Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu

-

Charmed czy też Czarodziejki to serial, który w Polsce nigdy nie zrobił kariery na miarę Gry o Tron, ale to nie znaczy, że nie znalazł sobie grupy wiernych widzek. Zwłaszcza wśród tych osób, które pragnęły w końcu obejrzeć produkcję o umiejących czarować kobietach, nie przypominających przy tym kolejną wersją Baby Jagi. Za granicą było nieco inaczej – w końcu przygodom trzech (albo czterech – to skomplikowane) magicznie uzdolnionych sióstr poświęcono osiem sezonów i kilka serii komiksowych. Sam serial nie należał nigdy ani do przesadnie ambitnych, ani posiadających spory budżet. Jednakże samoświadomość twórców oraz chęć sięgnięcia po stylistykę kampową, a przede wszystkim podkreślanie siostrzeństwa oraz drzemiącej w kobietach siły sprawiły, że Czarodziejki stały się dla wielu osób ważne. Dlatego wiadomość o tym, że The CW zdecydowało się na reboot, niekoniecznie napełniła fanki serialu nadzieją.

A zatem przekonajmy się, jak prezentuje się pierwszy sezon nowych Charmed.

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed
Moc kobiet

Mel i Maggie Vera mieszkają wraz z matką Marisol, nauczycielką akademicką zajmującą się historią kobiet oraz feminizmem, w uroczym, starym, neowiktoriańskim domu. Jedna jest aktywistką feministyczną zakochaną po uszy w uroczej pani detektyw, Niko Hamadzie. Pracuje jako wykładowczyni na tym samym uniwersytecie co matka. Druga to studentka, która desperacko chce stać się członkinią jednego z sororities – Kappa Tua Kappa, dorabia w pobliskiej kawiarni i generalnie cieszy się życiem. Pewnego dnia, nie zapowiadającego się jakoś na specjalny, ich rodzicielka ma przeczucie, że jej dzieciom zagraża coś złego. Dlatego też decyduje się uwolnić magiczne moce wszystkich swoich córek, aby mogły bronić się przed tym, co nadciąga. Niestety ktoś chce jej w tym przeszkodzić tak bardzo, że zabija Marisol. Po jej śmierci do Hilltowne w Michigan przybywa nowa pracownica uniwersyteckiego laboratorium – Macy Vaughn, naukowczyni mająca dziwne wrażenie, że powinna iść odwiedzić pewien konkretny neowiktoriański dom w miasteczku. Jak się okaże – nie będzie w tym niczego zaskakującego, ponieważ jest ona trzecią siostrą, której magię również uwolniła Marisol tuż przed śmiercią. Wraz z Mel i Maggie wchodzi w skład tytułowych Charmed, należącą do trójcy czarodziejek posiadających razem niewyobrażalnie wręcz wielką moc. No ale najpierw musi ze swoimi nowo odkrytymi siostrami dowiedzieć, jak to się stało, że o sobie nawzajem nie wiedziały, kto zabił ich matkę, a także jak ułożyć życie pomiędzy obowiązkami magicznymi a światem niemagicznym. No i oczywiście przy okazji i zupełnie na marginesie codziennych problemów uratować świat pod czujnym okiem Harry’ego, Ducha Światłości (Whitelighter) wysłanego przez radę starszych (The Elders), aby wspierać nowe Charmed.

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed
Uwspółcześnienie na całego?

Nowe czarodziejki żyją i pracują w Stanach Zjednoczonych XXI wieku – jakieś dwie dekady po siostrach Halliwell. Smartfony, SMS-y, komunikatory, media społecznościowe oraz wszystkie związane z nimi kwestie musiały zostać uwzględnione w nowej odsłonie serialu. Choć w ukazaniu zależności magii i technologii twórcy mogli nieco pokusić o urozmaicenie świata przedstawionego, to jednak nie zdecydowali się na podobny krok, a szkoda. Momentami wykorzystanie dóbr nowoczesnej techniki było dość absurdalne i wydawało się wręcz wciskane na siłę. (Zamiast zawołać swojego Ducha Światłości, dziewczyny pisały mu SMS-a, że są tam i tam, jakby nie mogły go po prostu zawołać…). Trudno jednak nie docenić tego, jak doskonale bohaterki wykorzystują internet do wyszukiwania informacji oraz telefony do wygodnego zabierania ze sobą kopii zaklęć zamiast wydzierania kolejnych kartek z Księgi Cieni (Book of Shadows).

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed

Różnice możemy dostrzec także w Starszych, jak i Duchach Światłości. Ci pierwsi nie są już wygrzewającymi tyłki w Niebie wszechwiedzącymi tetrykami, którzy jedynie czekają, aż odwali się za nich całą robotę, tylko włączają się do akcji i pomocy siostrom. Ich pozycja także uległa zmianie. Zarówno Duchy Światłości, jak i Starsi żyją i pracują wśród ludzi. Mają swoje firmy, posady oraz niekoniecznie związane z magicznym światem cele.

Współczesność widać jednak w Charmed najbardziej w kwestii poglądów bohaterek – w nowej odsłonie wyraźnie zakorzenionych w feminizmie, wynikających na wprost z ich życiowej sytuacji. Marisol pracowała na wydziale studiów nad kobiecością, łącząc pozaserialową myśl krytyczną z serialową historią magii, silnie powiązanej właśnie z kobietami. Przy okazji również bohaterki komentują, że ich przewodnikiem został nie kto inny, jak biały mężczyzna brytyjskiego pochodzenia: bardziej symbolicznego przedstawiciela kolonialnego, patriarchalnego porządku nie można było chyba umieścić w produkcji.

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed
Czarowanie na ekranie

Nasze nowe wiedźmy wypadają całkiem nieźle na ekranie – ich magiczne moce, chociaż potężne (o to w końcu chodzi w tej Mocy Trzech), są znacząco ograniczone przez prawa świata przedstawionego. Większość ich zaklęć wymaga odpowiedniego przygotowania: zebrania składników, narysowania czegoś na podłodze, zapalenia świeczek czy uwarzenia miksturki. Właściwie jedyną magią, jaka przychodzi im bez najmniejszych problemów, jest ta, z którą się urodziły i czyni je tytułowymi Charmed. Równie ciekawie zarysowany został cały świat magiczny, zasiedlony nie tylko przez wiedźmy oraz quasi-anioły w postaci Duchów Światłości, ale również stworzenia mitologiczne oraz starych bogów i boginie. A wszystko to bez niepotrzebnego rozdmuchania mocy, które mogłoby doprowadzić do niepotrzebnie apokaliptycznych eskalacji co odcinek.

Irytował natomiast fakt, że świeżo wybudzone wiedźmy potrafią się tak genialnie nimi posługiwać. Ich magia od razu była bardzo, ale to bardzo potężna (i nie mam tu na myśli Mocy Trzech, tylko każdy osobny dar). Zabrakło niezgrabności, przyzwyczajania się do nowych umiejętności, ich stopniowego rozwoju… Wszystko poszło im niemalże jak z płatka.

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed

Oglądając Charmed, można odnieść wrażenie, że twórcy wielokrotnie inspirowali się magicznymi produkcjami znanymi i lubianymi na świecie. Nie zabrakło tu więc zainspirowania się Harrym Potterem. (Wystarczy choćby spojrzeć na sposób teleportowania się przez Ducha Światłości – notabene także Harry’ego i jak już wiecie, Brytyjczyka). Pierwszy odcinek zaś bardzo mocno nasuwał skojarzenia z Venomem. (Może tylko „zwierzątko” nie było tak słodkie).

Kwestia wieku

Co ciekawe, nowe Charmed zdecydowanie kierowane są do innej widowni niż wersja z 1998 roku. Protagonistki nie tylko są młodsze, co znajdują się w zupełnie innym momencie życiowym – jakkolwiek dwie z nich pracują (Macy i Mel), to przez fakt, że związane są z uczelnią, ich grafik nie jest tak samo restrykcyjny jak ten sióstr Halliwell. Ponadto praca jako taka wydaje się dla nich o wiele mniej ważna niż w przypadku oryginalnej serii. Zmiana targetu wynika także z faktu, że nowe Charmed produkuje The CW, którego gros widowni stanowią osoby pomiędzy 18. a 34. rokiem życia.

Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu
Kadr z serialu Charmed

Serial wydaje się również ugrzecznioną i w niektórych momentach przesłodzoną wersją pierwowzoru. Brakuje mu napięcia i nutki grozy, które towarzyszyły widzowi podczas śledzenia przygód sióstr Halliwell. Mimo że minęło dwadzieścia lat od emisji pierwszego odcinka o  czarodziejkach Prue, Piper i Phoebe, to jakby rozwój efektów specjalnych utknął w latach dziewięćdziesiątych… (Niektóre demony z całą pewnością były lepiej zrobione niż teraz, a patrząc na zdjęcie Macy z mamą, ma się wrażenie, że to okropny fotomontaż.) Jeśli więc liczycie na przerażające mordy z piekła rodem, to niestety, ale takich tu nie uświadczycie (z dwoma wyjątkami). Złe siły przyjmują tu bowiem raczej postać niematerialną.

W Charmed można także znaleźć bardzo wiele schematyczności. Niestety, ale główne postaci to wierne kalkami pierwowzorów. Rozumiem, że siostry są obdarzone takimi samymi mocami, ale co jak co, scenarzyści posiadali pole do popisu i szansę urozmaicenia kanonu. Kojelny raz bowiem otrzymujemy najstarszą siostrę pracoholiczkę, tę odpowiedzialna i unikającą poważnych związków, średnią, stałą w uczuciach, pracującą w gastro (Mel zmuszona będzie zmienić zatrudnienie w trakcie trwania sezonu) i najmłodszą, rozwydrzoną, która ma pociąg do złych chłopców i studiuje psychologię… Co za dużo, to niezdrowo.

Miłość, magia i siostrzeństwo

Nowe Charmed jest serialem czarującym, uroczym, o ciekawie wykreowanych oraz dopasowanych do XXI wieku bohaterkach. (Niektórzy z pewnością będą narzekać na sporą dawkę poprawności politycznej.) Trudno go jednak nazwać wybitnym. Na pewno jest to produkcja przyjemna na tyle, że w pewnym momencie możemy złapać się na tym, iż oglądamy kolejny i kolejny odcinek.

podsumowanie

Ocena
5,5

Komentarz

Charmed to nie jest zły reboot, wprowadza do opowieści o trzech siostrach-czarownicach kilka ciekawych elementów, ale brakuje mu na razie tego czegoś, co miały oryginalne Czarodziejki. Pomimo to – może wciągnąć i dać sporo przyjemności z oglądania.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Charmed to nie jest zły reboot, wprowadza do opowieści o trzech siostrach-czarownicach kilka ciekawych elementów, ale brakuje mu na razie tego czegoś, co miały oryginalne Czarodziejki. Pomimo to – może wciągnąć i dać sporo przyjemności z oglądania.Moc trzech znowu w akcji. „Charmed” – recenzja serialu