Walka o siebie. „Icebreaker” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Icebreaker do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu You&YA.

Postawmy sprawę jasno: okładka kłamie. Najnowsza queerowa powieść w katalogu You & YA, Icebreaker A.L. Graziadei, obiecuje nam romantyczną opowieść o dwóch rywalizujących ze sobą chłopakach, których połączy głębsze uczucie. Jednakże to nie jest zwykła historia o Romeo i Romeo w realiach hokeja (choć całkiem niezły wątek romansowy też tu znajdziemy) – ta książka porusza w dużo większym stopniu bardzo istotny w latach 20. XXI wieku problem. I robi to aż za dobrze.

Wszyscy patrzą i nikt nie widzi

Mickey James III właśnie rozpoczął studia na Uniwersytecie Hartlanda, jak ojciec i dziadek przed nim. I jak oni zasilił szeregi uczelnianej drużyny, również zgodnie z rodzinną tradycją. Chociaż jego sytuację lepiej można by opisać jako: znalazł miejsce, w którym, nadal grając, poczeka na zbliżający się draft do NHL (wybór zawodników do profesjonalnych drużyn hokejowych) i przejście na pełne zawodowstwo. Mickey zna się w zasadzie wyłącznie na graniu w hokeja. Jako dziecko utytułowanych sportowców, z pięcioma starszymi siostrami, z których wyłącznie jedna żadnego nie uprawia zarobkowo, nigdy nie zaznał innego życia. I być może cieszyłby się z nowych okazji do wyjścia na lód i poprawienia swojej szansy, by wybrano go jako pierwszego w draftcie, gdyby nie kilka problemów.

Po pierwsze – Mickey cierpi na naprawdę poważną depresję, jaką bagatelizuje, chociaż zdaje sobie sprawę z tego, jak biochemia jego własnego mózgu sabotuje każdą minutę życia. Jej istnienie ignorują właściwie wszyscy, włączając w to trenerów oraz rodziców, którzy nie spędzili z synem więcej niż kilka tygodni od kiedy skończył dziesięć lat. Po drugie – drużyna Royalsów z Uniwersytetu Hartlanda naprawdę chce się z nim zaprzyjaźnić, nie pozwalając mu uciec przed nieuniknionym bólem późniejszej rozłąki. Po trzecie –  tylko jedna z jego sióstr wie, że jest biseksualny, i to nie ta, z jaką spędza najwięcej czasu na kampusie. Po czwarte – wyłącznie jego najlepsza przyjaciółka, sławna modelka i była dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, iż Mickey wylądował w drużynie nie ze swoim największym wrogiem Jaysenem Caulfieldem, a kimś, w kim kocha się skrycie od lat. Oraz po piąte – sportowe nemezis Terzo – jak drużyna ochrzciła Jamesa III – przyznaje mu, że jest gejem. Pytanie tylko, czy Mickey, zmuszony przez okoliczności do zdobycia sieci wsparcia, otoczony empatycznymi wykładowcami, w końcu zwróci się po pomoc i da sobie szansę na szczęście?

Wielość wątków, które łączy jedno

W książce Graziadei dzieje się sporo – w jednym tyglu spotykają się problemy rodzinne (Mickey właściwie nie zna ojca i matki, dobry kontakt utrzymuje w zasadzie jedynie z siostrami), tożsamościowe (hokej to wciąż maczystowski sport, w którym osoby nieheteronormatywne wciąż nie są mile widziane, pomimo wdrażania programów antydyskryminacyjnych), zaburzenia lękowe (główny bohater powieści wpada w dość duże spirale myślowe, uniemożliwiające mu normalne funkcjonowanie) oraz kryzys sportowy powiązany ściśle z poważną depresją. I ten ostatni wątek, tak naprawdę, kładzie się cieniem na wszystkich pozostałych – również na powoli, boleśnie nieśmiało wręcz rozwijającej się relacji Mickeya i Jaysena. Sprawia to, że lektura tej powieści nie należy do najłatwiejszych: właściwie od pierwszej strony zanurzamy się w pełen mroku oraz nienawiści do samego siebie wewnętrzny świat protagonisty Icebreaker.

Momentów, w których Terzo łapie chwilę oddechu, kiedy naprawdę z czegoś się cieszy, jest niewiele. Nawet, gdy w końcu jego drogi schodzą się z Caufieldem – to nie spoiler, od początku wiemy, że to się wydarzy – a zatem gdy wreszcie może zaspokoić pragnienie bliskości chłopaka, naznaczone są tym samym lękiem i strachem. W książce wręcz pada zdanie: „[…] spiknięcie z gorącym przystojniakiem wcale nie leczy z depresji” (s. 159), które Mickey pisze do Novy, a w następnym rozdziale dostaje prawdziwego, poważnego ataku paniki. Nie ma tu miejsca na tęcze, szczeniaczki oraz różową mgiełkę szczęścia – i naprawdę warto o tym pamiętać, sięgając po Icebrekaer.

