Przyjemnie było palić. „451° Fahrenheita” – recenzja książki

-

Przyjemnie było palić – takim właśnie zdaniem rozpoczyna się powieść Raya Bradbury’ego. Główny bohater nie urodził się opozycjonistą ani wywrotowcem. Długo stanowił jeden z wielu trybików maszyny ogłupiającej społeczeństwo.

Bodaj najbardziej kontrowersyjnym fragmentem Państwa Platona jest ten, w którym starożytny filozof postuluje wygnanie poetów z państwa idealnego. Dziś taka wizja nie kojarzy się z utopią, lecz raczej z dystopią lub, gorzej jeszcze, z państwem totalitarnym (co wypomniał Grekowi na przykład Aleksander Wat w Ciemnym świecidle). Mimo to w historii ludzkości raz na jakiś czas ktoś dochodzi do wniosku, że poeci – a mówiąc szerzej, literaci i artyści w ogóle – to podejrzane typki, wichrzyciele, burzyciele porządku społecznego, siewcy idei oderwanych od prostego tu i teraz. A skutki takiej konkluzji zwykle są opłakane.

Ogień, który pożera

Strach Raya Bradbury’ego przed paleniem książek był silnie ugruntowany i miał realne podstawy. Wielkie wrażenie wywarło na pisarzu, kiedy w młodości usłyszał o takich wydarzeniach, jak pożar Biblioteki Aleksandryjskiej, a także o niszczeniu literatury przez nazistów czy o Stalinowskim Wielkim Terrorze. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że autor mógł obserwować rozwój makkartyzmu i początek zimnej wojny, a przy okazji doświadczył złotej ery radia i telewizji.

Wszystkie te doświadczenia złożyły się na 451° Fahrenheita – powieść o społeczeństwie, w którym posiadanie książek jest zakazane, a strażacy nie zajmują się już gaszeniem pożarów (te wyeliminowano technologicznie dzięki niepalnym budynkom), lecz właśnie – usuwaniem dzieł literatury. Tymczasem ludzie żyją ogłupieni nieustannym jazgotem radiowym i telewizyjnym, adrenaliną i zalewem gigantycznej ilości bzdurnych, nieistotnych informacji. Sprawia to, że nie mają czasu na tak proste rzeczy, jak szczere relacje z najbliższymi czy wręcz chwile zadumy nad sobą i światem.

Ogień, który oczyszcza

Ale 451° Fahrenheita to nie tylko wizja społeczeństwa, które odrzuciło różnorodność i wolność samodzielnego myślenia – to także wyraz lęku przed wojną. Przerażenie bronią nuklearną oraz wyścigiem zbrojeń zaowocowało opisami co rusz przelatujących nad głowami bohaterów odrzutowców i bombowców. Kto walczy? Z kim? Nie wiadomo. Autor ogranicza się do porównania ludzkości do feniksa, który raz na jakiś czas sam siebie spala, po czym odradza się – lecz feniks nie pełni tu roli symbolu nadziei i odrodzenia, a raczej gorzkiego, przeklętego cyklu, popełniania wciąż tych samych błędów. Mimo to Bradbury wyraża nadzieję, że w końcu pewnego dnia ludzkość się opamięta – a wtedy uzdrowicielską i zbawczą moc będzie miała właśnie cudem przechowana literatura.

Powieściowy Guy Montag jest jednym ze strażaków – tych pełniących nową, straszną rolę cenzorów. Jest też – jak wskazuje jego imię – takim trochę everymanem. Nie otrząsnął się z szaleństwa współczesności dzięki jakimś wyjątkowym talentom, cechom czy zaletom, pomogły mu w tym rozmowy z sąsiadką, młodą Clarisse. Dopiero to (oraz incydent z udziałem jego żony, Mildred) sprawiło, że zaczął kwestionować własne życie i układ społeczny. Do końca powieści pozostaje jednak bohaterem zagubionym, błądzącym, potrzebującym coraz to nowych przewodników, swoistych akuszerów wolnego myślenia.

Ogień, który płonie wiecznie

Bradbury uwodzi czytelnika pięknym stylem literackim i umiejętnym budowaniem atmosfery. Z jednej strony zachwyca plastyczność opisów (a kiedy trzeba – przeraża lub przyprawia o smutek), z drugiej zaś łatwo wyłowić z powieści wiele chwytliwych bons mots. Porażające efekty daje przeplatanie cytatów z Pisma Świętego z rytmiczną, głupawą reklamą środka do płukania ust. Rozmowa Montaga z Beattym to scena iście lucyferycznego kuszenia, polemiki z samym ojcem kłamstwa. Powiedzieć, że 451° Fahrenheita to dobrze napisana książka, to jak nic nie powiedzieć.

Czy się jednak ta powieść nie zestarzała? Czy demony straszące ludzi w latach 50. ubiegłego wieku są równie straszne dla współczesnego człowieka? Bradbury na przykład gloryfikuje literaturę, a diabolizuje środki masowego przekazu, choć na logikę nie każda książka jest bezwzględnie warta przeczytania i nie każdy program w telewizji – ogłupiający. Jeśli jednak potraktujemy paloną przez strażaków literaturę jako metonimię wolnego myślenia, wkrótce okaże się, że 451° Fahrenheita traktuje o uniwersaliach, także dzięki temu, że nie osadza akcji ani w konkretnym miejscu, ani konkretnym czasie.

Przyjemnie było palić. „451° Fahrenheita” – recenzja książki

Przyjemnie było palić. „451° Fahrenheita” – recenzja książki

 

 

Tytuł: 451° Fahrenheita

Autor: Ray Bradbury

Wydawnictwo: MAG

Liczba stron: 176

ISBN: 9788374809221

Anna Jakubowska
Anna Jakubowska
Filolog, edytor, publicystka, mól książkowy, gamer, RPG-ówka - kolejność przypadkowa. Zacięta narratywistka, święcie przekonana, że życie to opowieści, a opowieści to życie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu