Forma ponad treścią. „Wszechksięga” – recenzja komiksu

0
Początkowo Na początku była pustka. Aż przyszedł czas, gdy Narrator napisał pierwsze słowo. Po czym je skreślił, albowiem nawet bóg może się pomylić.

Tymi słowy zaczyna się Wszechksięga, nietypowy komiks autorstwa Tomasza „Spella” Grządzieli –twórcy znanego także ze Stripfielda, Ostatniego przystanku, Przygód Stasia i Złej Nogi (a mnie osobiście do dziś zachwyca punkowo-bubblegumowa okładka, którą narysował kiedyś dla „Smokopolitana”). Czytelnik zapoznaje się ze streszczeniem (nieco wybrakowanym, na co wskazują „ślady” po „wyrwanych” stronach) historii dziejów, od stworzenia począwszy, by przejść do opowieści o królu Fulgrimie i jego podupadającym królestwie. Okazuje się bowiem, że świat stał się zbyt mały, poddani zbyt liczni, a zapasy żywności kurczą się w zastraszającym tempie.

Fabuła Wszechksięgi, choć dowcipna i na swój sposób wciągająca, nie stanowi jej głównego atutu. Ba, można by wręcz pokusić się o zarzut, że zakończenie nie należy do najbardziej fascynujących. Udało się za to wykreować kilka ciekawych postaci – porywczego tyrana Fulgrima, sympatycznego gwardzistę Muriela czy depresyjnego mędrca Alabastra. Nie zmienia to jednak faktu, że Wszechksięga wydaje się jednym z tych komiksów, które są bardziej do oglądania niż czytania – i nie jest to właściwie zarzut.

Jak z (namalowanego przez mnicha) obrazka

O tym, jak nietuzinkowym stylem cechują się rysunki Spella, przekonał się każdy, kto choć raz je widział. Co więcej, udało się go tym razem połączyć z inspiracjami ze sztuki średniowiecznej, w tym rękopiśmiennych miniatur. Ba, znalazło się też miejsce dla dekoracyjnych inicjałów, bordiur, floratur, a nawet ozdobnych, tańczących szkielecików (danse macabre pełną gębą) – w końcu ma być mediewalnie. Dochodzi do tego specyficzna paleta kolorów i liczne detale, które ożywiają kadry. Te ostatnie zaś, zgodnie z tematem komiksu, często pękają w szwach, bynajmniej nie można twórcy zarzucić horror vacui – lęku przed pustą przestrzenią. Strony skomponowano, nie żałując miejsca na marginesy czy nawet przerwy między kadrami. Oczy mają gdzie odpocząć.

Na osobną uwagę zasługuje liternictwo. Główny użyty w składzie font – kanciasty, jednoelementowy, bez wątpienia współczesny –w przewrotny sposób kojarzy się tak z minuskułą karolińską, jak i ze stylem Spella właśnie. Brawa dla Dymkołamaczy.

Wszechksięga to ładnie wydany tom. Duży; w twardej oprawie z delikatnym, filigranowym tłoczeniem; drukowany na grubym, lekko szarym papierze (ale nie bójcie się, kolory wyglądają bardzo dobrze, a tam, gdzie ma być biało, jest biało). To wydane z pełną dbałością o szczegóły cacko, które powinno zadowolić kolekcjonerów.

Ładnie i ambitnie

Najnowszy komiks Spella to ambitne przedsięwzięcie graficzne; nie przesadzę chyba, gdy napiszę, że zakrawa na projekt kongenialny, gdzie warstwa wizualna i treść zgadzają się ze sobą nawzajem. To także przyjemna i lekka lektura, nawet jeśli – jak już wspomniałam – fabularnie pozostawia pewien niedosyt. Ostatecznie jednak nie sądzę, aby fani komiksu mieli czuć się zawiedzeni, sięgnąwszy po tę pozycję.

Forma ponad treścią. „Wszechksięga” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Wszechksięga
Autorzy: Tomasz „Spell” Grządziela
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Liczba stron: 92
ISBN: 978-83-64638-82-4