Pół metra wzruszenia. „50 cm życia” – recenzja mangi

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego mangi 50 cm życia, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Waneko.

Ukrywanie tego słabego ciała, starania, by przeżyć kolejną godzinę, następny moment… Co to za życie? […] Posłuchajcie. Ten świat to więcej, niż tylko koty. Rozumiecie? Czy wykorzystujecie ludzi tylko po to, by przeżyć kolejny dzień? Czy dla ludzi też…?

50 cm życia, tom 3

A tak zanim zaczniemy recenzję: trochę dziwny ten tytuł, co nie? Biorąc pod uwagę fabułę, jest to nawiązanie do wielkości przeciętnego, dorosłego kota… Ale brzmi to dość niepokojąco, przyznajcie. Oryginalne Story of fifty centimeters wcale nie jest lepsze. Przywodzi mi na myśl komiks o jakiejś żądnej przygód linijce czy coś w tym rodzaju. Czasem prostota trafi do czytelnika lepiej niż przesadny artyzm… Ale to tylko moje marudzenie.

Pół metra wzruszenia. „50 cm życia” – recenzja mangiCztery łapy, trzy tomy

Macie może ochotę na klasyczną opowieść o zwierzakach żyjących na ulicy? Wiecie, taką w stylu Zakochanego kundla: pełna wolność i codzienna zabawa, upstrzona odrobiną niebezpieczeństwa i zakończeniem z morałem? Nie przepadacie za psami… No to może pozostający w tym schemacie animowani Arystokraci z 1970 roku? Albo, jeśli potrzebujecie czegoś bardziej szalonego, lecz przeplatanego nieco smutniejszymi wątkami, zerkniecie na musicalowe Koty?

Jeśli przy którymkolwiek z powyższych tytułów mocniej zabiło wam serduszko, przykro mi, ale przybywam je złamać. Z trzech stosunkowo niewielkich tomików 50 cm życia dowiecie się, jak naprawdę wygląda życie bezpańskich kotów. Nie ma żadnych klanów czy grup przyjaciół, a już tym bardziej wystawnych imprez w opuszczonych ruderach. Stoły uginające się pod ciężarem skradzionego bądź wyżebranego jedzenia, muzyka na żywo i impreza do rana? Nie, moi drodzy: mróz, głód i śmierć czyhająca na każdym kroku. Twój wczorajszy znajomy dziś może już nie żyć, potrącony przez ciężarówkę, bądź złapany przez uwielbiającego torturować zwierzęta sadystę. Natomiast przyjaźń (prawdziwa, bezinteresowna) to luksus, na który stać bardzo niewielu.

Jedyne, co podczas lektury może ukoić wasze zszargane nerwy, to kreska. Wyrazista, lecz również bardzo delikatna: kluczem jest tutaj świetny balans, pozwalający czytelnikowi w pełni skupić się na historii. Czasem całą stronę zajmie wyłącznie jeden kadr, prezentujący zaledwie szkic postaci, ze smutkiem wpatrującej się w dal. Natomiast innym razem, gdy potrzeba zdecydowanie więcej szczegółów (na przykład podczas sceny akcji, ale nie tylko), jestem w stanie policzyć krople deszczu spływające po kociej mordce. Przy okazji, na pochwałę zasługuje także odwzorowanie emocji na twarzach postaci, zarówno ludzkich, jak i tych czworonożnych. Nie ważne czy to klasyczna shonenowa „głupawka”, czy też obfite łzy żalu – wszystko jest w pełni czytelne i ogromnie pomaga zrozumieć uczucia targające bohaterami.

A fabuła…?

Fabuły jako takiej… nie mogę wam zdradzić, ponieważ rozwija się w stałym tempie już od pierwszego rozdziału. A samodzielne odkrywanie poszczególnych wątków i powiązań między nimi przyniosło mi naprawdę dużo radości. W przeciwieństwie do samej historii, która to może i kończy się dobrze, lecz droga prowadząca do tego happy endu jest naprawdę wyboista. Musi wystarczyć wam króciutka zajawka znajdująca się na obwolucie tomu numer jeden. Dwa bezpańskie koty stronią od ludzi, traktując ich jedynie jako źródło pożywienia. Pewnego dnia spotykają jednak szczególną kobietę z tragiczną przeszłością… Reszty na pewno się domyślacie.

Co was zaskoczy, to z pewnością mieszana perspektywa, wprowadzona przez autorkę w tym tytule. Drogi czworonogów i głównej ludzkiej bohaterki nie tylko się przecinają, ale naprawdę przeplatają. Patrzymy na ten sam świat kompletnie innymi parami oczu, a następnie, by zrozumieć obecne wydarzenia, powoli zagłębiamy się w przeszłość poszczególnych postaci. Historia przyśpiesza, nabierając nie tylko dramaturgii, ale też pewnej agresywności i brutalności. Przewracając kolejne strony, wciąż miałem w głowie myśl: jaki piękny, a zarazem niesamowicie angażujący byłby to serial. Mam wrażenie, że w tym przypadku forma ograniczyła nieco twórcę. Ta wspaniała (a przy tym niezmiernie smutna) historia aż prosi się o więcej.

Ale ale, żebyśmy się dobrze zrozumieli: to wciąż jedna z najlepszych mang, jakie ostatnio czytałem. Być może finał was nie zaskoczy, ale sposób jego podania już z pewnością – wreszcie ktoś zdjął z bezdomnych zwierząt „disneyowski”, kolorowy filtr, brawo. Aż żal, że całość to tylko trzy niewielkie tomy.

50 cm życia

 

Tytuł: 50 cm życia

Rysunek: Gin Shirakawa

Scenariusz: Gin Shirakawa

Gatunek: slice of life, dramat, josei

Wydawnictwo: Waneko

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Ocena byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie tak ogromny przeskok czasowy w pierwszym akcie. Wrażliwi na zwierzęcą krzywdę powinni czytać ten tytuł bardzo ostrożnie.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Ocena byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie tak ogromny przeskok czasowy w pierwszym akcie. Wrażliwi na zwierzęcą krzywdę powinni czytać ten tytuł bardzo ostrożnie.Pół metra wzruszenia. „50 cm życia” – recenzja mangi