Przeżyjmy to jeszcze raz. „Pewnego razu w… Hollywood. Powieść” – recenzja książki

-

Quentin Tarantino to postać, jaka stała się marką i symbolem dobrego kina. Pewnego razu w… Hollywood był z kolei filmem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, zarówno pod względem klimatu, jak i nietuzinkowej fabuły. Reżyser zdecydował się jednak wydać pierwszą w swojej karierze książkę o tym samym tytule. Czyżby czegoś jeszcze nie pokazał na ekranie?
W rolach głównych

Hollywood, końcówka lat 60. XX wieku. Kraina niespełnionych marzeń, wielkich karier, frustracji i alkoholu. Rejon działań przerażającego Charlesa Mansona wraz z wyznawcami, ale także miejsce rozkwitu amerykańskiego snu Romana Polańskiego. Poznajemy tu Ricka Daltona, niegdysiejszą gwiazdę serialu telewizyjnego, którego najlepszy czas już przeminął. Teraz mężczyzna zdobywa głównie role czarnych charakterów w niskobudżetowych filmach, a swoją frustrację topi w litrach whisky. U jego boku wiernie stoi Cliff Booth, kaskader. Oprócz pełnienia funkcji dublera Daltona, jest on także jego szoferem i przyjacielem. Bardzo jednak prawdopodobne, że ma na koncie minimum jedno morderstwo. W tle historii przewija się również śliczna Teksanka, Sharon Tate – gwiazda filmowa u szczytu kariery, mieszkająca w pięknej rezydencji, wraz ze swoim mężem, ambitnym Romanem Polańskim. Zza krzaków bohaterom przygląda się też wspomniany już wcześniej Charles Manson, którego słowom przysłuchuje się mała armia otępionej narkotykami młodzieży.

>> Polecamy: Nostalgiczny Tarantino. „Pewnego razu… w Hollywood” – recenzja filmu <<
Scenariusz

Film Pewnego razu w… Hollywood jest w mojej opinii świetny. Idealnie oddaje klimat dawnego Los Angeles, a przy okazji bawi się konwencją i burzy schematy, jak to ma w zwyczaju jego reżyser. Czy jednak książka na jego podstawie jest po prostu fabularnym zapisem scenariusza? Okazuje się, że nie. Dostajemy tu powieść, która nie tylko wciąga zupełnie innym punktem widzenia na przedstawioną historię, ale też odpowiada na pytania, jakie mogły narodzić się w trakcie seansu. Czy Booth faktycznie jest winien morderstwa? Co stało się z jego żoną? Dlaczego Bruce Lee przegrał w starciu ze zwykłym kaskaderem? Z czego wynikają problemy psychiczne Ricka Daltona? Odpowiedzi na te wszystkie zagadki znajdziemy w książce. Jakby tego było mało, Tarantino zaskakuje (znowu!), buduje nowe wątki, wprowadza nowe postaci, pogłębia te już znane. Ogółem rzecz biorąc, Pewnego razu w… Hollywood. Powieść okazała się być czymś zupełnie innym niż się spodziewałem.

Reżyseria

Czy Tarantino jest dobrym pisarzem? Do książki podszedłem z ogromnym dystansem, muszę jednak przyznać, że… tak! Moje obawy wzbudziło ogromne nazwisko reżysera na okładce. Rozmiar czcionki przyćmiewa nawet sam tytuł. Wygląda to na próbę promocji wydania głównie za pomocą osoby autora. Jeśli jednak taki zabieg marketingowców nas nie zrazi, w środku znajdziemy naprawdę zgrabną powieść! Do tego oprawie nie można odmówić estetyki. Klimatem nawiązuje ona do kryminałów właśnie z początków lat 70. Bardzo  „filmowa” okładka z pewnością stanie się ozdobą półki.

Nieco irytującym zabiegiem był dla mnie wybór czasu teraźniejszego w narracji, da się jednak do niego przyzwyczaić. Z każdej kartki tej powieści wylewa się miłość autora do kultury popularnej, w tym przypadku amerykańskich lat 60. Same nazwiska wspomnianych aktorów, reżyserów, piosenkarzy wystarczyłyby do zapełnienia małej encyklopedii. Do tego należy doliczyć też mnóstwo utworów muzycznych, które Tarantino przytacza. Polecam w każdym takim momencie włączyć daną piosenkę w tle. Zapewnicie sobie niesamowite doświadczenie, płynące z dalszej lektury.

>> Polecamy: TOP 5 filmów Quentina Tarantino <<
Niepotrzebny cliffhanger

Największym zaskoczeniem jest jednak fakt, że historia przedstawiona w książce różni się od tej filmowej. Powieść Tarantino to nie przeniesienie scenariusza na kartki, ale właściwie niezależnym tworem, co staje się jasne dopiero pod sam jej koniec. Już wcześniej dało się wyczuć pewne subtelne różnice, inną kolejność wydarzeń. Jeśli ktoś z czytelników widział film, wie pewnie, że końcówka stanowi istny wybuch atomowy, a ostatnia sekwencja scen wbija w fotel i jest niezaprzeczalną kulminacją filmu. W książce reżyser/pisarz postanowił rzecz skończyć zgoła inaczej. Na pewno osiągnął on efekt zaskoczenia, nie jestem jednak pewny, czy był to dobry zabieg. Ja czuję niedosyt. Zbyt dużo wątków zostało bowiem zupełnie porzuconych. Ostatnie kilkadziesiąt stron skupia się jedynie na postaci Ricka Daltona. Cliff Booth oraz wątek Mansona zostają porzucone w samym środku akcji. Sprawia to wrażenie nagłego urwania dużej części historii. Tarantino na pewno chciał zaskoczyć czytelników, przy okazji jednak wydaje się, jakby oddał nam niekompletny produkt.

Reżyser, pisarz, aktor… co jeszcze?

Podsumowując, książka jest świetna. Nie ma co się bawić w subtelności – Tarantino wykazał się po raz kolejny, tym razem jako utalentowany pisarz. Pewnego razu w… Hollywood. Powieść to pełna zaskoczeń fabuła, głęboki obraz psychologiczny bohaterów, a do tego idealnie uzupełnienie filmu o tym samym tytule (chociaż z innym zakończeniem). Jednym minusem jest tutaj dla mnie urwana w przypadku kilku postaci historia. Poza tym jednak, Tarantino spisał się na medal.

Przeżyjmy to jeszcze raz. „Pewnego razu w... Hollywood. Powieść” – recenzja książki

 

Tytuł: Pewnego razu w… Hollywood. Powieść

Autor: Quentin Tarantino

Liczba stron: 432

Wydawnictwo: Marginesy

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Pełna zaskoczeń powieść, przenosząca nas do kolorowych amerykańskich lat 60. Bez obaw! Ta powieść to zupełnie co innego niż film.
Piotr Tomczuk
Piotr Tomczuk
Futbolista amerykański, jeździec, bokser i podróżnik na część etatu. W wolnych chwilach czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce, nadrabia klasyki światowego kina i spędza godziny na próbach poznania najlepszych historii, które stworzyła kultura popularna. Miłośnik wszystkiego, co amerykańskie - znany też jako the Polish Cowboy.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Pełna zaskoczeń powieść, przenosząca nas do kolorowych amerykańskich lat 60. Bez obaw! Ta powieść to zupełnie co innego niż film.Przeżyjmy to jeszcze raz. „Pewnego razu w... Hollywood. Powieść” – recenzja książki