Graziadei interesująco rozrysowuje również relacje między Mickeyem i nową drużyną – początkowo toporne, Terzo przez całe życie unikał zaprzyjaźniania się, przez co posiada zatrważająco niewielkie kompetencje społeczne – oraz jego rodziną.

W trakcie lektury obserwujemy, jak protagonista zostaje prawie siłą wyrwany ze swojej skorupy przez członków drużyny i powoli oswajany – to chyba będzie najlepsze określenie tego procesu. To ich upór właściwie doprowadza do tego, że Mickey zaczyna funkcjonować z zespołem, a nie obok niego, a przez to – rozwija się również jako hokeista. A także, pośrednio, dzięki temu wreszcie odważy się nawiązać relację z Jaysenem, chociaż na początku roku akademickiego nigdy by nie podejrzewał, że coś takiego jest w ogóle możliwe.

Z rodziną sprawa wygląda nieco inaczej – Terzo, od dziesiątego roku życia pomieszkujący u innych, między innymi u Novy, nie czuje zbytniej więzi z ojcem i matką, chociaż kocha ich i szanuje, więcej w nim żalu z powodu bycia porzuconym niż czegokolwiek innego. Właściwie jedyny „rodzinny” kontakt ma z siostrami. Na jego szczęście dwie z nich – Biley (przed nią się wyoutował) oraz Delilah – studiują wciąż w Hartland i spędzają z nim sporo czasu. Te więzi Graziadei często zresztą w powieści podkreśla, pokazując nam, że to prawdopodobnie siostry (i Nova) są przyczyną, dla których Mickey w ogóle jeszcze funkcjonuje.

Tę całą mapę relacji Graziadei rozpisuje naprawdę dobrze – nie gubimy się w niej, zauważamy, z kim i jakie łączą Terzo związki, komu ufa bardziej, a komu nieco mniej. Jednocześnie osoba autorska splata je w taki sposób, aby doprowadzić nas do kulminacyjnego finału powieści, którym wcale a wcale nie jest ten wyczekiwany draft do NHL. Zarządzanie emocjami czytelników Graziadei zaprezentowało na piątkę.

Poważne problemy z posypką szczęścia

Icebreaker to nie jest queerowy romans. To powieść o bardzo poważnych problemach, przede wszystkim psychologicznych, ale również związanych z byciem osobą nieheteronormatywną w świecie sportu. Jest ciężka, miejscami wręcz przytłaczająca, ale jednocześnie naprawdę warta przeczytania.

Pamiętajcie – jeśli nie macie zasobów, aby czytać o depresji, porzuceniu przez rodziców, problemach wynikających z psychoseksualnej tożsamości – poczekajcie na lepszy moment albo upewnijcie się, że macie się do kogo zwrócić o wsparcie i pomoc.

Jeśli opisywane w Icebreaker myśli oraz odczucia wydają się wam aż nazbyt podobne do własnych: nie odkładajcie wizyty u lekarza lub terapeuty. Są specjaliści, którzy wam pomogą – i ci w przychodniach (żeby odwiedzić psychiatrę, nie trzeba mieć skierowania!), i ci czekający przy telefonach pomocowych. Nie bójcie się korzystać z tego wsparcia i pomocy, jeśli czujecie się źle, po to istnieją, a odbierają je przeszkolone odpowiednio osoby.

– telefon zaufania dla dzieci i młodzieży 116-111 (codziennie, całą dobę), połączenie bezpłatne

– telefon zaufania Lambda Warszawa: 22 628 52 22 (poniedziałek-piątek, 18:00-21:00)

– Kryzysowy Telefon Zaufania Polskiego Towarzystwa Psychologicznego 116 123 (codziennie, 14:00-22:00)


icebreakerTytuł książki: Icebreaker

Autor: A.L. Graziadei

Wydawnictwo: You&YA

Ilość stron: 320

ISBN: 9788328724563

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

„Icrebreaker” jest powieścią o głębokiej depresji oraz miłości, jaka pojawia się wbrew wszelkim przeciwnościom. Takiej, która nie wyleczy magicznie głównego bohatera, ale pomoże mu podjąć decyzję, by zawalczyć o samego siebie.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Icrebreaker” jest powieścią o głębokiej depresji oraz miłości, jaka pojawia się wbrew wszelkim przeciwnościom. Takiej, która nie wyleczy magicznie głównego bohatera, ale pomoże mu podjąć decyzję, by zawalczyć o samego siebie.Walka o siebie. „Icebreaker” – recenzja książki