Lepimy armię dla cesarza. „Terakotowa armia” – recenzja gry planszowej

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego gry Terakotowa armia do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Rebel.

Moja dotychczasowa wiedza o „terakotowej armii” opiera się na trzech, dość kruchych, filarach. Po pierwsze: kilka zdań nauczyciela historii podczas omawiania starożytnych cudów świata (i ubolewania, że ich lista jest zdecydowanie za krótka, w czym przyznaję mu rację). Po drugie: to projekt budowlany, dający bardzo duże bonusy wojskowe w serii gier Sid Meier’s Civilization VI. No i wreszcie: część kultowej serii Mumia – film Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka. Ogólnie rzecz ujmując, nie jest to dzieło wybitne, choć Brendan Fraser i Jet Li dają z siebie wszystko.

Cóż, najwyższa pora przestać być ignorantem i się nieco podszkolić.

Terakotowa armia
Terakotowa armia
Herbatka zaparzona

Szczerze zachęcam was do poczytania nieco o Pierwszym Cesarzu Qin i jego glinianych żołnierzach, choćby na (często niesłusznie pogardzanej) Wikipedii – to naprawdę ciekawa historia. Sama gra, Terakotowa armia, wprowadza w odpowiedni klimat już szatą graficzną pudełka – bardzo oszczędną, a nawet mroczną. Sprawdziłem: tak, te symbole na okładce oznaczają, w uproszczonym chińskim alfabecie, „Figury grobowe żołnierzy i koni”. Me serce się raduje, gdy widzę taką dbałość o detale.

Zaglądając do środka, znajdujemy rzecz jasna instrukcję, złożoną „na cztery” planszę, kartonik z żetonami, oraz… drugie pudełko. Choć właściwie jest to zdobiony na brzegach, wykonany z tworzywa sztucznego prostopadłościenny organizer na figurki. Zajmuje on dużo miejsca, wskutek czego woreczki z żołnierzykami (ale też na przykład te z kolorowymi podkładkami czy żetonami) są bardzo ściśnięte na pozostałej przestrzeni. Problem ten znika, gdy ułożymy terakotową armię w czterech przeznaczonych im wyżłobieniach dodatkowego etui, jednakże całość wciąż wygląda dość nieestetycznie. A wystarczyłyby dosłownie dwie, kilkucentymetrowe, kartonowe przegródki, by znacznie ułatwić zarządzanie zawartością tytułu. No cóż, skazani jesteśmy na plastikowe woreczki: mogło być gorzej.

Rozłożyłem więc planszę (ta z kolei znaczne odbiega szatą graficzną od pudełka, celując w starochińskie zdobienia, znane przede wszystkim ze scenografii hollywoodzkich blockbusterów), która przytłoczyła mnie trochę nadrukowaną na nią ilością informacji i symboli. Nie wspomnę nawet o obrotowym, dwustopniowym kole, zajmującym niemałą część obszaru. Nieco onieśmielony tworem panów Fornala i Kwapińskiego, zaparzyłem sobie zielonej herbatki i zasiadłem do lektury instrukcji.

Terakotowa armia
Terakotowa armia
To nie wszystko

A tę czyta się naprawdę przyjemnie, pomimo niemałej objętości – ponad dwudziestu stron. Spore ilustracje oraz dużo przykładów z rozgrywki sprawiły, że już po pół godzinie byłem gotowy zasiąść ze znajomymi do zabawy, a nawet wytłumaczyć im zasady. Co prawda nieco chaotycznie, ale jednak przyszło mi to z łatwością – poszczególne tryby mechanik tego tytułu zazębiają się niczym dobrze skonstruowana maszyna. Problem w tym, że to dość złożony mechanizm… nie zamierzam jednak zagłębiać się w szczegóły jego budowy, by nie psuć wam hipotetycznej rozrywki. Mimo wszystko, lepiej skupcie się na dłuższą chwilę.

Punkty zwycięstwa zdobywa się, budując dla cesarza jego Terakotową Armię (wiem, zaskoczenie). Wojowników czterech rodzajów układa się we odpowiednim miejscu na planszy w taki sposób, by tworzyli grupy. Ten z graczy, który zdominuje dane „zgromadzenie”, otrzymuje z tego tytułu największą nagrodę. Proste, prawda? Ale to nie wszystko: trzeba też liczyć się z pionkami inspektorów (premiującymi konkretne rzędy i kolumny), zdolnościami poszczególnych klas, dodatkowymi bonusami za rundę… Nie można także zapomnieć o specjalistach, którzy wpływają na całą armię i należą tak naprawdę do wszystkich graczy jednocześnie.

Terakotowa armia
Terakotowa armia

Druga strona tej chińskiej monety: skąd wziąć glinę (przypominam: terakota to wypalona glina. Popbookownik – bawi i uczy) do budowy żołnierzy? Należy umieścić swojego robotnika na zewnętrznym kole warsztatu, by otrzymać bonusy znajdujące się na wszystkich trzech kręgach. Proste, prawda? Ale to nie wszystko: w zależności od tego czy wykorzystamy rzemieślnika bądź artystę, zablokujemy pole swoim konkurentom. Za jedyne dwie monety istnieje możliwość obrotu koła (każdego w innym kierunku), a część bonusów zaczyna działać dopiero na koniec rundy.

Mało? Spokojnie, to nie wszystko. Tak naprawdę to nawet nie połowa dostępnych tu dróg zwycięstwa.

Terakotowa armia
Terakotowa armia
Pełne skupienie

Rozgrywka zajęła nam (grupie czterech osób) blisko półtorej godziny. Czas ten był wypełniony przede wszystkim… ciszą. Momentami wydawało mi się, że widzę cieniutkie strużki dymu, unoszące się z przegrzanych głów moich znajomych. Terakotowa Armia szczodrze nagradza punktami, niemal każdy rodzaj akcji jest coś warty: klucz to jednak planowanie i szukanie zależności pomiędzy poszczególnymi warstwami mechaniki. Które ulepszenie żołnierza pozwoliłoby mi osiągnąć dominację, a na które mnie stać? Czy powinienem zignorować inspektorów i skupić się na bonusach za konkretne rundy? A może lepiej zainwestować w specjalistów? Albo zwrócić większą uwagę na kolejność tur? Koniec końców, nawet najlepsza strategia będzie musiała zostać skonfliktowana ze strategiami pozostałych graczy.

Przez wszystkie pięć tur zabawy czułem się niczym wielki generał i artysta jednocześnie, starając się połączyć zdobywanie punktów zwycięstwa poprzez budowę armii, oraz przeszkadzanie w planach moim znajomym. W swej złożoności i systemie nagród tytuł ten bardzo przypomina mi Teotihuacan, choć muszę przyznać, że dzieło panów Fornala i Kwapińskiego dużo bardziej przypadło mi do gustu. Zarówno pod względem estetycznym, jak i mechanicznym.

Lepimy armię dla cesarza. „Terakotowa armia” – recenzja gry planszowejTytuł: Terakotowa armia

Liczba graczy: 2 – 4

Czas gry: 90 – 120 min.

Wiek: 14+

Wydawnictwo: Rebel

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Wielowymiarowa strategia, która mimo wszystko nie straszy, a zachęca swoją złożonością. Pamiętajcie, by nie zwlekać zbytnio z budową terakotowej armii – glina bardzo szybko wysycha!
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Wielowymiarowa strategia, która mimo wszystko nie straszy, a zachęca swoją złożonością. Pamiętajcie, by nie zwlekać zbytnio z budową terakotowej armii – glina bardzo szybko wysycha!Lepimy armię dla cesarza. „Terakotowa armia” – recenzja gry planszowej