Podsycanie obsesji. „Murder Park” – recenzja książki

-

Tak! Jawnie i odważnie przyznaje się, że jestem wielką fanką wszystkiego co mroczne, złe, niegodziwe oraz przerażające. Jest to w moim przypadku czysty masochizm, ponieważ jednocześnie się tych tematów boję. Ale co to za życie bez odrobiny strachu? Uwielbiam ten dreszczyk emocji i ściskanie w dołku. Nikt przecież nie mówił, że jestem normalna. Jednak, jeśli wprowadzicie mnie do ciemnego lasu i zostawicie samą – zemsta będzie sroga. Uzależnienie rośnie z każdym obejrzanym filmem, ale prym wiedzie literatura. Ach ta wyobraźnia! Stephen King to mój najlepszy kumpel. Do tego dorzućcie zamiłowanie do nawiedzonych miejsc i już wiecie, dlaczego musiałam przeczytać Murder Park Jonasa Winnera.

Czy tylko ja mam pociąg do opuszczonych parków rozrywki? Zardzewiały diabelski młyn, zapomniane samochodziki, strzelnice bez tarcz… Pan Winner chyba wszedł mi do głowy i stwierdził: „Hmmm… twoje życzenie jest dla mnie rozkazem!”. Stworzył naprawdę ciekawą powieść, która na długo zostanie w mojej pamięci.

 

Trochę fabuły

Zodiac Island to opuszczona wyspa, po której hula wiatr i nikt się już tam nie zapuszcza. A szkoda, bo koncepcja dwunastu fragmentów parku rozrywki, gdzie każdemu odpowiada jeden znak zodiaku, brzmi zachęcająco. Jednak zbrodnie maniakalnego mordercy spowodowały, że został zamknięty, przekształcając się w pomnik pamięci po zbrodniach. Po dwudziestu latach bramy stają otworem, a nieliczna, dwunastoosobowa grupa szczęśliwców będzie miała szansę spędzić weekend na wyspie. To wybrani przez Ruperta Levina, managera, ludzie ze świata mediów oraz pamiętających, co się kiedyś tutaj działo. Każdy z nich ma inny znak zodiaku oraz jest jakoś powiązany z dawnymi wydarzeniami. Tuż po tym, jak przybywają na wyspę, zerwana zostaje łączność ze światem zewnętrznym, wiatr hula, sztorm szaleje i zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Czy morderca wrócił żeby znowu zabijać? A może to tylko wytwory wyobraźni zebranych tam ludzi?

Podczas czytania skakałam jak kauczukowa piłeczka, która została wprawiona w ruch. Kolejne strony śmigały, a ja coraz bardziej wciągałam się w opisaną historię. Powieść rozpoczyna wywiad przeprowadzony z Paulem, młodym dziennikarzem, który znajduje się w udającej się na wyspę grupie. I już od tego momentu zaczyna się spirala szaleństwa. Dawne zbrodnie mają pomóc w promocji. Na wyspie powstał swoisty skansen najsławniejszych morderców, jak Ted Bundy. Fabuła sukcesywnie mknie do przodu, a napięcie jest odpowiednio stopniowane.  Tekst jest zrozumiały i nie trzeba się zastanawiać, co autor miał na myśli. Treść została przedstawiona jasno i klarownie, a klimat powieści przedstawiony jest tak, że przyciąga oraz zachęca do czytania. Przez cały czas miałam gęsia skórkę. Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że za chwilę coś się stanie? Tak się właśnie czułam.

 

Im dalej, tym lepiej

Książka ma jeden wątek główny i kilka, ciekawych pobocznych, które urozmaicają treść. Podoba mi się, że autor wziął trochę sensacji, kryminału, thrillera, dorzucił sporo psychologii, grozy i horroru, a następnie zrobił z tego literackiego shake’a. Winner w Murder Parku zdecydowanie kładzie duży nacisk na wewnętrzną walkę oraz przemianę człowieka. Pokazuje jak konkretne sytuacje wpływają na zachowania bohaterów. Przypomnienie sobie bolesnych sytuacji może zmienić zachowanie człowieka w jednej chwili.

Każdy z bohaterów został nakreślony z dużą dokładnością, nawet jeśli nie są może najbardziej porywającymi jednostkami, o jakich zdarzyło mi się czytać. Różnią się cechami charakteru (np. otwartością, optymizmem, nieśmiałością), jak i wyglądem. Wszyscy są singlami i biorą udział w swoistym reality show. Nie zauważyłam również, żeby autor wprowadził coś nowatorskiego do treści. Na pewno skorzystał z wielu znanych już z innych powieści rozwiązań, skleił je jednak w taki sposób, że w efekcie końcowym otrzymujemy fajną lekturę odpowiednio podnosząca ciśnienie.

 

Nie obyło się bez wad

To, co może w Murder Park przeszkadzać, to skakanie między postaciami oraz przedwczesne ucinanie akcji. Winner nie robi tego nagminne, jednak zdarza mu się i wpływa to na odbiór powieści. Chyba nikt nie lubi czytać historię, która nie jest doprowadzona do końca. Dziwi mnie taki stan rzeczy, ponieważ jest wiele zwrotów akcji, a treść powinna płynnie tworzyć całość. Wydaje się, jakby książka była dokładnie przemyślana, dlatego taki zabieg może być celowy, ale wówczas jego zastosowanie bardziej zniechęca niż przyciąga.

Murder Park to ciekawa książka, która obfituje w wiele interesujących wydarzeń. Czytelnik do końca nie wie również, jak właściwie się skończy. I to jest w niej najlepsze. Nie znoszę przewidywalnych powieści, szczególnie jeśli jest to thriller czy kryminał. W tym przypadku tak nie jest. Dobry pomysł, który w pełni został wykorzystany. Mam nadzieję, że Winner będzie przenosił czytelnika w coraz to ciekawsze miejsca, bo przecież nawiedzenia i opuszczone zakątki, są przecież ciągle na czasie.

 

Podsycanie obsesji. „Murder Park” – recenzja książki

 

 

Tytuł: Murder Park. Park morderców

Autor: Jonas Winner

Wydawnictwo: Initium

Ilość stron: 432

 

Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu