Parafrazując ks. Chmielewskiego: „Jaki jest Bleach, każdy widzi”. Seria ta dla wielu stała się pierwszym przystankiem na drodze do zostania fanem anime. Przygody Ichigo Kurosakiego to wręcz shōnenowa klasyka, z której po dziś dzień czerpią współcześni twórcy, nie tylko tego gatunku.
Od premiery minęło już jednak trochę czasu, co więc począć, gdy obejrzeliście wszystkie sezony i filmy, w tym ostatnią reaktywację tytułu, czyli Bleach: Thousand-Year Blood War? Trzeba poszukać godnego zamiennika.
Uwaga: kolejność polecanych tu tytułów jest w pełni przypadkowa i definiuje ją jedynie moja dziurawa pamięć – przecież nie zachwalałbym serialu, którego wcześniej nie obejrzałem. Ale wiadomo: bez (dużych) spojlerów!
Burn the Witch
Gdzie indziej można zacząć poszukiwania, jeśli nie u samego twórcy Bleacha, czyli mistrza Kubo? A okazuje się, że pod jego twórczą ręką narodziła się króciutka, zekranizowana w zaledwie trzech odcinkach, seria Burn the Witch. Dwie nastoletnie dziewczyny chronią zwykłych ludzi przed niewidzialnym zagrożeniem: w tym przypadku są to… smoki. A nieco konkretniej, te demolujące stolicę Wielkiej Brytanii. Sporo szybkiej akcji, odrobina niecodziennych problemów, ciekawa kreska, a przede wszystkim: rozwinięcie znanego z uniwersum Soul Society (choć podczas seansu mogłoby to zostać bardziej podkreślone). Szkoda, że tak krótko, ale wciąż jest szansa na kontynuację.
Jujutsu Kaisen
Pierwsza oczywistość na tej liście. Faktem jest, iż Bleach miał premierę dwadzieścia lat temu; dziś, gdy zapytamy o zwykłego nastolatka, który zyskuje nadprzyrodzone siły do walki ze złem, większość fanów anime najpierw pomyśli o Yuuji Itadorim. Chłopak miał względnie spokojne życie, był nawet popularny i lubiany w swoim liceum. Oczywiście przez przypadek i nadmierną ciekawość szkolnego klubu okultystycznego, teraz, przy pomocy przeklętej energii, bohater musi walczyć z wszelkiej maści demonami, przy okazji będąc swoistą pieczęcią dla przedwiecznej klątwy. Dodajcie do tego widowiskowe walki oraz rozbudowany, wielowarstwowy świat i tada! Mamy nowego króla shōnenów.
Kimetsu no Yaiba – Miecz zabójcy demonów
No dobrze, może nieco przesadziłem z tym współczesnym „królem shōnenów”, walka bowiem wciąż trwa. Głównym rywalem Itadoriego w wyścigu o koronę jest Tanjirō Kamado, żyjący mniej więcej sto lat temu, w japońskim okresie Taishō (polecam poczytać, to naprawdę fascynujące czasy). Chłopak przemiły, inteligentny, pracowity, a w dodatku ma kochającą rodzinę, którą to… brutalnie mordują demony, co ostatecznie pcha go na ścieżkę bohaterstwa. Przy życiu zostaje tylko siostra, ta jednak sama staje się po części potworem, wymagającym stałej opieki. I choć fabuła nie należy tu do najbardziej skomplikowanych (większość plot twistów widać z daleka), tytuł nadrabia warstwą wizualną – nie wiedziałem, że anime może tak dobrze wyglądać, zwłaszcza podczas epickich starć.
Bungou Stray Dogs – Bezpańscy literaci
A skoro już jesteśmy przy serialach o nieco bardziej złożonej historii, słyszeliście o Atsushim Nakajimie? Biedny chłopak, jako sierota nie miał w życiu lekko, a w dodatku wyrzucili go z domu dziecka (nieco podejrzane jak na współczesną Jokohamę, co nie?). Jego los odwraca się jednak, gdy ratuje przed samobójstwem nieco ekscentrycznego mężczyznę – Osamu Dazaia. Ten okazuje się być detektywem w agencji zatrudniającej ludzi z nadprzyrodzonymi umiejętnościami… Potem już idzie szybko: pierwsze wspólne misje, odkrywanie zdolności poszczególnych bohaterów, a w tle: narastający spisek i wrogowie szykujący zasadzki. Przy tym anime zatrzyma was przede wszystkim świetny scenariusz (a u mnie ma jeszcze dodatkowy plus za literackie nawiązania).
Ao no Exorcist
Jeśli jednak upieracie się, że następca Ichigo musi walczyć z demonami, a nie z ludźmi, przedstawiam wam Rina Okumurę. Z tym nastolatkiem sprawa komplikuje się jednak nieco bardziej, bo chłopak sam jest potworem. Ale przecież komu z nas nie zdarzyło się być synem samego Szatana, po którym odziedziczyło się moce, by potem szkolić się na egzorcystę w Akademii Prawdziwego Krzyża? Świat przecież sam się nie obroni przed tymi nadnaturalnymi paskudztwami z samego piekła rodem. A że ciężko jest połączyć szkolne życie z byciem bohaterem, obok całkiem niezłych scen walk (które przyjemnie się zestarzały), natraficie na sporą dawkę nieco głupawego humoru. Bardzo dobrze zbalansowany shōnen, a w dodatku w styczniu tego roku rozpoczęto emisję nowej serii!
Wciąż szukacie?
Jeśli nie zainteresowałem was żadną z powyższych propozycji, chyba trzeba pochylić się nad tymi mniej oczywistymi. Samo bycie shōnenem nie wystarczy, by trafić do fanów Bleacha: potrzeba choć kilku elementów wspólnych.
Weźmy dla przykładu żywą legendę anime, czyli Fullmetal Alchemist. Młody chłopak zyskuje nadzwyczajną moc i broni ludzi w walce ze złem – w teorii się zgadza. Jednak fabularnie te tytuły mają zupełnie inny wydźwięk. Patrząc z kolei na poziom humoru, mógłbym zaryzykować (błagam, nie linczujcie) i polecić zakręcone Fairy Tail, do którego mam niemały sentyment. A jeśli skupimy się nieco bardziej na broni Ichigo, nasuwają się delikatne porównania choćby do Króla Szamanów czy nawet Soul Eatera.
Więc choć szczerze polecam wam wymienione tu tytuły (wszystkie własnoocznie obejrzałem), to nie bójcie się szukać idealnego następcy na w własną rękę. Nie zapowiada się, by shōneny mające za bohaterów „zwykłych nastolatków, którzy nagle zdobyli supermoce i od teraz bronią ludzi przed złem” kiedykolwiek wymarły. Macie w czym wybierać.