Muzyka łagodzi obyczaje? Queen i ich fenomen

-

Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje i – przyznaję – trudno się z tym nie zgodzić. Co więcej, jak przekonałam się na własnym przykładzie, łączy też pokolenia. W końcu piosenek Queen słuchali moi rodzice, ja, sąsiad, a także znajomi (chociaż nie wszyscy, to fakt), jak również nauczyciele z liceum. Aż chce się powiedzieć, że „kto nie słuchał, ten trąba”.

Nie chciałabym, żeby ten tekst przypominał wpis z encyklopedii, ograniczę się zatem wyłącznie do najważniejszych dat. Queen powstało w 1970 roku w Londynie – to wtedy z grupy Smile odszedł dotychczasowy wokalista – Tim Staffel – zaś jego miejsce zajął Freddie Mercury. Muzycy przyjęli nazwę Queen (wymyśloną przez Mercury’ego), zaś rok później dołączył do nich nowy basista, John Deacon. Stanęli na początku drogi, która miała zaprowadzić ich do sławy…

…i doszli do celu!

Nie sposób odmówić im tego, że odnieśli niesamowity sukces. Z mało znanego zespołu, grającego w klubach studenckich i korzystającego ze studia do nagrań tylko wtedy, gdy aktualnie nikt w nim nie pracował, stali się grupą dającą koncerty na stadionach oraz ściągającą na swoje występy tysiące fanów. O popularności i dorobku Queen najlepiej świadczy, że w 2001 roku wprowadzono ich do Rock and Roll Hall of Fame w Stanach Zjednoczonych. Już rok później doczekali się własnej gwiazdy w Alei gwiazd w Hollywood, a w 2004 znaleźli się w Hall of Fame w Wielkiej Brytanii. Utwory zespołu tygodniami królowały na pierwszych miejscach list przebojów, a ich płyty zdobywały status nie tylko złotych, ale też wielokrotnie platynowych, zarówno w ojczyźnie, jak i za oceanem (tak, w Polsce też).

Jak mówi przysłowie: nie od razu Rzym zbudowano. Sława Queen również nie przyszła z dnia na dzień. Tworzona przez artystów muzyka charakteryzowała się pewną innowacyjnością, nie szli utartymi ścieżkami, eksperymentując tak z brzmieniem, jak i konwencją. Ich utwory łączyły kilka trendów muzycznych – wiele odmian rocka, pop, a nawet elementy operowe – co sprawiało, że z jednej strony trafiały do serc fanów, a z drugiej były niedoceniane przez krytyków. Teraz ich piosenki określa się jako ponadczasowe i zalicza do klasyki rocka. To jednak nie wszystko! We Will Rock You i We Are the Champions po dziś dzień słychać na stadionach całego świata – stały się hymnami wielu drużyn sportowych, na trwałe zapisując się w pamięci kibiców. Wiele utworów znajduje się również na ścieżkach dźwiękowych do filmów i seriali (Nieśmiertelny, Moulin Rouge!, Sucker Punch, T2 Trainspotting, Sherlock, American Horror Story, Baby Driver oraz w wielu innych) oraz kilku gier (Queen: The Eye, Grand Theft Auto IV, Guitar Hero).

Wyrazista jednostka?

Zapewne wiele osób z czteroosobowego składu Queen kojarzy jedynie fenomenalnego wokalistę oraz charyzmatycznego frontmana – Freddiego Mercury’ego, zaś pozostali członkowie zespołu są dla niego wyłącznie tłem. Nie dziwi mnie to. Zdaję sobie sprawę również z tego, że nie każdy wie, że piosenkarz tak naprawdę urodził się w Zanzibarze (który w tym czasie był kolonią brytyjską) jako Farrokh Bulsara. Edukację najpierw pobierał w Indiach, by na krótko wrócić do ojczyzny. Dopiero w wieku osiemnastu lat – z powodu wojny w domowej w Zanzibarze – przeprowadził się wraz z rodzicami i siostrą do Anglii. Otworzyło mu to drogę do zachodniej sceny muzycznej oraz pozwoliło próbować swoich sił w kolejnych inicjatywach, by w końcu mogło powstać Queen.

Trudno odmówić również Freddiemu wyrazistości – był niesamowitą osobowością, która po wejściu na scenę stawała się dającym z siebie wszystko wulkanem energii. Miał świetny kontakt z publicznością, co można zobaczyć chociażby na koncercie Live Aid z 1985 roku (nagrania znajdziecie na YouTube) – ludzie z radością uczestniczyli w śpiewaniu utworów: klaszcząc do Radio Ga Ga, powtarzając za Mercurym dźwięki przed Hammer To Fall czy wybijając rytm We Will Rock You. Występy Queen miały niepowtarzalną, trudną do zapomnienia atmosferę. Warto jednak pamiętać, że Freddie był nie tylko charyzmatycznym człowiekiem – wokół jego osoby pojawiały się kontrowersje dotyczące jego orientacji (raz określał się jako biseksualista, a raz jako gej – kilka lat był z Mary Austin, by później wejść w wiele relacji, a ostatecznie związać się z Jimem Huttonem) oraz jego postępującej choroby (cierpiał na AIDS, które ostatecznie przyczyniło się do jego śmierci).

 W grupie siła!

Mogłoby się wydawać, że sława Queen opiera się wyłącznie na ogromnym talencie Freddiego – w końcu nie bez kozery muzyk ten uchodzi za jednego z najlepszych wokalistów oraz tekściarzy ubiegłego stulecia. Nie chodziło też wyłącznie o to, że frontman zespołu dysponował unikalnym, czterooktawowym głosem. Niesamowite umiejętności oraz wytrwałość i ambicja Freddiego nie były bez znaczenia, jednak sukces tej brytyjskiej grupy niewątpliwie jest efektem ciężkiej pracy całej czwórki – Mercury’ego, Maya, Taylora i Deacona – wokalisty, śpiewającego prosto z serca, oraz doskonałych gitarzystów i światowej klasy perkusisty.

Każdy z nich miał niezwykle silną osobowość. Wspólnie stworzyli samowystarczalny zespół – sami pisali teksty, wymyślali muzykę i teledyski, zaś gdy ich menedżer zrezygnował, samodzielnie zajęli się również sprawami biznesowymi. Wszyscy muzycy byli też wykształceni – Brian May obronił doktorat z astronomii, Roger Taylor studiował stomatologię, Freddie Mercury sztukę, zaś John Deacon z wykształcenia jest elektronikiem. Wnieśli do grupy coś unikatowego, dokładając cegiełkę do budowanej legendy. Połączone siły oraz nietuzinkowe pomysły tej czwórki sprawiły, że utwory Queen słuchane są przez kolejne pokolenia, a sam zespół okazał się czymś więcej niż sumą ich talentów i pomysłów.

Tego się nie zapomina

Wielu fanów grupy uważa (a ja się do ich zdania przychylam), że prawdziwe Queen zakończyło się wraz z przedwczesną śmiercią Mercury’ego – w 1991 roku. Chociaż zespół nie rozwiązał się ani po odejściu Freddiego, ani wtedy, gdy John Deacon – basista – zawiesił swoją działalność, to nie jest już tą samą grupą, którą pokochało tak wielu. Okazuje się zatem, że skoro ich sukces zbudowany został wspólną pracą, to w chwili, gdy zabrakło dwóch ważnych filarów – to już nie to samo. Niestety, nie usłyszymy już więcej Queen w oryginalnym składzie. Pozostaje nam sięgnięcie po jedną z ich płyt, obejrzenie filmu, w którym wykorzystano ich utwory lub wybranie się do kina na Bohemian Rhapsody… i pamiętanie, bo naprawdę warto.

 


Źródło grafiki głównej

Martyna Halbiniak
Martyna Halbiniak
Lubi twierdzić, że nie wpisuje się w schematy, łamie konwencje i jest jedyna w swoim rodzaju, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę otacza się ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Wyznaje zasadę, że czekolada nie pyta, ona rozumie, a sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kocha książki (chociaż zagina im rogi), kinomaniaczka i serialoholiczka, wciąż znajdująca czas na kolejne inicjatywy.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu