Niech sny cię poprowadzą. „Księga Żywych Sekretów” –  recenzja książki

-

Popbookownik objął książkę swoim patronatem.

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego do współpracy patronackiej dziękujemy Wydawnictwu Jaguar

Czy kiedykolwiek marzyliście o tym, żeby móc przenieść się do świata ze swojej ukochanej powieści? Ja robię to wyjątkowo często. I za każdym razem jest mi ciężko wybrać tylko jedno uniwersum – chciałabym jednocześnie kluczyć krętymi korytarzami Hogwartu, wcinać lembasy z dzielnymi podróżnikami z Drużyny Pierścienia, ale także uczyć się rysować ochronne runy czy nawet zostać pomocnicą Zielarki w świecie stworzonym przez Petera V. Bretta. Jeszcze do niedawna sądziłam, że możliwość przeniesienia się na karty moich ukochanych książek byłaby fascynującym doświadczeniem. Niezwykle cennym darem. Aż do momentu, gdy w moje spragnione literatury dłonie trafiła nowa powieść Madeleine Roux, czyli Księga Żywych Sekretów
Marzenie, które zmienia się w koszmar 

Adelle i Connie łączy ogromna miłość do gotyckich powieści, a w szczególności do  jednej z nich. Książka pod tajemniczym tytułem Moira towarzyszy im praktycznie w każdej chwili ich nastoletniego życia  rozmawiają o niej w szkole, utożsamiają się z jej bohaterami, a nawet zakochują w wykreowanych na potrzeby historii postaciach. Znane już praktycznie na pamięć rozdziały, przeplatają się z  prywatnymi wspomnieniami, w absurdalny sposób zacierając granicę pomiędzy światem rzeczywistym a wydarzeniami ze świata Moiry. Uczucie, którym bohaterki darzą tę gotycką powieść, jest wyjątkowo silne. Jakże wspaniale byłoby więc, gdyby te światy mogły się przeniknąć. A nawet więcej! Gdyby tak pojawić się na kartach Moiry, spotkać jej główną bohaterkę, wybrać się na uroczysty bal, pozwolić ubrać służącym w zapierającą dech w piersiach suknię z milionem sznureczków i guzików… 

Na szczęście, w każdym szanującym się mieście bądź małym miasteczku znajduje się idealne miejsce na tajemniczy sklepik z dziwnymi wiktuałami, ezoterycznymi książkami, a także z sympatycznym, acz trochę przerażającym właścicielem. Może pochwalić się nim również Boston, w którym rozgrywa się akcja powieści. Dwie nastolatki, znudzone swoją codziennością, rezygnują ze szkolnej imprezy (nerd alert!) i wybierają się na wielkie wydarzenie z okazji pełni księżyca. Oprócz Adelle, Connie i pana Stravena właściciela tajemniczego sklepiku nie zjawia się tam absolutnie nikt. Do czego je to doprowadzi? Czy do spełnienia marzeń wystarczy książka i krótkie zaklęcie, które przeniesie bohaterki do świata hucznych bali i ckliwych romansów? 

Świat rozdwojony, splątany, skurczony

Madeleine Roux odkrywa przed nami zupełnie nowy świat. Okazuje się, że Boston, tak dobrze znany Adelle i Connie, posiada dwie (a może i więcej?) nałożone na siebie warstwy. I choć orientacyjne punkty miasta pozostają te same… to coś tutaj stanowczo nie gra. Czy bohaterki poradzą sobie z całkowicie zniekształconą rzeczywistością i napiszą swoją historię na nowo, czy może karty książki wchłoną je już na zawsze? 

Księga Żywych Sekretów to powieść z pogranicza fantasty oraz science-fiction, która porwała mnie już od pierwszych chwil. Dynamiczna i szybko rozwijająca się akcja sprawiła, że z niecierpliwością przewracałam strony książki, aby dowiedzieć się czegoś więcej o bohaterach powieści oraz o wykreowanym przez Roux niezwykłym i odrobinę dziwacznym świecie. Baśniowa, mroczna historia Moiry porwała nie tylko Connie i Adelle, ale również mnie  początkowo dość sceptyczną czytelniczkę. Oprócz ciekawej fabuły, na szczególną uwagę zasługuje zabieg polegający na przeplataniu historii fragmentami ukochanej powieści bohaterek. Dzięki niemu jesteśmy w stanie zrozumieć, co tak właściwie oczarowało dziewczyny i co sprawiło, że tak bardzo pragnęły zjawić się u boku  bohaterów Moiry.

Detektyw na tropie voodoo „Harry Angel”– recenzja książki 

Przez powieść płynie się niezwykle szybko, z ciekawością odkrywając to, co mają nam do zaoferowania kolejne strony książki. Nie jest to wymagająca literatura, znakomicie jednak sprawdzi się jako towarzysz kilku wieczorów pod kocem w towarzystwie kubka dobrej herbaty (w moim przypadku zawsze białej!). 

Na uwagę zasługuje również przepiękna okładka, która doskonale współgra z zawartością książki. Romantyczna i gotycka ilustracja już przy pierwszym spotkaniu składa nam obietnicę w postaci historii skierowanej do wszystkich miłośniczków estetyki dark academia. Tym, co nie do końca mnie zachwyciło, to pewna prostota w prowadzeniu dialogów. Zauważalnie odstawały one od przepełnionej mrokiem aury fabuły. Księga Żywych Sekretów uwiodła mnie wszystkim, prócz języka. Tak bogata, przepełniona innowacyjnymi motywami powieść zasługuje moim zdaniem na zdecydowanie bardziej barwną warstwę językową. 

Krótko mówiąc, Księdze Żywych Sekretów nie można odmówić dziwaczności, ale i mnóstwa literackiego uroku. 

Księga żywych sekretów - zdjęcie 1

Autor: Madeleine Roux

Tytuł: Księga Żywych Sekretów

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 416

ISBN: 978-83-8266-078-4

Więcej informacji TUTAJ

GrafikaJaguar

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Lekka i przyjemna powieść dla miłośników estetyki dark academia oraz dla szaleńców, którzy podobnie jak ja, z chęcią zwiedziliby kilka książkowych światów. Na własną rękę i bez przewodnika. 
Sylwia Gierczak
Sylwia Gierczak
Pożeraczka książek, nieoficjalna mistrzyni świata w Heroes III oraz perfumoholiczka. Kocha łyse koty, Lanę del Rey i wierzy, że jej przeznaczeniem jest małżeństwo z S. Kingiem – w przyszłym życiu, oczywiście! W wolnych chwilach pisze swoją książkę i w ramach researchu zgłębia mroczne sekrety seryjnych morderców.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Lekka i przyjemna powieść dla miłośników estetyki dark academia oraz dla szaleńców, którzy podobnie jak ja, z chęcią zwiedziliby kilka książkowych światów. Na własną rękę i bez przewodnika. Niech sny cię poprowadzą. „Księga Żywych Sekretów” –  recenzja książki