Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu

-

Zbliżasz się do pięćdziesiątki? Jeździsz starym i zniszczonym sportowym wozem? Nadal słuchasz rocka z lat osiemdziesiątych? W życiu ci nie wyszło? Obudź w sobie kobrę, uderz pierwszy i bez litości podążaj do celu, a może jeszcze uda ci się osiągnąć sukces.

Cobra Kai ujrzało światło dzienne w 2018 roku i na arenie międzynarodowej przeszło bez echa. Serial stworzony dla platformy YouTube Red przeznaczony był głównie dla rynku amerykańskiego i tam też miał swoją promocję. I chociaż Cobra Kai doczekało się dwóch sezonów, to dla polskiego widza seria raczej nie istniała, zmieniło się to w 2020 roku, kiedy Netflix ogłosił przejęcie produkcji i nakręcenie kolejnych epizodów. Tym samym wcześniejsze odcinki trafiły na platformę 28 sierpnia.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu

Kilka miesięcy przed ponowną premierą serialu, która znów nie jest w żaden sposób reklamowana, a jeśli to bardzo niemrawo, Netflix postanowił dać szansę swoim widzom na odświeżenie sobie filmu Karate Kid z 1984 roku. Co uważam za świetny ruch z ich strony, bo oglądanie Cobra Kai bez tej historycznej już wiedzy, mija się nieco z celem, a sam serial traci na swojej niesamowitości.

Warto dodać, że w rolę Daniela LaRusso znów wciela się Ralph Macchino, a jako Johnny Lawrence powraca William Zabka (również producent serial). Oczywiście bez nich Cobra Kai nie byłoby tym, czym jest, bo aktorzy mają między sobą tę niepowtarzalną chemię rywalizacji.

Odwrócenie ról

Serial nie bez powodu nazywa się Cobra Kai, czyli tak jak pamiętne dojo dla bogatych dzieciaków, w którym pupilem był młody Johnny. Historia kręci się wokół jego nieudanego życia. Twórcy skorzystali z utartego schematu i stworzyli z dorosłych bohaterów przeciwwagi, ale postanowili nieco namieszać.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu

Johnny spartaczył swoje życie, nie pomogły mu pieniądze rodziców, ale oczywiście za całe zło świata obwinia przegraną w zawodach z LaRusso. Z kolei Daniel zostaje pokazany jako człowiek sukcesu: piękna żona, urocze dzieciaki, luksusowy dom i świetnie prosperujący biznes. Ale czy aby na pewno wszystko jest tak cudowne?

Żaden z panów nie dostrzega, że teraz zajmuje miejsce tego drugiego z przeszłości. Ich przypadkowe spotkania powodują odnowienie dawnej rywalizacji i niechęci, a fakt, że Johnny postanawia otworzyć w mieście dojo, oczywiście nazywa je Cobra Kai i przyjmuje jego stare motto, którego wyuczył go sensei Kreese (Martin Kove), dolewa tylko oliwy do ognia. Bo Daniel nie może znieść tego, że zamiast dobrego karate, dzieciaki są uczone w myśl zasady strike first, strike hard, no mercy.

Co ciekawe, wraz ze zmianą pozycji społecznej bohaterów, zmienił się ich dobór uczniów. Ale też to, przez jakie okulary patrzą na życie i jak oceniają to, co ich otacza.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu
Krzywa życia Johnnego — sezon 1

Pierwszy sezon serialu bardziej skupia się na życiu Johnny’ego. Dość oczywisty zabieg, biorąc pod uwagę tytuł Cobra Kai. W tym wszystkim (a dziesięć trzydziestominutowych odcinków to nie jest wiele) znalazło się miejsce na pokazanie tego, jak życie ukształtowało Lawrence’a. Dostajemy wycinki z lat jego młodości, wgląd w sytuację rodzinną, a nawet historię znaną z Karate Kida pokazaną z jego perspektywy. Serial uczy nas tego, czego film z lat osiemdziesiątych nie miał szans: życie nie jest czarne albo białe, życie jest szare, a ocena sytuacji często „zależy”.

Sezon pierwszy to pewna druga szansa i uczłowieczenie tego złego. Ale też zmuszenie widza do myślenia, bo kiedy ja oglądałam Karate Kida będąc małą dziewczynką, zdecydowanie miałam podejście zerojedynkowe do bohaterów. Kibicujemy Danielowi, więc Johnny musiał być tym złym. Cobra Kai naprawia ten błąd, pokazując mi, teraz doświadczonej kobiecie, że nie widziałam wcześniej bardzo wielu rzeczy, bo i twórcy nigdy nie wpadli na pomysł, żeby je pokazać. 

I to jest ta równowaga, o której dużo usłyszymy z ust dorosłego LaRusso.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu
Nieidealne życie Daniela — sezon 2

Drugi sezon serialu zaczyna się skupiać nieco bardziej na życiu Daniela i jego rodziny, która ukrywa się pod płaszczykiem takiej idealnej komórki społecznej. Z jednej strony jest to całkiem realny płaszczyk, ale z drugiej ma trochę dziur do załatania.

