Arena Filmowa. „Rocketman” kontra „X-Men: Mroczna Phoenix”

-

Recenzje bywają przydatne – dzięki nim możemy dowiedzieć się, czego należy spodziewać się po danym filmie. Nie każdy ma jednak czas na czytanie długaśnych wywodów dotyczących produkcji, którą chce obejrzeć. Z myślą o takich osobach przygotowaliśmy nowy cykl – Arena Filmowa.

Wybieramy sobie dwa, czasem może nawet trzy, filmy, jakie w dany weekend zawitały na ekrany polskich kin. Piszemy wam o nich kilka słów i na koniec wydajemy werdykt, który wypadł lepiej. Zapewne zdarzy się i tak, że oba omawiane obrazy podbiją nasze serca, wtedy oczywiście ogłosimy remis.

Na pierwszy ogień idą produkcje, które weszły do kin w miniony piątek – Rocketman i X-Men: Mroczna Phoenix. Owszem, są to dwa różne gatunkowo filmy, jednak odczucia są jedna – skupimy się na tym, który obraz wywołał w nas lepsze odczucia i mocniej zapadł w pamięci.

X-Men: Mroczna Phoenix

Tę historię zna każdy miłośnik komiksów o X-Menach. Zresztą wątek Phoenix pojawił się także w filmowym światku produkcji o mutantach, w serii, w której w rolę Jean Grey wcielała się Famke Janssen. Obraz pozostawił jednak sporo do życzenia.

Niestety także i Mroczna Phoenix zawodzi. Wydawałoby się, że po X-Men: Apocalypse twórcy będą starali się w jakiś sposób zrehabilitować. Owszem, bohaterowie nie kaleczą już języka polskiego, ale fabularnie cała historia nadal boli.

To niezwykle denerwujące, bo sama opowieść ma ogromny potencjał, a wiele osób uważa, iż komiks o Phoenix to jedna z lepszych graficznych pozycji nie tylko o mutantach, ale superbohaterskich. Tymczasem w filmie wątek potraktowano niejako po macoszemu. Wydawałoby się, że główną bohaterką będzie Jean – faktycznie często staje ona w świetle reflektorów. Sophie Turner rewelacyjnie zagrała ogarniętą rozpaczą, rozgoryczoną, przestraszoną i złą bohaterkę. Widać, że targają nią emocje. Ale twórcy znowu skupiają się bardziej na… Xavierze. To irytujące, bo nie każdy filmu musi być o nim. Inni bohaterowie także zasługują na uwagę, są nawet o wiele ciekawsi.

Arena Filmowa. „Rocketman” kontra „X-Men: Mroczna Phoenix”
Kadr z filmu „X-Men: Mroczna Phoenix”

A skoro mamy w tytule Mroczna Phoenix, to przecież oczywistym powinno być, iż tym razem w centrum powinno się postawić Jean. A tak nie jest. Niby widzimy, jak się zmienia, niby są chwile, kiedy cierpi, krzywdzi i płonie, ale nie o taką produkcję nam chodziło. Wątek Grey potraktowano bardzo pobieżnie, spłycono go, co niestety widać.

Nie wiadomo, czy twórcom zabrakło czasu, funduszy, czy może pomysłów (choć przecież mieli doskonały materiał źródłowy). Wiadomo natomiast, iż fabularnie ten film im nie wyszedł. Wizualnie oraz dźwiękowo jest dobrze, ale jeśli chodzi o opowieść, tutaj pozostaje ogromny niesmak.

Tym większy, kiedy weźmie się pod uwagę zmarnowany potencjał jednej z postaci produkcji – Petera aka Quicksilvera. We wcześniejszych filmach sceny z jego udziałem były najgłośniej omawiane, chwalone i wywoływały śmiech u widzów. Czemu i tym razem twórcy nie wykorzystali potencjału tej postaci? Czemu i tym razem nie odgrywa on ważnej roli w historii? Czemu nie dano nam tego, na co tyle czekaliśmy – sceny ojca z synem? Jedno jest pewne – osoby odpowiedzialne za film nie przemyślały wątku tego bohatera. Zresztą nie tylko jego.

Większość mutantów miota się po ekranie. Są niczym marionetki, które nagle robią jedno, potem zmieniają zdanie i czynią coś innego. Logika? Uleciała w siną dal albo została spopielona przez Phoenix.

Arena Filmowa. „Rocketman” kontra „X-Men: Mroczna Phoenix”
Kadr z filmu „X-Men: Mroczna Phoenix”

Nie jest to najgorszy film serii X-Men. Apocalypse wypadł gorzej, choć tam finałowa bitwa wywoływała przynajmniej jakieś zainteresowanie. W Mrocznej Phoenix nie ziębi, ni grzeje.

Rocketman

Miłośnicy Eltona Johna, choć nie tylko ci, zostali uraczeni produkcją opowiadającą o życiu tej muzycznej ikony. Po dość dobrze przyjętym obrazie o wokaliście zespołu Queen, przyszedł czas na inną gwiazdę sceny – barwnego ptaka, słynącego z oryginalnych strojów oraz niesamowitych dodatków.

Rocketman to mocna historia, pokazująca blaski i cienie (tych jest o wiele więcej) życia supergwiazdy. Widzimy drogę Eltona, jaką musiał przejść, by znaleźć się tam, gdzie jest teraz, by zyskać sławę i reputację, by wreszcie mógł zaznać miłości. Jego życie nie było usłane różami. Obserwujemy, jak John wpada w nałogi, jak niszczą go różnego rodzaju używki. Widzimy także, że może i dosięgnął gwiazd, jeśli chodzi o karierę, jednak gdy mowa o życiu prywatnym, sięgnął dna.

Arena Filmowa. „Rocketman” kontra „X-Men: Mroczna Phoenix”
Kadr z filmu „Rocketman”

To niezwykle poruszająca opowieść z rewelacyjną grą aktorską. Taron Egerton dał z siebie wszystko, byle tylko w odpowiedni sposób zaprezentować nam postać, w jaką się wcielił. Zrobił to fenomenalnie, aktor ma wielki potencjał i nareszcie pokazał, że stać go na wiele. To on kradnie show, nie zostaje przyćmiony przez postaci drugo- i trzecioplanowe. Taron gra, śpiewa, tańczy… I w każdej roli sprawdza się.

Rocketman to bardzo dobry film, który nie tylko przedstawia drogę Eltona do sławy, ale także daje nam do myślenia. Pokazuje, jak bardzo zależymy od innych osób, uświadamia nam, iż trzeba mieć w sobie wielką siłę, by wydostać się z nałogu i zadecydować o własnym losie.

Werdykt

Zapewne nie zdziwi was wynik starcia. W tej Arenie Filmowej zdecydowanie wygrywa film Rocketman – za przemyślaną fabułę, rewelacyjną grę aktorską, koncept i to, jak wpływa na widzów. Niestety nowi X-Meni pozostawiają wiele do życzenia. Trudno nazwać film o przygodach mutantów wciągającym. A historia Eltona właśnie to robi – interesuje widza.

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu