Jakoś tak duszno się nagle zrobiło. „Duchy Zimowej Nocy” – recenzja antologii opowiadań

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Duchy Zimowej Nocy do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka.

Lubimy się bać. Nie jest to stwierdzenie wybitnie odkrywcze, wystarczy spojrzeć na niemalejącą popularność wszelkiej maści filmowych gore oraz slasherów, a i Stephen King nie spada z list najbardziej poczytnych autorów. Śmiem jednak twierdzić, że coraz trudniej ten strach wywołać: widzieliście choćby jak saga Zmierzch czy Hotel Transylwania przedstawiają wampiry?

Na szczęście pewien element w tej przerażającej układance pozostaje niezmienny.

Zbierzcie się, dzieci

Duchy, moi drodzy, duchy! Opowieści o duchach to pierwsze co większości przychody do głowy, gdy padnie temat „przerażającej historii”. A jeśli w dodatku osią fabuły stają się „dawne czasy” oraz pewien opuszczony, bardzo mroczny budynek… wtedy trafiamy w horrorowe bingo.

Przenieśmy się więc ponad sto lat wstecz, do wiktoriańskiej Anglii, i sprawdźmy, jak ówcześni autorzy (oraz autorki, choć pod pseudonimem) zapatrywali się na temat wszelakich nawiedzeń. Ponad sześćset stron opowiadań czeka na lekturę, najlepiej w zaciemnionym pokoju, oświetlanym jedynie przez blask płonącego kominka. A, i jeszcze jedno: każdym twórcą zajmę się tu z osobna, jak zawsze w przypadku recenzowanych przeze mnie antologii. Natomiast z mojej autorskiej skali straszności możecie korzystać do woli, zrzekam się do niej wszelkich praw.

Kolejność chronologiczna zgodna z wydaniem, zawiera śladowe ilości spoilerów.

Sklep z duchami, G.K. Chesterton

Opowiadanie otwierające tom, jedyne dzieło autora w tym wydaniu. Początkowo sądziłem, iż ta historia, jako pierwsza w antologii, psuje nieco odbiór całości: w ogóle nie jest straszna. Ale wieczór minął, a do mnie zaczęło docierać, co tak naprawdę niesie ze sobą ten krótki tekst. Nie licząc rzecz jasna Opowieści Wigilijnej Dickensa, to najlepsze wyobrażenie Ducha Świąt, z jakim się spotkałem. A przy tym jakie cudownie minimalistyczne!

Skala straszności: duszek Casper trzymający świąteczny prezent.

Upiorny czynsz, Ołtarz zmarłych, Henry James

Warsztat: to pierwsze, co rzuca się w oczy, tuż po rozpoczęciu lektury. Szczerze zazdroszczę autorowi literackich zdolności, jednak mógłby być nieco bardziej… konsekwentny? Te opowiadania czyta się niczym miniaturowe powieści, skrojone na miarę każdej ze stron. Nierzadko (być może zabrzmię tu jak heretyk) przypominały mi styl snucia historii przez J. R.R. Tolkiena. Jednakże wszystkie przedstawione tu wydarzenia, zawierające w sobie rozbudowane wątki filozoficzne i psychologiczne, prowadzą do bardzo miałkich rozwiązań. Smutnych, momentami nawet cierpiętniczych, ale nie strasznych.

Skala straszności: spożywanie wykwintnej, przepysznej kolacji w restauracji, gdzie ktoś wciąż nie spuszcza z ciebie wzroku.

Strażnik Miru, John Buchan

Choć w tym dość obszernym opowiadaniu bez problemu zauważycie klasyczny podział na trzy akty, jakość przegrywa tu z ilością. Przydługi wstęp, gdzie  głównym bohater wielokrotnie podkreśla zimną i deszczową pogodę w miejscu akcji oraz tęskni za straconym urlopem, zdecydowanie za krótkie rozwinięcie, które mogłoby trochę bardziej skupić się na nadchodzącym zagrożeniu, oraz groteskowy finał. Plus za „Pradawne Zło” i nawiązania historyczne, ale gdy w grę wchodzi coś tak potwornego, ktoś powinien zginąć.

Skala straszności: uchylone drzwi starej, zabytkowej szafy w środku nocy. Zakończenie niestety zapala światło.

Szkielet, Nawiedzony młyn, Jerome K. Jerome

Przeczytałem parę lat temu Trzech panów w łódce, wiedziałem więc, czego mogę się spodziewać. I to właśnie dostałem: sporo sarkazmu, parę ciętych ripost, mnóstwo przemyśleń na codzienne tematy oraz kilka suchych dowcipów opakowanych w ironię. Esencja brytyjskiego humoru najpierw w zabawnej, a potem nieco bardziej niepokojącej formie. Częściej będziecie się tu śmiać niż bać, ale finał Szkieletu, choć prosty i sztampowy, może wywołać gęsią skórkę.

Skala straszności: pluszowy duch w prześcieradle krzyczący „Buuuuu!” po naciśnięciu.

Makabra, John Berwick Harwood

Rozpoczęcie filmu czy książki od zakończenia, a dopiero potem przedstawienie „jak do tego doszło” to tak naprawdę dość trudny zabieg twórczy. W tym przypadku nie zadziałał, ponieważ czytelnik nie ma na co czekać: wielka, finałowa „makabra” to nagłe postarzenie się młodej dziewczyny. Może gdyby autor tak usilnie nie starał się pisać z kobiecej perspektywy (o czym ewidentnie nie ma pojęcia), zrezygnował z infantylnego wyobrażenia damskiej natury i skupił się na fabule… Schował się tu jeden ciekawy pomysł na potwora, jednak znika tak szybko, jak się pojawił.

Skala straszności: pisanie wypracowania do szkoły w środku nocy, ale przy włączonym oświetleniu.

W opactwie, Crighton, Cień w kącie, Twarz w lustrze, John Granger, Mary Elizabeth Braddon

Cztery teksty, pomimo różnorodności poruszanych tematów, bardzo zbieżne stylem. Z tych opowiadań w trudny do wytłumaczenia sposób przeziera „współczesność”: zarówno pod względem wydarzeń fabularnych, jak i ich przedstawienia. Autorka z całą pewnością była osobą nie tylko wykształconą, ale też niezwykle inteligentną, a w poszczególnych akapitach można odnaleźć ogrom niezbyt przyjemnych doświadczeń, które spotkały ją w życiu. Z perspektywy czytelnika przekucie ich w tak świetne „historie o duchach” to bardzo dobrym pomysł.

Skala straszności: samotna, bezsenna noc podczas awarii prądu. Tylko ty i twoja wyobraźnia.

Okultystka starej daty, Zaduszki, Dziwne doświadczenie, Nocne czuwanie Davida Gartha, Rzeczywistość czy przywidzenie, Mrs Henry Wood

Rekordzistka pod względem liczby opowiadań zamieszczonych w tej antologii. Patrząc na tę kwestię pod kątem jakościowym: nic w tym dziwnego. Już dawno żaden tekst w tak szybki i prosty sposób nie przeniósł mnie w przeszłość. Nie czytałem kolejnych stron, lecz najzwyczajniej „byłem” tam, wśród innych ludzi, w innym czasie. Chyba ostatnio tak mocno zadziałała na mnie lektura Zbrodni i kary Dostojewskiego. Tylko (wiem, znowu marudzę) mogłyby tu występować prawdziwe duchy, a nie tylko wspominki o nich? Żałoba i tęsknota za ukochanym to straszne uczucia, ale nie takiej „straszności” tu szukałem.

Skala straszności: wspominanie dawno utraconej miłości ze świadomością, że nigdy już nie będzie dane wam się spotkać.

Nawiedzona Skała, W.W. Fenn

Klasyczne podejście typu „usłyszałem pewną opowieść, o której do dziś nie wiem, co myśleć, więc teraz ci ją przytoczę, drogi czytelniku” szybko ewoluuje w bardziej… logiczne podejście do duchów. Otóż autor jasno deklaruje, że całkowicie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone i wyrusza na „miejsce zbrodni”, by zbadać niespotykany fenomen. Ba, ostatecznie nawet udaje mu się tę zagadkę rozwiązać! Czy ja przypadkiem nie natrafiłem na wiktoriański odcinek Supernatural?

Skala straszności: poboczny quest w grze RPG, w którym pojawiają się duchy.

Duch starego Hookera, autor nieznany

Ostatni tekst antologii i naprawdę nie dziwię się, że nikt nie chciał się do niego przyznać. Jeśli ktoś szuka lektury, dzięki której będzie mógł poznać życie oraz sposób myślenia jaśniepaństwa w czasach wiktoriańskich, świetnie trafił. Wystawne bale na pokaz, dobroczynność, by podłechtać nieco lordowskie ego, ubliżanie kobiecej inteligencji… Dziś czyta się to bardzo ciężko, ale widać jak na dłoni, że dla autora to piękna codzienność w cudownej Anglii. A, i nie ma tu nawet pół ducha, jedynie przebieranki i „wybujała wyobraźnia młodej kuzynki”.

Skala straszności: oglądanie dowolnego epizodu Scooby-Doo po trzydziestce.

Puenty brak

Czy żałuję, że w me ręce wpadł ten pięknie oprawiony, pokaźny tom? Skądże znowu, choć lektura nie zawsze była przyjemnością, to nigdy też nie nabrała cech udręki. Właściwe pytanie brzmi: czy Duchy Zimowej Nocy zdołały mnie przerazić? Otóż nie. Przede wszystkim z powodu wieku zamieszczonych tu tekstów: wszystkie mają już na karku ponad sto lat, a więc i strach wobec konkretnych motywów zdążył nieco wyblaknąć także w umysłach czytelników. Choć przyznaję, iż raz czy dwa (no, może nawet trzy) dostałem gęsi skórki, osobiście traktuję tę antologię jako pewnego rodzaju wehikuł czasu. Polecam wam znaleźć na niego wolną chwilę i sprawdzić, jak duchy i czarownice oddziały na codzienność czasów wiktoriańskich.

Jakoś tak duszno się nagle zrobiło. „Duchy Zimowej Nocy” – recenzja antologii opowiadańTytuł: Duchy zimowej nocy

Autor: Praca zbiorowa

Tłumaczenie: Praca zbiorowa

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 631

 


podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Świetny zbiór opowiadań historycznych. Dość przeciętna antologia historii o duchach.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Świetny zbiór opowiadań historycznych. Dość przeciętna antologia historii o duchach.Jakoś tak duszno się nagle zrobiło. „Duchy Zimowej Nocy” – recenzja antologii opowiadań