Dziedzictwo. Hereditary to zaskakująco mocny pełnometrażowy debiut amerykańskiego reżysera Ariego Astera. Ocena 89% na Rotten Tomatoes i mnóstwo pochlebnych recenzji, stawiają film na piedestale przeznaczonym dla horroru. W tym momencie można zadać sobie pytanie – co jest wyjątkowego w produkcji o nawiedzonym domu i dotkniętej paranormalnymi wydarzeniami rodzinie? Podobnych obrazów było już przecież mnóstwo. Dziedzictwo. Hereditary to jednak zupełnie inne oblicze historii opowiedzianej już wcześniej na wiele sposobów.
Kto żegna matkę z ulgą?
Film otwiera śmierć seniorki rodu, która odchodzi z tego świata nie przy wtórze łez, ale westchnienia ulgi swojej córki, Annie. Trudne relacje odcisnęły wyraźne piętno na bohaterce filmu. Jednak spokój po śmierci Ellen jest tylko pozorny. Niedługo po tym wydarzeniu w domu rodziny Annie zaczynają dziać się przerażające rzeczy.
Zanim reżyser przeszedł do właściwej historii, zastosował dosyć długie wprowadzenie, zapoznając widza z poszczególnymi członkami rodziny. Świetny zabieg, biorąc pod uwagę, że w większości horrorów to nie o bohaterów chodzi.
Poznajemy więc artystkę Annie, jej męża, statecznego lekarza, introwertyczną córkę oraz syna nieróżniącego się niczym od nastoletnich rówieśników. Tutaj jedno z miłych zaskoczeń – od pierwszych chwil nie oglądamy wesołej, zwyczajnej rodziny, jak to zazwyczaj bywa w horrorach o nawiedzonym domu i paranormalnych zjawiskach. Widzimy ludzi z problemami i niełatwą przeszłością, o czym dowiadujemy się już na początku. Istotny jest fakt, że każdy z nich ma własny charakter, nie uświadczymy tu schematyczności. Myślę, że dużym atutem filmu jest właśnie przedstawienie rodziny Grahamów w taki sposób, aby ich historia zainteresowała, a punkt widzenia postaci był możliwy do zaakceptowania.
Sekta, Pajmon i fatum
Hereditary nie jest obrazem strasznym w dosłownym tego słowa znaczeniu. Napięcie, stan ciągłego oczekiwania na kolejne tragiczne wydarzenia i poczucie walki z czasem – to te elementy wpływają na przyspieszony rytm serca podczas seansu. W przypadku debiutu Astera nie potrzeba potworów wyskakujących na widza w towarzystwie upiornej muzyki, aby porządnie się wystraszyć. Jest to film o głębokim, psychologicznym podłożu. Przedstawia losy rodziny, której życie z dnia na dzień przybrało katastrofalnie zły obrót. Od momentu pochowania seniorki rodu Grahamów dotykają tragedie i niewytłumaczalne zjawiska. Obserwujemy powolną izolację członków rodziny, z których każdy przeżywa kolejne osobliwe zajścia w inny sposób.
Annie popada w obłęd, za wszelką cenę starając się odkryć przyczynę koszmarnych zdarzeń. Wcielająca się w tę rolę Toni Collette poradziła sobie z zadaniem iście po mistrzowsku. Za każdym razem, kiedy narracja prowadzona jest z jej perspektywy, mamy poczucie, jakbyśmy pogrążali się w szaleństwie razem z nią. Przeciwwagą dla obłędu kobiety, jest spokój jej męża, który wydaje się ostatnim bastionem spokoju i rozsądku w gąszczu piętrzących się paranormalnych wątków.
Na uznanie zasługują również młodsi członkowie obsady – Milly Shapiro oraz Alex Wolff, odtwarzający dzieci Grahamów. Oboje zagrali w sposób przejmująco prawdziwy, co w filmach z tego gatunku nie zdarza się często wśród młodych aktorów.
Reżyser garściami czerpie z klasyków gatunku, robi to jednak wyjątkowo umiejętnie – zamiast kopiować, bawi się konwencjami, adaptuje esencje przepisu na dobre kino, nawiązuje zarówno do mitologii, jak i pogańskich kultów. Udało mu się połączyć w jedną, absolutnie spójną całość przejmujący dramat rodzinny, wątek choroby psychicznej czy sceny seansów spirytystycznych, a to wszystko przyozdobić motywem wyjątkowo okrutnego fatum.
(Nie)nawiedzony dom
W filmach o podobnej tematyce bohaterem często staje się dom. Skrzętnie przygotowywane przez scenografów wnętrza mają od pierwszych minut robić wrażenie upiornych. W przypadku Hereditary nie do końca tak było, co jeszcze bardziej wpływa na pozytywny odbiór odbioru. Pomieszczenia użyte przy produkcji filmu są w wielu scenach zalane dziennym światłem, wyglądają przez to na swojskie i przytulne. Reżyser nie poszedł więc na skróty i nie zdecydował się na fundowanie widzom skrzypiących podłóg i zaciemnionych zakątków w ogromnym, strasznym domu. Tym większy jest realizm obserwowanych wydarzeń, wzrasta zaciekawienie tą nieoczywistą historią.
Świetną robotę wykonali dźwiękowcy, którym każdy nawet najmniejszy element w prezentowanej przestrzeni posłużył za bodziec. Widz jest więc poniekąd bombardowany odgłosami nasilającymi napięcie i wzmagającymi czujność.
Kilka lekkich zgrzytów
Hereditary to świetnie przedstawiony proces popadania w obłęd i po mistrzowsku opowiedziana historia rodziny, nad którą ciąży fatum. Nie obyło się jednak bez drobnych potknięć. Jednym z nich było samo zakończenie filmu, o którym z oczywistych względów nie opowiem wprost.
W tym przypadku wielki finał okazał się niesatysfakcjonujący głównie z tego względu, że niesamowicie odstawał od pełnej napięcia i przerażającej końcówki tej historii. Oglądając, byłam przekonana, że to jeszcze jeden z tych momentów, które tak naprawdę dzieją się wyłącznie w głowie któregoś z bohaterów, a film już za chwilę wróci na właściwe tory i zobaczę zakończenie, na jakie ta opowieść zasługuje. Tutaj się niestety zawiodłam. Nie wpłynęło to jednak w znaczny sposób na generalny odbiór obrazu, który w mojej ocenie pozostanie jednym z najlepszych horrorów, które dane mi było obejrzeć.