Przy czym Cobra Kai nigdy nie wchodzi aż tak głęboko w bohatera jak było to w przypadku Johnny’ego — nie musi. Zrobił to wcześniej Karate Kid, więc teraz raczej skupia się na tu i teraz niż na przeszłości. Pokazuje natomiast brak mentora, jakim był pan Miyagi.

Drugi sezon wypada też słabiej z powodu próby balansowania między Lawrencem a LaRusso. Ta część, w której mamy nauki Cobra Kai, credo dojo i pewien kult siły, sprawdza się bardzo dobrze. Ale kiedy porównamy nietypowy trening wykreowany jeszcze przez pana Miyagi, próbę stworzenia przez Daniela dojo z grupą uczniów, to wypada to niezwykle nijako, a nawet wymuszenie. Nie ma w tym równowagi, dlatego w środku sezonu zaczyna być nudno.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu

Krótkie odcinki pomagają, bo nawet te gorsze epizody nie dłużą się w nieskończoność — pochłaniałam je nadal bardzo szybko. Zdecydowanie warto też poczekać na finał, żeby z niecierpliwością oczekiwać na sezon trzeci. Ten cliffhanger!

Sentymentalna gra na emocjach

Wspominałam już, że Karate Kida oglądałam będąc dzieckiem. To film mojej młodości obok takich hitów, jak Powrót do przyszłości, Wilczek czy Potężne Kaczory. Ale po mniej więcej dwudziestu latach, trzeba skonfrontować miłe wspomnienia z rzeczywistą jakością “dzieła”. Karate Kid nie zestarzał się aż tak bardzo źle, nadal da się to oglądać, oczywiście z poprawką na lata osiemdziesiąte. Powtórkowy seans przekonał mnie też, że remake z 2010 roku był zupełnie niepotrzebny.

Dlaczego warto obejrzeć Karate Kid przed Cobra Kai? Twórcy uznali, że w serialu puszczą do nas kilka oczek, przypomną nam wewnętrzne żarciki (albo stworzą kilka nowych) i zagrają na tej sentymentalnej nucie. Mnie kupili.

Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu
Kadr z serialu

Tutaj niestety pojawia się też problem odbioru serialu. Cobra Kai zbiera dobre oceny i jeśli jest gdzieś omawiana, to raczej w pozytywnym świetle. Ale grono odbiorców nie wydaje się być duże, bo YT Red (teraz zdaje się YT Originals) nigdy, jako platforma serialowa, nie zaistniał. Trudno też ocenić, na ile serial może zainteresować młodego widza — ci starsi, tak jak ja, przyjdą kierowani wspomnieniami.

Sama widzę dla serialu szansę teraz, kiedy został wykupiony przez Netflix. Jednocześnie mam obawę przed tym trzecim sezonem, który (z tego samego powodu) może wypaść różnie.

Słowo na zakończenie

Czym wyróżnia się Cobra Kai? Postaciami. Daniel i Johnny dostali bardzo dużo poziomów. Starsi o trzydzieści cztery lata, nie są już nastolatkami, którzy walczą o względy dziewczyny, a ich być albo nie być nie kończy się na macie. W pewnym stopniu. Serial pokazuje większą złożoność relacji i stanowi mocne rozwinięcie tej błahej historii sprzed lat. Nie pozwala też o niej zapomnieć, bo sami bohaterowie mają z tym problem.

Bardzo podoba mi się to, co zrobiono z Johnnym, który z bogatego dzieciaka stał się niekoniecznie dojrzałym, ale na pewno dorosłym facetem z problemami. I po dwóch sezonach widzę duży potencjał na rozwijanie kolejnych warstw jego postaci. Netflix, nie zepsuj tego!

https://www.youtube.com/watch?v=_NcQZemS0JA

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Zdecydowanie polecam. Idealny serial na nadchodzące jesienne wieczory.
Iwona Borkowska
Iwona Borkowskahttps://iwonamagdalena.pl/
Kobieta na emigracji. Mówi o sobie, że jest Gryzipiórką, bo nieustannie próbuje pisać. Czyta od kiedy skończyła 5 lat, najczęściej fantastykę. Ulubiona zabawa z dzieciństwa to szkoła i pisanie literek (chyba coś jej z tego zostało). Miała być dziennikarzem lub pracować w wydawnictwie — nie wyszło. Czasami stawia tarorta i chociaż bywa, że się sprawdza, to stwierdza, że jest z niej World Worst Witch. Nie może mieć czarnego kota, bo ma alergię (na wszystkie koty). Po godzinach udaje, że zna się na k-dramach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Zdecydowanie polecam. Idealny serial na nadchodzące jesienne wieczory.Strike first, strike hard, no mercy. „Cobra Kai” — recenzja serialu