Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away” – recenzja gry

Jak oceniać wartość gry, która z jednej strony została stworzona po to, by wyciskać łzy z oczu graczy, a z drugiej – jako swego rodzaju komentarz wobec tak trudnego wydarzenia, jakim była II Wojna Światowa? Jak podejść do tematu bolesnej opowieści o ludzkim cierpieniu, gdy jednocześnie zderzamy się z mocno okrojoną i jednostronną wersją historii? Torn Away to tytuł tyleż kontrowersyjny, co poruszający. I na pewno nie da się przejść obok niego obojętnie.

Torn Away
Torn Away
Dziewczynka na wojennej ścieżce

Asię poznajemy w dniu ataku III Rzeszy na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, znany pod kryptonimem operacja Barbarossa. To wtedy otrzymujemy pierwszą migawkę z jej życia – jeszcze sielską, gdy towarzyszy nam radosna muzyka, a dziewczynka siedzi przy stole z rodzicami. Następna scena i właściwy początek gry, to już sierpień 1942 roku, gdy zaczyna się bitwa o Stalingrad.

I gdy zaczyna się koszmar Asi.

Dziewczynka radzi sobie z codziennością jak umie – rozmawia z zabawkami, rysuje, snuje wizje powrotu taty do domu. Ale życie pisze dla niej inny scenariusz, a nam przyjdzie wraz z nią wędrować przez śniegi i lasy, szukać jedzenia i mierzyć się z koszmarem przebywania w niemieckim obozie pracy oraz doświadczania samotności, strachu i niezrozumienia wobec świata.

Torn Away
Torn Away
Ważny przekaz

Torn Away dedykowane jest dzieciom i cywilom dotkniętym przez wojnę i z założenia podkreśla bezsensowność i bezzasadność działań militarnych. I nie da się nie zauważyć, że przedstawiciele rosyjskiego studia perelesoq postawili sobie za cel, by pokazać II Wojnę Światową jako wydarzenie, w którym żadna ze stron nie była w porządku.



Aczkolwiek stronie radzieckiej oberwało się bardziej. Bo największym symbolem zła jest oficer NKWD, zaś życie w niemieckim obozie nie jest w sumie takie najgorsze, żołnierze drugiej strony są całkiem uprzejmi, cywile pomocni, a temat faszyzmu nie pojawia się właściwie wcale.

Da się także odczytać bardzo oczywisty przekaz, że gdziekolwiek by się wojna nie działa, żyją tam takie same dzieciaki, jak wszędzie indziej. Ich pokoje są bliźniaczo podobne do naszych, ich zabawy także niczym nie różnią się od naszych zabaw. To wprawia w przygnębienie i przypomina, że tam, gdzie liczy się polityka i gdzie toczy się walka o władzę i wpływy, tam najmocniej cierpią ci, którzy nie powinni doświadczać takiego zła.

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry

Pograjmy w wojnę

Torn Away to połączenie przygodówki z grą logiczną. Zadaniem gracza jest przetrwanie w rzeczywistości pełnej niebezpieczeństw, gdzie wykończyć nas mogą dzikie zwierzęta, głód, zimno, żywioły czy upadki z wysokości. Przemierzanie świata co jakiś czas przerywane jest minigrami, takimi jak naprawienie oficerskiego buta, rozpalenie ogniska czy obszycie rękawiczki, co stanowi pewne urozmaicenie rozgrywki.

Przez większość czasu obserwujemy bohaterkę od boku i wraz z nią pokonujemy kolejne przeszkody, jednak są momenty, w których zmieniamy perspektywę na 2,5d, co także jest ciekawym urozmaiceniem. Problem jest tylko taki, że czasami, dosłownie, doprowadzało mnie to do szału. Bo te chwile, gdy obserwujemy świat oczami dziewczynki, są niekiedy tak niedopracowane, że nawet nie widzimy, co robimy. I gdybym miała wybierać – wolałabym mniej urozmaiceń i jeden typ mechaniki, ale za to maksymalnie dopieszczony.

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry

A tutaj również poruszanie się w systemie lewo-prawo potrafi zirytować, bo nie tylko brakuje mu płynności, ale i sterowanie jest mocno toporne. To na pewno zaliczyłabym do minusów Torn Away.

Jednak ta gra ma cięższe grzechy na koncie. Absolutnie największym z nich jest system zapisu.

Nie znajduję żadnego uzasadnienia dla zaproponowanego tutaj rozwiązania. To frustrujące, że potrzebujemy pokonać całą ogromną sekwencję wydarzeń, aby dojść do momentu zapisu. Dwukrotnie musiałam pilnie przerwać granie i dwukrotnie czekał mnie ból zaczynania poziomu od nowa.

Ta gra jest wystarczająco ciężka tematycznie, czy naprawdę trzeba nam jeszcze dokopywać?

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry
Pozytywne aspekty

Jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, że Torn Away to pierwsze dzieło w dorobku niewielkiego studia perelesoq. Pod kątem wizualnym jest to pięknie dopracowana produkcja, muzycznie także zachwyca, a i fabularnie zasługuje na szerszą uwagę. Owszem, gra ma swoje słabsze elementy, ale one nie odbiorą Torn Away tego, ile ciekawych rozwiązań ma w sobie, jak istotny jest jej przekaz i jak dużo emocji się tutaj kryje.

I to nie jest tak, że emocje gwarantuje nam to, co oczywiste – widoki wojny, cierpienie ludzi czy wyrwanie uroczej dziewczynki z dotychczasowego życia i wepchnięcie jej na drogę pełną bólu, rozczarowań, łez i dramatu. Ta historia poprowadzona jest tak dobrze, że potrafi zaskoczyć, wyrwać z marazmu i wstrząsnąć nawet w momentach, w których zupełnie się tego nie spodziewamy.

Myślę też, że jej długość jest idealnie dobrana, tak, abyśmy z jednej strony zatopili się w fabule, z drugiej – zbliżyli do bohaterów, a z trzeciej – nie ulegli zmęczeniu tematem.

Ta myśl przypomniała mi o jeszcze jednym ważnym aspekcie rozgrywki – bohaterach. Bo o ile wspomniałam o Asi, o tyle zapomniałam o jej wiernym towarzyszu – Rękawiczce.

A Rękawiczka to nie tylko mądry narrator, ale też nasz cudowny pomocnik. Jeżeli w którymś momencie fabuły nie wiemy, jakie kroki podjąć dalej – rzuci przydatną podpowiedzią. Jest też fenomenalnym motywatorem dla Asi, gdy ta mierzy się z kolejnymi przeszkodami i daje jej nadzieję, kiedy miałaby się ochotę poddać. Polubiłam Rękawiczkę i cieszę się, że twórcy postawili na takie właśnie rozwiązanie, zamiast, na przykład, typowego systemu podpowiedzi. Otrzymujemy bowiem pełnoprawnego bohatera, który idealnie pasuje do dziecięcego świata.

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry

Sprawy językowe

Kiedy odpaliłam Torn Away na Xbox Series X, gra automatycznie ustawiła się w trybie polskich napisów i angielskiego lektora. W połowie rozgrywki zaczęło mnie uwierać, że Rosjanie rozmawiają między sobą w obcym języku, więc pogrzebałam w ustawieniach i okazało się, iż sami twórcy rekomendują wybranie rosyjskojęzycznego audio.

I tak też zrobiłam, a wtedy doświadczenia z gry wydały mi się zwyczajnie pełniejsze i bardziej autentyczne. Taką też drogę polecam każdemu, kto sięgnie po ten tytuł.

Torn Away – finalne wrażenia

Choć omawiana gra ma swoje słabsze momenty i niedociągnięcia, uważam że zdecydowanie warto ją poznać. Stoi za nią ważny przekaz, jej warstwa audiowizualna jest fantastyczna, a fabuła wciąga. Dodatkowo, jeśli wierzyć wieściom głoszonym w sieci, jeden z jej twórców musiał opuścić rodzinny dom, gdy jego rodzice dowiedzieli się, iż stworzył grę o tak niepożądanym charakterze. To jeszcze mocniej podkreśla, z jak ważnym tytułem mamy do czynienia.

Przy czym polecam mieć na uwadze fakt, że o ile przekaz antywojenny jest oczywisty i piękny, o tyle nie szukałabym w Torn Away wyłącznie prawdy historycznej. Bo tak, jak widać, potrafi być subiektywna.

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry

piękna muzyka,

ciekawy styl graficzny,

kreacje bohaterów,

mocny przekaz,

ważna tematyka,

system podpowiedzi,

minigry.

Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry

toporne sterowanie,

system zapisu,

wybiórcze przedstawienie faktów.


Do przygotowania recenzji otrzymaliśmy kopię gry od https://game.press

Klaudyna Maciąg
Klaudyna Maciąghttps://klaudynamaciag.pl
Za dnia copywriter, wieczorami - nałogowy gracz. Widywana albo z książką pod pachą, albo z padem w dłoni. Dużo czyta, jeszcze więcej tworzy i ogląda. Uzależnienie od popkultury, piłki nożnej i żużla zdiagnozowane już ze trzy dekady temu.

Popularne w tym tygodniu

Czy rosyjskie niezależnie studio może stworzyć grę antywojenną i zrobić to dobrze? Jak widać – owszem, choć nie bez mankamentów. Tak czy inaczej – mocno "Torn Away" polecam, bo to jedna z tych gier, o których trudno zapomnieć.Wojna upomina się o dzieci. „Torn Away" – recenzja gry