Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry

-

20 sierpnia 1973 roku oddział policji zjawia się na położonym na odludziu gospodarstwie niejakiego Thomasa Hewitta, gdzie odnajduje zmasakrowane szczątki 33 osób. W 1974, zaledwie 14 miesięcy później, premierę ma film zatytułowany Teksańska masakra piłą mechaniczną, zainspirowany doniesieniami o makabrycznym odkryciu w posiadłości Hewitta. W tym roku nadszedł czas, by móc samemu sprawdzić się w próbie ucieczki przed rodzinką kanibali z Teksasu. 

Krwista saga teksańskich kanibali

Teksańska masakra piłą mechaniczną, choć bardzo luźno opiera się na prawdziwym zdarzeniu, jakim jest znalezienie zmasakrowanych zwłok w gospodarstwie pracującego w rzeźni Thomasa Hewitta, mocno oddziałuje na psychikę swoich widzów, bazując na bardzo pierwotnych instynktach. Strachu i obrzydzeniu. Bowiem to właśnie te dwa uczucia towarzyszą nam podczas oglądania filmów o zagubionej na odludziu garstce nastolatków, uciekających przed rodziną brutalnych kanibali. Oryginał z 1974 roku został zakazany w wielu krajach, w tym w Niemczech i Wielkiej Brytanii, przez lata był cenzurowany, a koszt jego produkcji to zaledwie nieco ponad 80 tysięcy dolarów. Mimo to osiągnął doskonałe wyniki i doczekał się kilku sequeli oraz remasterów. Powstało osiem produkcji wchodzących w skład serii, jednak to właśnie oryginał najbardziej zapisał się w historii kinematografii jako pierwszy niskobudżetowy horror, który odniósł ogólnoświatowy sukces, pomimo że jego brutalność doprowadziła do zbanowania go w kilku krajach..

Wakacje 2023 roku to kolejny rozdział w historii Teksańskiej masakry. 18 sierpnia (ach, te dwa dni różnicy, jaki to byłby piękny smaczek!) została wydana asymetryczna gra wieloosobowa The Texas Chain Saw Massacre (tTCSM), oddająca hołd filmowi z 1974 roku, odwzorowując zarówno plan filmowy, jak i dodając całości klimatu muzyką zainspirowaną oryginalnym soundtrackiem. Na fanów produkcji czeka wiele mniej lub bardziej ukrytych smaczków. I już w tym miejscu pragnę zaznaczyć, że aby zrozumieć tTCSM i to dlaczego wygląda, tak jak wygląda, trzeba czuć ten klimat. Dość surowy, brutalny i na swój sposób brzydki obraz bezlitosnego okrucieństwa, jakie może zrodzić się w człowieku. Jedynie wówczas w pełni doceni się tę produkcję.



Gracze mają dwie możliwości: wcielić się w członka krwiożerczej rodziny lub też jedną z jej ofiar. Przy tej pierwszej opcji do wyboru mamy kilku zabójców – Cook, Hitchhiker i, rzecz jasna, Leatherface znani są już tym, którzy widzieli filmy, poznajemy też nowych członków rodziny Slaughterów (zmiana nazwiska decyzją twórców) – Sisi i Johnny’ego. Każda z tych postaci posiada swoje mocne i słabe strony, a te znacząco wpływają na rozrywkę. Jednak nie tylko one będa wpływać na naszą strategię, ale też to, kim grają nasi sojusznicy. Bowiem, uwaga, twórcy odeszli tutaj od znanej już konwencji gier tego typu, gdzie zazwyczaj asymetria polega na rozgrywce jeden na kilku. W The Texas Chain Saw Massacre w meczu biorą udział trzy osoby wcielające się w zabójców, oraz cztery odgrywające ofiary. Dodatkowo, za każdym razem jednym z morderców musi być Leatherface. Sęk w tym, iż nie wszyscy są chętni do rozgrywki tą postacią, więc zdarza się, iż w lobby mamy siedmioro gotowych graczy, z czego trzech z nich uparcie trwa przy swojej decyzji, by grać Sisi, Johnny’m, Cookiem lub Hitchhikerem, i tak odliczanie do rozpoczęcia meczu odnawia się co trzydzieści sekund do momentu, aż ktoś się nie ugnie, lub też, co zdarza się częściej, nie zrezygnuje ze wspólnej gry. 

Z jednej strony rozumiem, że nie ma tTCSM bez Leatherface’a, z drugiej, twórcy mogli przewidzieć tego typu zachowanie i rozwiązać to inaczej, na przykład jeśli po upływie kolejnych trzydziestu sekund nikt nie zmienił swojego wyboru na tego bohatera, zostaje on losowo przydzielony jednemu z graczy. Może tego typu rozwiązanie nie spotkałoby się z dużym entuzjazmem, ale z pewnością zaradziłoby problemowi. Tym bardziej iż podobna sytuacja pojawia się wówczas, gdy niezależnie czy gramy rodziną czy też ofiarami, i podłączamy się do meczu, w którym ktoś już wcielił się w wybraną przez nas wcześniej postać, komputer losowo przydziela nam inną, jeszcze nie obsadzoną rolę. Czy jest to irytujące? Czy budzi rozczarowanie? Oj tak, tym bardziej iż rozgrywka różni się znacząco w zależności od tego, w kogo się wcielamy. Zwłaszcza w przypadku trybu rodziny. Mam wrażenie, iż postacie ofiar są bardziej wyśrodkowane pomimo również posiadanych umiejętności indywidualnych. Być może ma to na celu niejako zmusić graczy wcielających się w familię Slaughterów do współpracy, bo faktycznie, jest ona istotnym elementem rozgrywki. Działanie tylko na swoje konto może przyczynić się jedynie do porażki drużyny, a co za tym idzie – również nas samych. Mocne strony każdej z postaci nie tylko są jej siłą, ale również pomagają zniwelować słabości naszego sojusznika, o ile tylko zawodnicy będą potrafili się odpowiednio zgrać. 

Bowiem, choć zabójców jest trzech, ich zadanie – czyli pozbawienie życia wszystkich czterech ofiar – wcale nie jest takie proste. 

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry
The Texas Chain Saw Massacre, materiały prasowe
Rodzina jest najważniejsza

Najważniejszymi współczynnikami zabójców są savagery, blood harvesting i endurance. Poza różnicami w tych trzech wartościach, każdy morderca ma indywidualne mocne i słabe strony. Warto by więc przedstawić Slaughterów. Należałoby zacząć od persony niezwykle istotnej – seniora famili, Dziadka. To postać niegrywalna, która stanowi mimo to bardzo ważny element każdego meczu. Jednym z zadań rodziny jest nie tylko złapać i zabić próbujące uciec ofiary, ale również dbać o dziadka. Zbieranie krwi i karmienie nią go wpływa na siłę mocy drużyny, odblokowuje dodatkowe, jak też umożliwia nam na krótką chwilę dostrzec miejsce przebywania poszukiwanych przez nas uciekinierów. Dodatkowo dziadka trzeba chronić, bowiem bezbronny jest łatwym celem, a zraniony przestaje nas wspomagać. 

Jak już napisałam wcześniej, nie ma tTCSM bez Bubby, znanego szerzej jako Leatherface. Podobnie jak w filmach, stanowi on przytłaczający widok. Przerażająco masywny, niewyobrażalnie silny i posługujący się śmiercionośną piłą mechaniczną bohater jest jednak przy tym toporny, strasznie powolny i mało zwrotny. Jako jedyny ma natomiast możliwość rozwalania wszystkich przeszkód, w tym blokad. Choć określany mianem rzeźnika rodziny, jest najsłabszy jeżeli chodzi o zbieranie krwistych plonów; grając nim warto więc skupić się bardziej na jego brutalnej naturze i łapaniu ofiar, opiekę nad seniorem rodu pozostawiając innym. Osobiście nie dziwię się, iż tak wielu graczy nie chce go prowadzić, bowiem to dość trudne zadanie. Mimo to muszę przyznać, iż umiejętna nim rozgrywka, zwłaszcza w ogarniętym zespole, nie daje dużych szans ofiarom. Jednak dojść do wprawy w kierowaniu Leatherface’m jest nie lada wyzwaniem. Z drugiej strony, jeśli ktoś grał wcześniej w DBD, a jego ulubieńcem był HillBilly, z pewnością odnajdzie się w tej roli. 

Kolejnym znanym już z filmów zabójcą jest Cook – staruszek prowadzący stację benzynową należącą do rodziny. Najstarszy z rodzeństwa najlepiej zna zakamarki posesji, dzięki czemu nasłuchując potrafi ocenić, w którym miejscu znajdują się uciekający intruzi, jest jednak przy tym fizycznie najsłabszy. Jego wytrzymałość bazowa cechuje się najniższymi statystykami, nie tylko stanowi więc dość powolną postać, szybko też się męczy, dlatego pogoń za ofiarami należy w jego przypadku bardzo dobrze przemyśleć i rozegrać taktycznie. Cook ma również możliwość zamykania drzwi na dodatkowe, mocniejsze kłódki.

Kolejny jest Hitchhiker, młodszy brat Leatherface’a, również pojawiający się w oryginale. To właśnie on ozdabia domostwo i okolice makabrycznymi rzeźbami, a podczas polowania wykorzystuje swoje umiejętności rozstawiając stworzone z kości sidła. Niech nie zwiedzie was jego niepozorny wygląd. Potrafi się skradać, ukradkiem przechodzić przez dziury w ścianach tak samo jak ofiary i, w przeciwieństwie do Cooka, nie męczy się tak szybko, pomimo swej największej ze wszystkich morderców prędkości. Jego słabością jest natomiast… słabość właśnie. Ciosy tej postaci zadają najmniejsze obrażenia.

Johnny to nieznany do tej pory członek rodziny. Jego statystyki są najbardziej zbliżone do tych Leatherface’a, jednak indywidualne cechy odróżniają znacząco od siebie te dwie postacie. Z całej rodzinki Johnny to najlepszy kandydat na klasycznego seryjnego mordercę. Rosły i przystojny, obdarzony jest prawdziwym instynktem drapieżnika. Tak jak Cook potrafi wysłyszeć swoje ofiary, Johnny potrafi je wytropić, idąc po pozostawionych przez nie świeżych śladach. Tak samo jak Bubba, nie jest najlepszy w zbieraniu krwi, nie należy do troskliwych wnuków dobrze opiekujących się swoim dziadkiem, dlatego tę rolę najlepiej przekazać innym, na przykład Sisi, jemu zaś zostawiając poszukiwanie i ściganie intruzów usiłujących uciec z posiadłości rodziny. 

Wspomniana Sisi to druga stworzona przez twórców postać i ostatnia możliwość, jaką otrzymujemy chcąc grać mordercą. Jedyny na ten moment kobiecy członek rodziny dostępny w grze. Szybka, zwrotna i potrafiąca tak jak Hitchhiker poruszać się wąskimi przejściami i ścieżkami swych ofiar. Najmniej brutalna z rodziny, jednak względnie wytrzymała, stanowi zarówno dobrą łowczynię, jak i opiekunkę seniora rodu. Jest zdecydowanie najlepsza w krwawych zbiorach, dlatego osoba nią grająca powinna pamiętać, iż to właśnie w jej rękach spoczywa obowiązek zbierania posiłków dla dziadka i dbanie o jego bezpieczeństwo. Dodatkowo wykorzystuje swoje doświadczenie zdobyte podczas hipisowskich wędrówek po Stanach, tworząc mikstury i proszki, może nimi  zatruwać przedmioty i powietrze, osłabiając tym samym nieświadome niczego ofiary, które po zetknięciu z trucizną stają się krótkotrwale widoczne dla członków rodziny. To, co jest uroczym dodatkiem – dokonuje tego wszystkiego nieustannie nucąc i śpiewając. 

Z tegom co już wiadomo, w przyszłości do rodziny ma dojść Black Nany. Wywijająca młotkiem kobieta w średnim wieku, która, jak wiemy z historii Johnny’ego, wychowała go na tego, kim się stał.

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry
The Texas Chain Saw Massacre, materiały prasowe
Pewnego razu w Teksasie

Fabuła gry jest prosta jak przysłowiowa budowa cepa. Ana wraz z czwórką przyjaciół wyruszają w podróż mającą na celu rozwikłać zagadkowe zaginięcie jej siostry, która w kwietniu 1973 roku znika bez wieści. Podążając jej tropem, wpadają w ręce żyjącej na teksańskim odludziu bezlitosnej rodziny kanibali. Ich nowym celem staje się przeżyć i uciec, by o wszystkim donieść policji i zakończyć brutalny precedens. 

Grając w trybie ofiar, wcielamy się w Anę i jej towarzyszy – Connie, Lelanda, Sonny’ego i Julie. W tym przypadku najważniejsze współczynniki to toughness, endurance, strength, proficiency i stealth. Jest ich więcej niż u zabójców, są też lepiej zbalansowane, co sprawia, że nawet pomimo różnych indywidualnych cech wymagających od graczy nieco innego podejścia do każdej z postaci, gra zespołowa nadal się przydaje, jednak nie stanowi aż tak istotny element gry, jak to ma miejsce w momencie wcielania się w rodzinę. W zasadzie równie dobrze można mieć w poważaniu poczynania pozostałych graczy i kroczyć własną ścieżką ku wolności. A sposobów na ucieczkę jest wiele. Mamy wyjście tunelami w piwnicy, furtkę otwieraną za pomocą pompy ciśnieniowej, oraz tylną bramkę, podpiętą pod baterię samochodową, a także taką wychodzącą na szosę. By jednak móc przez nie przejść, należy je najpierw otworzyć, a aby to zrobić, musimy poszukać na mapie konkretnych elementów. Nie jest to więc takie proste, jak mogłoby się wydawać. Z drugiej strony Ana i jej przyjaciele, walcząc o życie, mogą się przekradać obok swoich oprawców, skryci w cieniu lub wysokich trawach i prześlizgując się wąskimi szparami w ścianach. Uciekając, pokonywać barykady, wyskakiwać przez okna (tu smaczek z filmu) lub rzucając się w otchłań studni, lądować ponownie w piwnicy, co daje im czas na ucieczkę i ponowne ukrycie się przed rodziną. Oprócz tego mają możliwość się bronić, a nawet atakować, by na chwilę osłabić jej członków. To daje wiele możliwości, zwłaszcza gdy dodamy do tego indywidualne umiejętności postaci. 

Ana jest najbardziej zdeterminowana, by odkryć, kto stoi za zniknięciem jej siostry, dlatego jej wytrzymałość na ból i obrażenia, jakie otrzymuje podczas ataków lub upadku, są zmniejszone. Posiada również odporność na trucizn.

Connie to prawdziwa złota rączka, dzięki czemu potrafi otwierać dużo szybciej i sprawniej drzwi, nawet te, które zostały zamknięte na kłódkę, co bardzo przydaje się przy sprawnym poruszaniu się po posiadłości. 

Leland to były sportowiec i jak na takiego przystało, jest najsilniejszy w grupie, ma to  ogromne znaczenie podczas podczas walki z kanibalami, niestety kosztem sprytu, którego potrzebujemy podczas najważniejszego elementu ucieczki z posiadłości – otwierania bram. 

Sonny charakteryzuje się sprytnem i szybkością, posiada też całkiem dużo siły choć oczywiście nie tak jak Leland. Jednak co najważniejsze, za pomocą swoich umiejętności potrafi wtopić się w otoczenie, dzięki czemu trudniej go wytropić, nawet używając zdolności Cooka czy też Johnny’ego. 

Natomiast Julie to taka twarda babka odporna na stres, dodatkowo wysportowana, więc pomimo niewielkiej siły jest szybka, zwinna i wytrzymała, za sprawą czego w kluczowym momencie może uciec swojemu oprawcy bez zadyszki i dzięki temu – łatwiej się ukryć.

Tak jak cel grających rodziną to zabicie wszystkich ofiar, tak w przypadku ich samych, każdy walczy na swój własny sukces, jakim jest przeżycie. Oczywiście Ana i jej przyjaciele zaczynają wspólnie uwięzieni w piwnicznych lochach Leatherface’a i współpraca z pewnością w znacznym stopniu ułatwi ucieczkę, jednak nie jest ona aż tak istotna, jak w przypadku zawodników kierujących oprawcami. Gracze wcielający się w ofiary mają więc sporo ułatwień, mimo to równowaga między rodziną a nimi została ładnie zbalansowana sprawiając, iż rozgrywka zarówno dla jednych, jak i drugich, stanowi niemałe wyzwanie, dzięki czemu zdobycie kolejnych osiągnięć daje ogrom satysfakcji. Za każdy mecz otrzymujemy bowiem punkty, za pomocą których rozwijamy drzewko umiejętności poszczególnych postaci, odblokowując tym samym kolejne perki umożliwiające przekształcanie obranej przez nas taktyki w poszukiwaniu tej najbardziej efektywnej. 

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry
The Texas Chain Saw Massacre, materiały prasowe
Brzmi znajomo?

Mechanika ta jest dobrze znana fanom tego typu gier między innymi za sprawą kultowego już Dead by Daylight, choć twórcy podeszli do niej w nieco inny sposób, a samo drzewko umiejętności wydaje się być bardziej rozwinięte, choć samych umiejętności możliwych do odblokowania gracze mają mniej mniej. Dodatkowo co jakiś czas stajemy przed wyborem, by obrać jedno z dwóch rozgałęzień. Podejmowane podczas levelowania postaci decyzje są o tyle istotne, że pojawiające się perki mogą się już nie powtórzyć. Niemniej sam mechanizm jest bardzo bliski temu z DBD i to nie jedyne podobieństwo do tej produkcji. Tak jak rozumiem, że trudno byłoby uniknąć pewnych zbieżności, takich jak kształt ikonek, tak podobieństwa w ich wyglądzie i interfejsie już nieco kłują w oczy. Możliwość kosmetycznych zmian w wizerunku postaci to zawsze fajny sposób na urozmaicenie rozgrywki, nic więc dziwnego, iż pojawiła się i w tym tytule, twórcy jednak postarali się o to, by czymś się tutaj wyróżnić. O ile wybór dostępnych strojów jest niewielki, zwłaszcza u członków rodziny, tym bardziej gdy każdą skórkę trzeba odblokować, co jest dość irytujące, bowiem otrzymujemy możliwość personalizacji jednocześnie jej nie mając, o tyle ciekawą możliwość stanowi wybór egzekucji, jakiej dokonuje dany morderca. Na start są dwa warianty, jednak z tego, co można zauważyć, w przyszłości będzie ich więcej.

Słowa uznania

To, czego nie można odmówić twórcom, to pasja, z jaką podeszli do stworzenia gry hołdującej produkcji z 1974 roku. Liczba smaczków jest przeogromna i każdy fan Teksańskiej masakry piłą mechaniczną nie raz i nie dwa uśmiechnie się miło zaskoczony wieloma elementami, od tańca z piłą kończącego każdy mecz, przez idealnie odwzorowany dom i sugestywną oprawę muzyczną inspirowaną tą z oryginału, po detale wyjęte ze scen filmowych. Pomocne tutaj z pewnością było wsparcie Kima Henkela, scenarzysty pierwowzoru. A wszystko to zrealizowane z dbałością o szczegóły. Bo to, za co należy pochwalić tTCSM, to dopracowanie. Widocznie wydawca, Gun Media, nauczony klęską jaką poniosła wyprodukowana przez niego kilka lat temu adaptacja Piątku Trzynastego – naszpikowana bugami, często się zwieszająca i wyglądająca co najmniej nienajlepiej gra tego samego typu, co the Texas Chain Saw Massacre – zadbał o to, by tym razem wydać produkt niebudzący irytacji, a jedynie przyjemność i satysfakcję. 

Miło widzieć, iż w przemyśle growym niektórzy uczą się na swych błędach z przeszłości, bo faktycznie, tTCSM, choć ocieka krwią i makabrycznymi widokami, to produkcja, w której można się wyżyć, a co za tym idzie – w pewnym sensie zrelaksować, nie martwiąc się zbytnio o uprzykrzające rozgrywkę błędy pojawiające się w grze. Jest ich bowiem bardzo niewiele i stanowią raczej wyzwanie logistyczne dla ekipy pracującej nad tytułem, jak wspomniane wcześniej problemy z rozpoczęciem meczu, gdy żaden z grających nie chce wcielić się w wymaganego Leatherface’a. Może warto też by było popracować nad stabilnością serwerów, bo choć sytuacje, w których „wyrzucani” jesteśmy z rozgrywki to raczej rzadkość, zdarza się, że nie można się zalogować do samej gry z powodu problemów technicznych. I chociaż nie jest to nagminny problem, to jednak występujący co jakiś czas. Jednak mówię to ja, grająca na konsoli. Niestety użytkownicy PC mogą pod tymi względami być bardziej niezadowoleni, gra ma bowiem dość spore wymagania i jej płynność może być zdecydowanie gorsza na ich sprzęcie niż w przypadku Xboxa czy Playstation. Kolejnym minusem jest brak możliwości rozgrywki między konsolami a komputerami.

Warto też zauważyć, iż całość dobrze się prezentuje, o ile rozsmarowana wszędzie posoka i kościste rzeźby Hitchhike’a można zaliczyć do ładnych widoków. W pewien turpistyczny sposób zostało to wszystko kapitalnie zrealizowane, za co ukłony dla concept artystów i grafików 3D, pracujących nad tym, by w tak dokładny i na swój sposób estetyczny sposób oddać krwawą rzeczywistość Teksańskiej masakry. I tutaj chciałabym poruszyć jedną kwestię – liczbę map, która nie przyprawia o zawrót głowy. Niektórzy wręcz narzekają na ich niewielką ilość. Jednak fakt ten wynika z tego, o czym już wspominałam – twórcy chcieli jak najbardziej oddać klimat z filmu, skupiając się na lokacjach, jakie w nim mogliśmy zobaczyć. To przekłada się na ograniczoną liczbę możliwych map. Mimo to, poza domem i stacja benzynową rodziny, dołączono jeszcze rzeźnię. Dodatkowo twórcy zastosowali zmienne pory dnia, dla urozmaicenia rozgrywki. Warto też zauważyć, iż tTCSM nie jest rodzajem mrocznego horroru. Jego klimat i stylistyka to nie cieniste i mgliste lokacje, a bardziej turpistyczna makabra, która z założenia ma w prosty sposób ukazywać okrucieństwo drzemiące w drugim człowieku. Nie każdemu przypadnie to do gustu.  

Ważniejsze jednak od tego, jak tTCSM wygląda jest to, jak się w nią gra. A jak już wspominałam, rozgrywki niemal w ogóle nie uprzykrzają nam błędy, postacie prowadzi się lekko, w zależności oczywiście od indywidualnych upodobań i wyboru bohatera, którym mamy kierować, i co najważniejsze, jest dobrze zbalansowana. Częsty problem w produkcjach tego typu to brak równowagi między trybami killer/surv, a dodawane patche nierzadko tylko potęgują przepaść między nimi, przez co niekiedy dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy zawodnik występujący w roli mordercy boi się swoich przeciwników. W tTCSM zarówno postacie należące do rodziny, jak i do ofiar, są tak stworzone, by rozgywka tak jednymi, jak i drugimi, dawała czystą radość, zachowując przy tym sensowną równowagę między nimi tak, by wcielający się w Leatherface i jego krewnych czuli presję, by złapać i zabić intruzów, aby ich sekret nie wyszedł na jaw, ale nie obawiać się spotkania z nimi, natomiast grający Aną i jej paczką faktycznie mieli wrażenie zaszczucia i czającego się za każdym rogiem śmiertelnego zagrożenia. Pewnie osiągnięcie tego złotego środka nie było rzeczą prostą, jednak twórcom udało się tego dokonać udowadniając, iż można stworzyć tak zbalansowaną asymetryczną grę multimedialną, by i wilk był syty i owca cała.

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry
The Texas Chain Saw Massacre, materiały prasowe
Czy można tu mówić o dobrej grze?

Survival horrory w wydaniu asymetrycznych gier multimedialnych nie są dla każdego. Bazują one na przemocy i niektórych będzie oburzać ich brutalność, niepokoić wcielanie się w rolę mordercy i rzeczywiście, sama słysząc, jak na włączonym mikrofonie w rozgrywce bierze udział dziecko lat około dziesięć, odczuwałam wewnętrzny konflikt. Czy o takiej grze powinno się mówić, że jest dobra? Stworzenie tak makabrycznej, a jednocześnie, co tu dużo mówić, na swój sposób ładnej gry, może rodzić kontrowersje i budzić w nas pewien dysonans. Niemniej, czy rzeczywiście wielką różnicą jest wcielać się w żołnierza rozstrzeliwającego swych wrogów, a mordercę czychającego na ofiary? W jednym i drugim przypadku gra ma na celu rozładowanie emocji. I obie bazują na przemocy. Podczas wchodzenia w rolę surva, lub jak to w tym przypadku jest nazwane: „ofiary”, mamy możliwość wykazać się, pokonując zagrożenie i uciekając od niego. 

The Texas Chain Saw Massacre nie jest pierwszą tego typu grą i zapewne nie ostatnią. To, co istotne, to fakt, iż twórcy zrealizowali ją z widoczną w każdym calu pasją, chcąc oddać hołd filmowi, który przeszedł do historii kina, a przy tym zapewniając graczom lubiącym tego typu rozrywkę produkcję na naprawdę dobrym poziomie, udoskonalając to, co zaoferowały nam już wcześniejsze tytuły, takie jak Dead by Daylight, Evolve czy nieszczęsny Piątek Trzynastego tego samego wydawcy.

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry

  • zmiana w asymetrii,
  • zbalansowane postacie morderców i ofiar,
  • idealne odtworzenie świata z filmu,
  • klimatyczna, a przy tym nieprzeszkadzająca w rozrywce muzyka,
  • stworzenie postaci w sposób wymagający od graczy współpracy,
  • smaczki z filmów.

Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry

  • momentami zbyt duże podobieństwo do DBD,
  • zdarzające się problemy z serwerami,
  • zbyt mała możliwość personalizacji postaci,
  • brak możliwości wspólnej rozgrywki między użytkownikami PC a konsol.

Do przygotowania recenzji otrzymaliśmy kopię gry od https://www.terminals.io

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

„The Texas Chain Saw Massacre” to gra mogąca budzić kontrowersje. Brutalna, krwawa i oddająca hołd jednemu z makabryczniejszych obrazów w historii kinematografii produkcja znajdzie tak wielu fanów lubujących się w survival horrorach w wydaniu gier typu asymetryczny multiplayer, jak i przeciwników, do których koncept tTCSM po prostu nie trafia.
Paulina Komorowska-Przybysz
Paulina Komorowska-Przybysz
Mól książkowy, marzący o wydaniu własnej książki, zapalony gracz konsolowy i planszówkowy o zapędach artystycznych i zamiłowaniu do rękodzieła. Wychowana na Gwiezdnych Wojnach, Obcym i książkach Stephena Kinga. Trochę roztrzepana, często zbyt szczera i nieustannie ciekawa świata.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„The Texas Chain Saw Massacre” to gra mogąca budzić kontrowersje. Brutalna, krwawa i oddająca hołd jednemu z makabryczniejszych obrazów w historii kinematografii produkcja znajdzie tak wielu fanów lubujących się w survival horrorach w wydaniu gier typu asymetryczny multiplayer, jak i przeciwników, do których koncept tTCSM po prostu nie trafia.Historia pewnej masakry. „The Texas Chain Saw Massacre” – recenzja gry