Już nie taki magiczny. „Magic Mike: Ostatni taniec” — recenzja filmu DVD

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego filmu DVD „Magic Mike: Ostatni taniec” do współpracy recenzenckiej dziękujemy Galapagos Films.

Z kontynuacjami pewnych hitów (niezależnie od tego, czy mówimy o filmie, książce, grze czy czymkolwiek innym) jest tak, że… rzadko kiedy wychodzą. Oczywiście są wyjątki, gdy następne części po prostu zdzierają przysłowiową papę z dachu i okazują się być o klasę wyżej niż oryginał, ale to zazwyczaj (niestety) pojedyncze przypadki.

Producentów to nie zniechęca i wciąż tworzą następne rozdziały historii. Dlaczego? Bo chociaż trudno to wytłumaczyć, a doświadczenie powinno nas uczyć, kiedy odpuścić kolejną wycieczkę do kina, to jednak sequele mają pewne „tajemnicze przyciąganie” — czyli oglądamy je nawet wtedy, gdy spodziewamy się katastrofy przez duże „k”. A przecież nadzieja w wielkim fanie umiera ostatnia.

I tak było tym razem. Niby wiedziałam, że koniec trylogii przygód Magic Mike’a może okazać się średni, ale jednak łudziłam się i go obejrzałam. Czy było warto poświęcić na to dwie godziny swojego czasu? O tym przeczytacie w recenzji poniżej.

Przypomnijmy sobie historię pewnego striptizera

Wszystko zaczęło się w 2012 roku, kiedy to powstał pierwszy Magic Mike. W zamyśle reżysera — Stevena Soderbergha — stworzono mieszkankę filmu muzycznego, biograficznego (jeśli nie wiecie, to podstawą tejże historii było wcześniejsze życie Channinga Tatuma, zanim stał się wielkim hollywoodzkiem aktorem) i komedii. Miało być lekko, miło, przyjemnie, a do tego pojawiło się kilku przystojnych facetów bez koszulek. I to się świetnie sprawdziło! Okej, przyznaję, film nie należał do tych Oscarowych, ale zebrał dobre noty i można śmiało napisać, że został w popkulturze na dłużej.

Oczywiście nastąpiło to, czego wszyscy oczekiwali. Po kilu latach ekipa stiptizerów wróciła w kontynuacji. Bohaterowie znani z pierwszej części musieli zmierzyć się wszak z innymi problemami, jednak pewne podstawy zostały z oryginału. I tak powstał przyjemny tytuł na trochę niższym, ale wciąż przyzwoitym poziomie.

Jednak to nie wystarczyło i stworzono kolejną część — Magic Mike’a: Ostatni taniec. I to był błąd. Niestety tutaj już zabrakło chyba wszystkiego — od dobrze nam znanej obsady po przemyślany scenariusz.

Jest dużo wad, a mało zalet

Historia zaczyna się podobnie, jak w pozostałych częściach. Mike (w tej roli ponownie Channing Tatum) po raz kolejny rzucił pracę striptizera (bo ile można, a w tym wieku to nie wypada!), próbując swoich sił jako barman na eleganckich imprezach. Tam poznaje bogatą, ale nieszczęśliwą Maxandrę Mendozę (w tej roli Salma Hayek) — kobietę znudzoną życiem, zdradzaną przez męża.

Mike daje się namówić (niby trochę opiera, ale jakoś nie jest w tym zbytnio wytrwały), by wraz z nową kochanką udać się do Londynu, gdzie na deskach upadającego teatru zrobić show, jakiego Anglia jeszcze nie widziała. Oczywiście nie wszystko idzie tak gładko, jak powinno. Jest sztampowo i jakże przewidywalnie.

Ostatni taniec
materiały promujące film „Magic Mike: Ostatni taniec” Galapagos Films/Serwis Galapagos / Warner Bros. Pictures

Jest też nudno i dość naciąganie. Cały romans pomiędzy Hayek a Tatumem wygląda tak sztucznie, że aż kłuje w oczy.

Bohaterowie są zupełnie bez wyrazu. Nawet mocna postać Mendozy i piękna klata Mike’a nie mogą pociągnąć tego widowiska. A propos tańczących facetów — jako damska część publiczności dodam, że tego też brakuje. Scen musicalowych jest niewiele, a końcowe show w deszczu (wybaczcie za spojler) to kropka w kropę Step Up. Nie ma też ekipy znanej z poprzednich części — McConaugheya, Bomera, Manganiella czy Rodriqueza. Widzimy ich jedynie przez kilka sekund na krótkiej pogawędce przez tablet. A szkoda, bo chłopaki nadawali „TO COŚ”.

Dostajemy niewymagającą historyjkę, która więcej ma wspólnego z opowieścią wziętą z harlequina niż wielkim widowiskiem, na jakie zasłużyła trylogia o Magic Mike’u.

Czy  Magic Mike: Ostatni taniec potwierdził moją teorię dotyczącą niskiej jakości kontynuacji światowych hitów? Niestety tak. Jak dla mnie jest doskonałym przykładem tego, że dla pieniędzy zrobi się wszystko. Nawet zepsuje dobrze zapowiadającą się historię, która powinna się skończyć na drugiej części.

Nie wierzycie? Przekonajcie się sami!

Jeśli jednak pomimo mojej dość negatywnej recenzji, nadal chcecie zobaczyć ostatni rozdział o znanym striptizerze, by wydać własny werdykt, możecie to zrobić dzięki Galapagos Films. Na płycie DVD dostajecie możliwość obejrzenia filmu w czterech językach (w tym polski lektor) i z siedmioma różnymi napisami. Jest też opcja dla niedosłyszących.

magic mike
okładka wydaniw DVD „Magic Mike: Ostatni taniec” Serwis Galapagos/Galapagos Films/Warner Bros. Pictures

 

Tytuł oryginalny: Magic Mike’s Last Dance

Reżyseria: Steven Soderbergh

Rok premiery: 2023

Czas trwania: 1 godzina 50 minut

 

 

 


podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

„Magic Mike: Ostatni taniec” jest doskonałym przykładem tego, że niektóre kontynuacje nigdy nie powinny powstać.
Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Magic Mike: Ostatni taniec” jest doskonałym przykładem tego, że niektóre kontynuacje nigdy nie powinny powstać.Już nie taki magiczny. „Magic Mike: Ostatni taniec” — recenzja filmu DVD