć, ale za to też je lubią i po to po nie sięgają – połączenie znanego i oryginalnego, tradycji i innowacji.

Jedną z charakterystycznych cech Marvela jest humor we wszystkich, nawet najpoważniejszych, sytuacjach. Spider-Verse nie zawodzi – zarówno żarty sytuacyjne, jak i dialogi iskrzą; są naturalne i niewymuszone, publiczność na sali wybuchała śmiechem wiele razy podczas seansu. Zostańcie też aż do końca napisów. Nie pożałujecie. Od chichotu rozbolała mnie twarz.

Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu
Kadr z animacji „Spider-Man: Uniwersum”

Uniwersum umiejętnie łączy lekki humor z cięższymi, napakowanymi emocjami scenami pomiędzy różnymi bohaterami. Na szczególną uwagę zasługuje ostatnie cameo Stana Lee. Wielu osobom na sali zakręciła się łezka w oku. A nie była to jedyna scena, przy której wilgotnieją oczy. Film jest śmieszny, ale też szczery i ujmujący.

 Show not tell

Pokaż, nie mów – to najważniejsza zasada filmowców. Zamiast ekspozycji, statycznego rozmawiania i opisywania wydarzeń, dobrzy reżyserowie wyjaśniają wszystko za pomocą obrazu. Spider-Mani od czasu do czasu monologują, ale to interakcje pomiędzy postaciami i sama animacja przekazują najważniejsze informacje.

Dzięki temu film zaskakuje widzów i ani na sekundę nie nudzi, a przy niektórych bohaterach chcę głośno zakrzyknąć HELLZ YEAH! Zrozumiecie, jak tylko zobaczycie.

Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu
Kadr z animacji „Spider-Man: Uniwersum”

Chciałabym, tak bardzo bym chciała, porozmawiać o spoilerach; o decyzjach postaci, o animacji i kreatywności twórców. Jeśli też czujecie hype, dajcie znać w komentarzach!

Jeżeli możecie w grudniu zobaczyć tylko jeden film, powinien to być Spider-Man: Uniwersum.

Zaplątani w kwantową sieć. „Spider-Man: Uniwersum” – recenzja filmu

Tytuł: Spider-Man: Into the Spider-Verse

Reżyseria: Peter Ramsey, Robert Persichetti Jr., Rodney Rothman

Scenariusz: Phil Lord, Rodney Rothman

Rok: 2018

Czas trwania: 1 godzina 56 minut

Diana Cereniewicz
Diana Cereniewicz
Science fiction, boks, joga - to ulubieńce. Szczególnie science fiction, ale (często) zdarzają jej się też guilty pleasures w postaci filmów i seriali klasy c. Nie lubi spacerów w deszczu i smętnego gapienia się przez okno.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu