Spluwa do kabury i jazda! – rzecz o serialu „Synowie Anarchii”

-

Kurt Sutter miał wizję. Wymyślił serial o gangu motocyklistów, którzy działają poza prawem. Czy wykorzystał modę na produkcje o kryminalistach, zapoczątkowaną przez Dextera? Nie mnie oceniać, ale jedno jest pewne Synowie Anarchii do dziś (mimo iż produkcja zakończyła się pięć lat temu) mają rzesze fanów na całym świecie!
Witaj w Charming

Dzięki temu, że w styczniu SoA zadebiutowali na polskim Netflixie, mogłam sobie odświeżyć wszystkie sezony. Zrobiłam to z ogromną radością – w końcu to jeden z moich ulubionych seriali. Już podczas oglądania pilota szczerze się zdziwiłam, jak dużo z pobocznych wydarzeń udało mi się zapomnieć. Czuję się jednak usprawiedliwiona, pierwszy odcinek miał premierę w 2008 roku.

Charming, czyli kalifornijskie miasto, w którym w znacznej większości toczy się akcja produkcji, przywitało mnie w iście sonsowym stylu. Jest to miejsce szczególne ze względu na swój hermetyzm i ogólną niechęć do wprowadzania zmian oraz innowacji. Widz ma wrażenie jakby czas się tu zatrzymał. Dzięki temu doskonale wczuwamy się w klimat, jak również wybaczamy niektóre fabularne niedociągnięcia.

Już na samym początku zaobserwowałam nacisk, jaki Sutter kładzie na relacje między protagonistami (o ile możemy ich tak nazwać). Mimo upływu lat, wciąż nie potrafię wyjść z podziwu, jak dobrze udało się scenarzystom wykreować wszystkich bohaterów (co nieco kuleje to w Mayans M.C.). Każdy z nich jest na tyle charakterystyczny, że już po pierwszym odcinku wiemy, kim są i co sobą reprezentuje. Znamy ich motywacje oraz podstawowy background.

Spluwa do kabury i jazda! – rzecz o serialu „Synowie Anarchii”
Kadr z serialu „Synowie Anarchii”
Rodzina jest najważniejsza

Gang Synowie Anarchii został założony przez weteranów wojny w Wietnamie, których połączyła szczególna więź, jaką określamy mianem braterstwa broni. Ponieważ mężczyźni ci czuli się porzuceni przez własne państwo (kto zna historię drugiego konfliktu indochińskiego, ten wie, o czym mówię), postanowili zadbać sami o siebie i wspólnie się wspierać. Idea była piękna, tylko wykonanie… No niezbyt zgodne z literą prawa.

Kardynalną zasadą obowiązującą członków gangu jest stawianie rodziny ponad wszystkim. Przy czym przez rodzinę nie rozumiemy tylko swoich bliskich, ale też pozostałych sonsów i ich krewnych. Ta zasada niejednokrotnie doprowadzi do wielu konfliktów, powstania dysonansów poznawczych oraz dylematów moralnych. Przy czym muszę podkreślić, że Sutter to twórca bardzo konsekwentny i świadomy, u którego jedno wynika z drugiego. Jest to walor rzadko spotykany w serialach amerykańskich.

Spluwa do kabury i jazda! – rzecz o serialu „Synowie Anarchii”
Kadr z serialu „Synowie Anarchii”
Posiłek zbilansowany

Synów Anarchii cenię przede wszystkim za przyjazną dla odbiorcy formę. Owszem, scenarzyści dbają o to, byśmy jako widzowie doświadczyli całego wachlarza emocji (od euforii po głęboką żałobę, a nawet obrzydzenie), jednak umiejętnie równoważą poszczególne elementy, dzięki czemu nigdy nie poczujemy się przytłoczeni. Każde ogniwo doskonale pasuje do układanki. Skoro produkcja opowiada historię konkretnej grupy społecznej, całe tło zbudowane wokół członków Samcro musi być odpowiednio do niej dopasowane. No i tak właśnie jest. Nie chodzi mi oczywiście wyłącznie o główną linię fabularną czy kostiumy oraz scenografię. U Suttera każdy bohater wysławia się w charakterystyczny sposób, ma inne poczucie humoru.  Przy czym zarówno protagoniści, jak i antagoniści są zwykłymi ludźmi odnoszącymi porażki i sukcesy. Życie przestępcy w dwudziestym pierwszym wieku nie jest przecież tak proste, jakim mogłoby się wydawać.

Spluwa do kabury i jazda! – rzecz o serialu „Synowie Anarchii”
Kadr z serialu „Synowie Anarchii”
Ich da się lubić

Na osobny akapit w przypadku Synów Anarchii zasługują też wszyscy przeciwnicy naszych motocyklistów. W tym serialu nie ma miejsca na podział wyłącznie na czarne i białe persony. Antagoniści, podobnie jak protagoniści, zostali wykreowani przez scenarzystów w sposób kompleksowy. Walka o wpływy między Samcro, Majami, Dziewiątkami czy neonazistami przypomina skomplikowaną rozgrywkę polityczną, w której sieć sojuszy i koalicji niejednokrotnie wymusza na bohaterach kreatywność i poszukiwanie nowych – często wcześniej niedostępnych – rozwiązań. W tym fachu trzeba po prostu mieć głowę na karku, korzystać ze szczęścia i być przygotowanym na możliwość odniesienia porażki. Jak to mówią, raz na wozie, raz pod wozem.

Spluwa do kabury i jazda! – rzecz o serialu „Synowie Anarchii”
Jakub Ćwiek w kamizelce Nomada i Wiktoria Mierzwińska na spotkaniu autorskim w 2012 roku
Siła fandomu

Synowie Anarchii są w Stanach Zjednoczonych niezwykle popularnym serialem. Ludzie zrzeszają się w fanowskich grupach, zakładają stowarzyszenia, a nawet własne oddziały gangu. Jeśli chodzi o nasze rodzime poletko, to z pewnością niektórzy pamiętają czasy, kiedy Jakub Ćwiek hasał po konwentach i spotkaniach autorskich w kamizelce nomada (czyli członka Synów Anarchii niezrzeszonego w żadnej konkretnej komórce). Wróćmy jednak do meritum.

Kurt Sutter, po zakończeniu Synów Anarchii, postanowił spróbować swoich sił w zupełnie innej produkcji. Tak powstał Posłaniec gniewu (ang. The Bastard Executioner), w którym gościnnie pojawił się Ed Sheeran (swojego czasu było o tym głośno w sieci). Niestety serial nie został choćby w jednej trzeciej tak dobrze przyjęty, jak najsłynniejszy projekt twórcy. Ponadto fani naciskali Suttera tak mocno do powrotu do Synów Anarchii, że scenarzysta nie miał wyjścia i postanowił dalej eksploatować uniwersum Samcro. Tak właśnie powstał serial Mayans M.C., którego wydarzenia rozgrywają się cztery lata po finale sonsów. Czy wyszło mu to na dobre? Póki co jestem optymistycznie nastawiona.

Wiktoria Mierzwińska
Wiktoria Mierzwińska
Crazy dog lady zakochana w Batmanie. Czyta dużo, nałogowo ogląda seriale i nie może żyć bez herbaty, czekolady i żółtego sera.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu