Uczta dla oczu „Blade Runner 2019” – recenzja komiksu

-

Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Tego co prawda nie dowiemy się z komiksu, ale może nam on dostarczyć sporo informacji o przedstawionym świecie i zamieszkujących go osobach. Osobach – bo wbrew temu, co sądzą niektóre z postaci, androidy z serii Nexus zdecydowanie są osobami w pełnym tego słowa znaczeniu.
„Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary”

Na stronie redakcyjnej twórcy wspominają kilka osób – Rutgera Hauera, Syda Meada, Rogera Servicka, Philipa K. Dicka, Ridleya Scotta, Hamptona Franchera, Davida Peoplesa oraz Michaela Deeleya. Tym, co łączy wymienionych, jest film Blade Runner z 1982 roku (choć nie wszyscy przy nim pracowali). Jednak nawet bez wspomnień i podziękowań z komiksu wybrzmiewa ukłon w stronę tego dzieła. Trudno nie zauważyć inspiracji – zarówno wizualnych, jak i nastrojowych. Powoduje to, że lektura staje się poniekąd sentymentalną podróżą.

Ciężko się nie zachwycać wizualną stroną komiksu. Prace Andresa Guinaldo i Marco Lesko są niesamowite. Nie znaczy to bynajmniej, że Blade Runner 2019 jest idealny. Design niektórych postaci czy pojawiający się brak dbałości o szczegóły mogą nieco przeszkadzać. Niemniej jako całość pozycja ta prezentuje się wyśmienicie. Wszak komiks nie ma na celu być albumem najpiękniejszych grafik. Powinien za to gwarantować nam przeżycia – i w tej roli spełnia się doskonale. Najbardziej urzekają krajobrazy i pojazdy. W nich też najlepiej widoczny jest wspomniany ukłon w kierunku filmu Ridleya Scotta. Może więc nie każdy kadr nadawałby się na plakat, ale część z nich z wielką przyjemnością powiesiłbym na ścianie i mógł się w nie wpatrywać.

Nowa historia

Chociaż w sferze graficznej i w nastroju komiks wyraźnie odwołuje się do klasycznego filmu, to w kwestii fabuły jest to zupełnie odmienna opowieść. Nie spotkamy tu Deckarda ani innych charakterystycznych bohaterów z dzieła Scotta. Blade Runnerką i centralną postacią historii jest Aahna „Ash” Ashina. W zasadzie nie potrzebuje ona testu Voighta-Kampffa, by rozpoznać androidy. Wykorzystuje to narzędzie, ale tak naprawdę już wcześniej wie, z kim na do czynienia. Mówiąc o Nexusach, używa pogardliwych określeń jak „androdupki”. Wydaje się być o niebo bardziej bezwzględna niż Deckard. Jednak wraz z rozwojem fabuły poznajemy ją lepiej, a i ona zmienia się, kiedy styka się z nowymi faktami.

Na tom składają się trzy częściwspólnie tworzące całość. W toku opowieści mija kilka lat, o których prawie nic się nie dowiadujemy. Poza tym obecne są nieco poszerzające naszą wiedzę o postaciach i świecie retrospekcje. Co ważne, akcja nie rozgrywa się tylko w jednym mieście, ale po szczegóły tego, dokąd zawędrują bohaterowie, zapraszam do lektury.

Warstwa fabularna nieco rozczarowuje. Historia jest relatywnie prosta i chociaż są w niej ciekawe motywy, to trudno nazwać ją arcydziełem. Jednak w połączeniu z wizualiami, nastrojem i przesłaniem, całość prezentuje się bardzo dobrze.

Android też człowiek

Tym, co wyraźnie widać w komiksie, jest ludzkość androidów. One nie tylko przypominają nas  z wyglądu. Także w kwestii charakteru są bardzo ludzkie. To samo zresztą można było odczytać w filmie Scotta. Nie znaczy to rzecz jasna, że wszystkie Nexusy są takie jak my. Jednak bez wątpienia znaleźć można ludzi, którzy się zachowują jak oni. Problem zniewolenia istot myślących wybrzmiewa tu bardzo wyraźnie. Tym mocniej, że ograniczenie czasu ich życia boleśniej daje odczuć, jak w jak szalenie nieetyczny systemie przyszło im egzystować.

Podczas lektury musimy jednak przymykać oczy na pewne nielogiczności. Największą z nich jest to po co w ogóle produkowano androidy serii Nexus. Zwłaszcza te, które nie miały służyć w domach tylko jako siła robocza czy żołnierze. Przecież sensowniej byłoby odrzeć je z ludzkiego wyglądu, a być może i z psychiki. Uczynić jedynie maszynami, doskonałymi w tym, do czego je stworzono. Jednak wtedy nie otrzymalibyśmy tej historii (ani innych w tej franczyzie), warto więc przymknąć na to oko.

Dodatki

Pisząc o tej pozycji, nie można pominąć dodatku zamieszczonego na końcu komiksu. Zawiera on liczne wersje okładek, które wyszły spod ręki rozmaitych artystów. Jest to niesamowite uzupełnienie historii. Możemy prześledzić, jak różni twórcy oddają klimat tej opowieści. Poza tym pokazano też prace nad samym komiksem. Między innymi dla kilku wybranych scen poznajemy całą drogę twórczą – od scenariusza, poprzez szkic ołówkiem, rysunek tuszem, pokolorowaną stronę i wreszcie wersję finalną – z nałożonym tekstem. Rzuca to wiele światła na pracę nad komiksami.

Jako całość więc Blade Runner 2019 prezentuje się naprawdę dobrze. Chociaż strona fabularna nie jest zbyt silna, to inne aspekty w pełni to nadrabiają. Bez względu na to, czy zna się literacki i filmowy pierwowzór, warto sięgnąć po tę pozycję. Czas spędzony na lekturze zdecydowanie nie jest stracony.

Blade Runner: 2019. Tom 1Tytuł: Blader Runner: 2019 Tom 1

Ilustracje: Andrés Guinaldo

Liczba stron: 334

Wydawnictwo: Egmont

 

 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję

egmont-logo-png-1 - książeczki z wierzbowej półeczki

podsumowanie

Ocena
8,5

Komentarz

Komiks jest ukłonem w kierunku kultowego filmu Ridleya Scotta z 1982 roku. Dość prostą historię przyprawiono doskonałym sosem, na który składają się nastrój noir i plastycznie przedstawiony świat. Warto przeczytać.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Komiks jest ukłonem w kierunku kultowego filmu Ridleya Scotta z 1982 roku. Dość prostą historię przyprawiono doskonałym sosem, na który składają się nastrój noir i plastycznie przedstawiony świat. Warto przeczytać.Uczta dla oczu „Blade Runner 2019” – recenzja komiksu