Przyspieszony kurs dorosłości. „Hard Land” — recenzja książki

-

Są takie powieści, które od pierwszych stron przenoszą czytelników w wykreowany, klimatyczny świat. Tego rodzaju książką jest Hard Land niemieckiego autora, Benedicta Wellsa. Ta osadzona w Ameryce lat 80. historia zabrała mnie w miejsca pachnące upalnym latem, popcornem i wysłużonymi siedzeniami w starym kinie. Chwyciła mnie za serce, ale nie pozostawiła bez pytań i wątpliwości.
Książki coming of age takie są

Sam to introwertyczny piętnastolatek, który większość swojego wolnego czasu spędza samotnie. Własny pokój z widokiem na cmentarz to dla niego azyl, a z dynamicznością zewnętrznego świata nie do końca mu po drodze. W rodzinnym domu też nie ma lekko — relacja z bezrobotnym ojcem jest bardzo trudna, a na wszystko ogromnym cieniem kładzie się śmiertelna choroba jego matki, zwiastując najgorsze. Życie bohatera zmienia się i obiera zupełnie inny bieg, kiedy latem zatrudnia się w miejskim kinie w Grady, Missouri. Tam poznaje nowych przyjaciół, zakochuje się i otwiera na otaczającą go rzeczywistość tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Czar tego życia pryska jednak, gdy przychodzi mu stanąć oko w oko z ogromną stratą. Lato, które miało być najlepszym w historii, staje się jednocześnie tym najbardziej łamiącym serce. Sam mierzy się z żałobą, rozczarowaniami, a w tym wszystkim ciągle próbuje odnaleźć własne miejsce. Nadal jest to jednak dla niego czas pierwszych razów, ale i proces przyspieszonego wchodzenia w dorosłość. 

Postać niezbyt poradnego geeka w zestawieniu z popularnymi i budzącymi podziw nastolatkami od początku przywiodła mi na myśl inne tego typu powieści, jak chociażby Szukając Alaski Johna Greena. Fabuła obu tych książek była do siebie bardzo podobna — przez to zabrakło mi poczucia, że czytam coś wyjątkowo dla siebie odkrywczego czy świeżego. 

Alexa, włącz moją ulubioną playlistę!

Choć lata 80. znam tylko z opowiadań i popkulturowych tworów, jest to jedna z moich absolutnie ukochanych epok — w filmie, muzyce, sztuce. Benedict Wells w Hard Land wykreował naprawdę fascynujący świat, posługując się opisami, które wpływały nie tylko na wyobraźnię, ale i na zmysły! Oczyma duszy widziałam to małe miasteczko, czułam upalne lato i miałam wrażenie otaczającej mnie woni lekko przypalonego, maślanego popcornu. Od pierwszych stron ta niesamowita atmosfera mnie zachwyciła — od razu więc odpaliłam swoją playlistę z ulubionymi utworami z tamtej dekady, by jeszcze bardziej poczuć klimat i oczywiście udało się. 

Fabuła książki stała jednak w niemałym kontraście do opisywanych miejsc i zjawisk. Błogi czas wakacji w niewielkiej miejscowości, nowe przygody i wyzwania, jakie czekały na Sama — nic z tego nie zwiastowało chwil ogromnych wzruszeń, choć to raczej złudne, wszak powieść rozpoczyna się od zdania Tego lata zakochałem się, a moja matka zmarła. Dlatego na wstępie wiedziałam już, że przede mną niełatwa przeprawa — mimo to zdziwiły mnie łzy napływające mi do oczu wraz z rozwojem historii. Hard Land było słodko-gorzką lekturą i naprawdę ujmującą opowieścią o dorastaniu, nawiązywaniu nowych relacji i mierzeniu się ze stratą, a właściwie różnymi jej rodzajami. To też skarbnica inspirujących, ale i łamiących serce cytatów.

Potężni bohaterowie bez ich mocy. „Decimus Fate i Talizman Marzeń” – recenzja książki

Coś jednak zgrzytało

Mimo naprawdę rozczulającej i wzruszającej fabuły i ciekawych bohaterów (Cameron skradł moje serce!), w Hard Land pojawiły się elementy, które od początku do końca stanowiły dla mnie sól w oku. Przede wszystkim nie jestem fanką pozostawienia części słów lub wyrażeń bez ich tłumaczenia na język polski —  tak było w przypadku między innymi nazw szkół (high school, elementary school) czy innych miejsc (diner). I choć dowiedziałam się, że to zamysł autora, a nie decyzja tłumacza, nadal nie widzę w takim rozwiązaniu sensu. Nie są to bowiem wyrazy niemożliwe do przetłumaczenia czy specyficzne nazwy własne. Za każdym razem czytając te angielskie słowa, czułam dziwny dyskomfort i wybijało mnie to z rytmu. 

Drugi szkopuł to wspomniane już wyżej podobieństwo powieści do innych książek typu coming of age. Zwłaszcza postać Kirstie do złudzenia wręcz przypominała mi Alaskę — tytułową bohaterkę głośnego dzieła Johna Greena, które doczekało się nawet swojej serialowej adaptacji. 

Jednak pomimo tych drobnych negatywów, uważam Hard Land za naprawdę wzruszającą, inspirującą i ciekawie napisaną książkę. Razem z Samem śmiałam się, płakałam, wściekałam i godziłam z tym, co już za nim, w ekscytacji oczekując tego, co przyniesie mu przyszłość. I choć wchodzenie w dorosłość już dawno za mną, czułam, że to w dużej mierze powieść również o mnie.

Przyspieszony kurs dorosłości. „Hard Land” — recenzja książkiTytuł: Hard Land

Autor: Beneditc Walls

Liczba stron: 376

Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Hard Land poruszyło wrażliwe struny w moim sercu. Pokochałam Sama, przywiązałam się do jego przyjaciół, płakałam nad rodzinną stratą i wyczekiwałam kolejnych wyzwań. To powieść dla wszystkich osób, które lubią klimatyczne historie wypełnione poruszającym spokojem. 
Aleksandra Plichta
Aleksandra Plichta
Zagorzała fanka podcastów true crime, zapalona czytelniczka książek o millennialsach i wierna miłośniczka powrotów do seriali sprzed lat. Tonie pod naporem stosu powieści do przeczytania i długiej listy rzeczy do obejrzenia, a to wszystko w rytm soundtracku złożonego z utworów, które królowały w latach 80.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Hard Land poruszyło wrażliwe struny w moim sercu. Pokochałam Sama, przywiązałam się do jego przyjaciół, płakałam nad rodzinną stratą i wyczekiwałam kolejnych wyzwań. To powieść dla wszystkich osób, które lubią klimatyczne historie wypełnione poruszającym spokojem. Przyspieszony kurs dorosłości. „Hard Land” — recenzja książki