Dzwonią dzwonki sań. „Świąteczny książę – królewskie wesele” – recenzja filmu

-

Kiedy w tamtym roku na platformie Netflix pojawił się film Świąteczny książę, podeszłam do niego bardzo sceptycznie. W końcu była to kolejna produkcja ze Świętami w tle, niesfornym księciem bawidamkiem, którego, co okazało się przewidywalne, usidli główna bohaterka, wydawał mi się z góry skazany na porażkę. Nie jestem fanką odgrzewanych kotletów, ale muszę przyznać, że po skończonym seansie czułam się usatysfakcjonowana, ba, film stał się jednym z moich ulubionych osadzonych w świątecznym klimacie, dlatego tym mocniej wyczekiwałam drugiej części? Czy była tak udana jak jej poprzedniczka?
Dzwonią dzwonki sań. „Świąteczny książę – królewskie wesele” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Świąteczny książę: Królewskie wesele”
Nie będzie prezentów, będzie rózga!

Niestety dawno nie widziałam tak kiepskiego filmu świątecznego (pamiętajmy, że to osobna kategoria, która rządzi się swoimi prawami). Nie wiem, czy moje oczekiwania były zbyt wysokie, czy po prostu produkcja tak słaba (z bólem serca skłaniam się ku tej drugiej opcji), ale przebrnięcie przez Świątecznego księcia – królewskie wesele stało się nie lada wyzwaniem. Ta opowieść po prostu męczy człowieka…

Wiecie, kiedy zasiadam sobie do produkcji świątecznej, to naprawdę nie pragnę mega ambitnego filmu. Najzwyczajniej w świecie chcę się wyluzować, dobrze bawić, obejrzeć ckliwą historię, która ma w sobie magię Świąt, banalny romansik z bohaterami robiącymi do siebie maślane oczy (zwykle robię na nie bleh, ale tutaj wyjątkowo mnie nie irytują) czy głupie żarciki. Możecie mi wierzyć, że jeśli chodzi o filmy świąteczne, to jestem prosta w obsłudze, a tutaj… bogowie, czym wam zawiniłam, że skazaliście mnie na tak ciężkostrawny seans.

Dzwonią dzwonki sań. „Świąteczny książę – królewskie wesele” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Świąteczny książę: Królewskie wesele”
Kiedy minuty zdają się trwać w nieskończoność

Gdy muszę cofać świąteczny film, bo mój mózg wyłączył się do tego stopnia, że nie wiem, co wydarzyło się w obrazie chwilę temu, to coś tu jest bardzo, bardzo nie tak! Oglądałam go w środku dnia, więc nawet nie mogę zwalić tego na karb niewyspania, zmęczenia Niestety, tudzież jeszcze czegoś innego…. Miałam popcorn, miałam colę i żelusie, miałam wszystko poza dobrą historią.

Niestety, ale najpierw dostajemy nudne przygotowania weselne, całe to mierzenie sukien, wybieranie kwiatów, pozowanie do portretów, bla, bla, bla… Nawet intryga, która gdzieś tam się przewija, nie była na tyle fascynująca, by chodzący po ścianie pająk nie okazał się ciekawszy.

Najzabawniejsze jest jednak to, że przez praktycznie cały film nic się nie działo, a w trakcie ostatnich dziesięciu minut rozwiązały się wszystkie intrygi, tajemnice, problemy. Dosłownie wszystko… Dostaliśmy cudowny happy end. Dawni wrogowie padali sobie w ramiona, wszelkie niesnaski poszły w zapomnienie, a panna młoda na królewski ślub założyła… trampki. (<idzie rzygać tęczą>).

Dzwonią dzwonki sań. „Świąteczny książę – królewskie wesele” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Świąteczny książę: Królewskie wesele”
Tośmy popłynęli

Gdzie się podziały charyzmatyczne postaci z pierwszej części?! Gdzie interesująca historia?! Gdzie piękne koniki (nawet one już nie uratują tej produkcji)?! Jestem wkurzona, naprawdę. Jak można było zepsuć opowieść z takim potencjałem? (Irytowanie się podczas produkcji świątecznej chyba nie należy do normalności, prawda?).

Możecie mi wierzyć lub nie, ale w Świątecznym księciu – królewskim weselu nie ma praktycznie ani jednego ciekawego wątku (najlepsze są chyba te z ojcem panny młodej, ale dostajemy za to  ckliwą historyjkę, która jest fuj fujka).

Nie wiem, jak wy, ale ja nie lubię filmów, tudzież książek, w gdzie wszyscy bohaterowie zostają sparowani, bądź też są na drodze do bycia razem. Uważam je za baaaaaaaardzo przesłodzone i odrealnione. Powiedzmy sobie szczerze, jaka jest szansa, że w jednej chwili strzała Amora trafi akurat… wszystkich bohaterów? Procent? Czy jeszcze mniej? Dlatego także i ten aspekt bardzo mnie zirytował. Serio Netflixie? Nawet księżniczka [WT(…)]?!

Dzwonią dzwonki sań. „Świąteczny książę – królewskie wesele” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Świąteczny książę: Królewskie wesele”
Ding dong, ding dong spadł już śnieg

Zasadniczo byłam tak wkurzona, że nawet nie wiem, jakie piosenki zostały wykorzystane w filmie. Świąteczne? Zwykłe? Możecie mnie wziąć na tortury, a i tak nie powiem wam nic innego poza zwykłym: „Nie wiem”.

Jeśli zaś chodzi o kadry, to cóż, obrazek wizualnie ładny. I tyle. Nie ma tu żadnego efektu „wow”. Jest zwyczajnie. Brakowało mi przyciągających wzrok widoczków.

Niech mnie ktoś przytuli…

Świąteczny książę – królewskie wesele to produkcja, która może służyć za przykład tego, jak nie robić świątecznych filmów. Negatywne aspekty niestety znacznie bardziej przewyższają pozytywy. Gra aktorska – średnia, historia – okropna, poziom cukierkowości – wywalony w kosmos, przewidywalność – brak skali. Nie wiem, co tu się zadziało, ale dobre z pewnością to nie było…

 

Tytuł: A Christmas Prince: The Royal Wedding

Reżyseria:  John Schultz

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 92 minuty

Patrycja Jankowska
Patrycja Jankowska
Dnie spędzam z nosem w książkach (zdecydowanie nie naukowych, a powinnam, bo oddech magisterki czuję na karku), które, jak to pięknie ujęła Monika, „osnuwają mnie delikatną mgiełką literackiej przygody”. Ponoć wiedźma – z pewnością charakterologiczna! Książki, psy, siatkówkę i góry kocham całym serduchem! W wolnym czasie łażę z aparatem gdzie się tylko da i skrobię do szuflady.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu